- Dlaczego w Polsce postępowania sądowe trwają tak długo?
- Nie wiem, czy długo. Trwają tyle, ile czasu wymaga rzetelne wypełnianie obowiązujących procedur prawnych.
- Ale jak słucham, że nie ma jeszcze terminu rozprawy w sprawie domniemanych nieprawidłowości w ubezpieczaniu Elektrowni Opole, to zaczynam mieć wątpliwości, czy przewlekłość tych postępowań nie sprowadza całej sprawy do absurdu.
- Rozumiem, że pan przywołuje tę sprawę jako jedną z najbardziej bulwersujących opinię publiczną. Tylko proszę pamiętać, że podczas trzyletniego postępowania przygotowawczego zgromadzono sześćdziesiąt tomów akt plus pięćdziesiąt cztery tomy załączników.
- Typowa klęska wynikająca z nadmiaru informacji.
- Takie jest prawo. W sprawie są oskarżone dwadzieścia trzy osoby, każda z nich ma prawo do wyjaśnień...
- Nie wątpię w staranność dochodzenia. Ale być oskarżonym a skazanym to jednak różne rzeczy. Co ma zrobić człowiek, który zostaje o coś podejrzany lub oskarżony i ma w perspektywie kilka lat czekania na werdykt sądu? Najzwyczajniej: kto go przyjmie do pracy w czasie, gdy on czeka na wyrok?
- Prawo przewiduje możliwość skargi na nieosądzenie w rozsądnym terminie.
- A co to znaczy "termin rozsądny"?
- No, siłą rzeczy to dość nieprecyzyjne określenie, niemniej sąd, który będzie rozpatrywał takie zażalenie, będzie musiał sam to ocenić.
- Kłopot w tym, że jeśli werdykty sądowe mają mieć także walor wychowawczy, musi istnieć jakiś sensowny termin ich wydawania. Kto dziś pamięta, na czym polegała sprawa ubezpieczeń elektrowni? Więc jak ulica ma rozumieć, że jakieś działania tam podejmowane zostały przez państwo ocenione jako negatywne?
- Pan mówi o takim potocznym, filmowym pojmowaniu prawa: jest przestępstwo, za półtorej godziny sprawca jest skazany. Ale tak może się zdarzyć jedynie na filmie. W praktyce to niemożliwe, chyba że zgodzilibyśmy się na to, by tak zwana ulica ferowała wyroki. Ale to byłaby jednak klęska.
- Nie wątpię, że sądy przestrzegają procedur, ale wszyscy swego czasu przyjęliśmy z aprobatą zapowiedzi skrócenia tasiemcowych postępowań. Zatem takie społeczne oczekiwanie jest.
- Ależ zgoda! Tylko kłopot nie polega na tym, że politycy zapowiadają społecznie akceptowane zmiany, lecz na tym, że gdy przychodzi do konkretów, napisane prawa okazują się koślawe.
- Kibol miał rzucić na początku meczu racę, a w drugiej połowie meczu już w ramach kary porządkować otoczenie stadionu...
- ... Ale jednocześnie ustawodawca nakazał obowiązkowy areszt wobec podejrzanych o popełnienie przestępstwa ludzi, co Trybunał Konstytucyjny uznał niedawno za bezprawne.
- Gdybym, stojąc obok grupy zadymiarzy, został omyłkowo, bo hurtowo, zatrzymany, wylądowałbym w areszcie?
- Tak. A trybunał uznał, że to ograniczenie praw obywatelskich.
- A gdybym policjantom uciekł?
- Pańska sytuacja procesowa teoretycznie byłaby korzystniejsza. Bo wyszedłby pan z rygorów spec-sądów.
- Ale ten absurd nie zmienia powszechnego przekonania, że wymiar sprawiedliwości działa ospale.
- Dziesięć milionów wszelkiego typu spraw skierowanych w ubiegłym roku do sądów w Polsce, dziesięć milionów dwieście tysięcy rozstrzygniętych. Na Opolszczyźnie w ubiegłym roku 291 398 spraw rozstrzyganych przez 22 etatowych sędziów. Tysiąc na jednego. Czy to opieszałość?
- Panie sędzio, nie mam najmniejszych podstaw, by podważać zaangażowanie sędziów w pracę. Zresztą zwykła przezorność by mi tego wzbraniała. Ale chyba jest coś w tym, że ludzie tak chętnie głosują na polityków zapowiadających wysokie kary i błyskawiczne rozprawy dla przestępców?
