Berlin zwinie parasol

Fot. Krzysztof Ogiolda
dr. Dariusz Niedźwiedzki
dr. Dariusz Niedźwiedzki Fot. Krzysztof Ogiolda
Z dr. Dariuszem Niedźwiedzkim z Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu Jagiellońskiego rozmawia Krzysztof Ogiolda

- W Unii Europejskiej praktycznie nie ma programów wprost adresowanych do mniejszości narodowych. Czy polskie mniejszości, w tym niemiecka, na tym stracą?
- Należy pytać, czy społeczeństwo straci. I większość, i mniejszość ma szansę zyskać na akcesji do Unii Europejskiej lub stracić. Mamy dwa sztandarowe przykłady. Irlandia zyskała, zrywając z wielowiekowym uzależnieniem gospodarczym i kulturalnym od Wielkiej Brytanii. Unia pozwoliła Irlandczykom wybić się na swego rodzaju niepodległość. Równocześnie Grecy stracili szereg szans, bo podeszli do akcesji bez zaangażowania. Jeśli zarówno większość, jak mniejszość podejdzie do Unii w sposób wyłącznie roszczeniowy, z nastawieniem, że Unia musi nam coś dać, to się na tym przejedziemy. Przewiduję zresztą po wejściu do Unii odłożony w czasie kryzys społeczny. Klasa polityczna pokazuje Unię Europejską tak, jakby wejście do niej było celem samym w sobie, jako donatora, którym Unia nie jest ani dla większości, ani dla mniejszości. Ona tylko daje szansę. Wykorzystać trzeba ją samemu.

- Czy jako społeczeństwo ją wykorzystamy?
- Obawiam się, że nie, a odpowiedzialność zrzucimy potem na Unię. W dwa, trzy lata po akcesji będziemy mieli w Polsce kryzys polityczny i społeczny, bo Unia nie spełni oczekiwań obywateli. Spełnić nie może, bo Unię Europejską reklamuje się u nas jak proszek do prania. Różnica polega na tym, że jak ktoś się zawiedzie na reklamie "Wiziru", to kupuje "Ariel", a innej Unii Europejskiej sobie nie kupimy.

- Siedemdziesiąt do stu tysięcy