- Problem w tym, że polityk może mówić cokolwiek zechce, natomiast sądy muszą twardo realizować skodyfikowane prawa. Jeśli każdy oskarżony ma prawo do obrońcy, to sędzia, który by nawet w dobrej wierze zechciał skrócić procedury, zostałby słusznie rozniesiony w pył i proch przez adwokata oskarżonego. Ja zawsze uprzedzam: tam, gdzie do prawa wprowadzony zostaje wątek populistyczny, gdzie - mówię teoretycznie - pojawia się pokusa przymknięcia oka na omijanie procedur, sytuacja staje się bardzo niebezpieczna. Bo ona oznacza, że jutro pan czy ja możemy zostać na skróty skazani za nie wiadomo co.
- A ja się uprę przy swoim. Działacze ONR, którzy w maju na Górze św. Anny wykonali gest kojarzony z nazistowskim pozdrowieniem. Co wywołało aferę. Ale minęło pół roku i państwo polskie nie rozstrzygnęło ustami sędziów, czy to gest karalny czy nie. I cóż się dzieje? Oto Janusz Korwin-Mikke wykonuje ten sam gest w studiu jednej z telewizji... Mam wrażenie, że czasem państwo milczy zbyt długo.
- Też bym wolał, by wyroki zapadały szybciej, ale nigdy kosztem omijania prawa. Mówię po raz kolejny: każdy ma prawo do obrony i do uzasadniania swych racji. Jeśli ktoś chce w prawie "przyspieszać", wpędza nas w bardzo prawdopodobne i dotkliwe tarapaty. To bardziej niebezpieczne niż chwilowe nawet zadowolenie oczekiwań ludzi. I więcej - czasem politycy ulegają pokusie pisania prawa pod bieżące potrzeby. Przykład pedofilii...
- Bo wtedy ktoś przytomnie zauważa, że potrzebne prawa są, tylko nie używane.
- To nie tak. Po prostu te sprawy stają się medialnie nośne, wszyscy o nich mówią, więc politycy starają się ugrać na nich, ile się da. Niebezpieczne są uogólnienia, bo co w sensie prawnym oznacza stwierdzenie, że prawa nie są stosowane albo że trzeba nowych, bardziej rygorystycznych praw? Przecież każda sprawa musi być rozstrzygana oddzielnie.
- Przed tą rozmową taksówkarz powiedział mi z przekąsem, że ewidentna sprawa napadu na taksówkarza w Opolu, w której był świadkiem, znalazła się na wokandzie po siedmiu miesiącach od czynu. Pana zdaniem, skąd ta ironia w jego głosie?
- Przecież musiałbym znać sprawę. Wiedzieć, jakie czynności musiały być wykonane i czemu niektóre się przeciągały. Proszę mnie nie namawiać do wypowiadania opinii na temat sprawy, której nie znam.
- W podopolskiej wsi człowiek morduje człowieka i dostaje wyrok ośmiu lat więzienia. Przecież jeśli sprawiedliwość ma mieć jakikolwiek sens, nie może zdawać się kpić z potocznego rozumienia jej zasad.
- Pan teraz mówi o wypowiedziach na forach internetowych. Znam je. I przypomnę tylko, że czyn ten został zakwalifikowany jako pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Wyrok jest w dużej mierze konsekwencją tej kwalifikacji.
- Jeszcze raz odwołam się do tak zwanej potocznej opinii: postępowania stają się absurdalnie drobiazgowe. Gromadzone są w ich toku tysiące dokumentów, których na dobrą sprawę nikt nie ma szans poznać. Może tu jest błąd?
- Ta sterta akt, którą pan widzi pod ścianą, to właśnie dokumentacja sprawy ubezpieczenia elektrowni.
- Czyli przypadkiem trafiłem?
- To często bywa tak: jest sprawa, załóżmy, złapanego dilera narkotyków. Złapani zostają ich kupcy. W dodatku nikt się nie wypiera udziału w przestępstwie. Wydawałoby się naturalne skierować dość cienkie akta sprawy do sądu, co pozwoliłoby wydać szybki wyrok. Często jednak bywa tak, że prokuratura ulega skłonności dołączania do sprawy wszystkich innych, również zamieszanych w to ludzi. I z banalnej, wydawałoby się, historii tworzy się coś na kształt afery. I już mamy konsekwencje, choćby w trudności sprawnego przeprowadzenia procesu. Jeśli ludzie potem, jak pan mówi, narzekają na nierychliwość wymiaru sprawiedliwości, to w sporej mierze także z tego powodu.
- Może więcej sędziów potrzeba?
- Powiem coś, co zabrzmi może dziwnie. Nie potrzeba. Natomiast byłoby świetnie, gdyby sędziowie mieli asystentów. Kompetentnych, znających prawo, którzy potrafiliby za sędziego rozstrzygać w sprawach ewidentnych, w których można zastosować rodzaj prawnego automatu. To przyspieszyłoby bieg wielu procesów. Wszelkich dróg na skróty zdecydowanie odradzam.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?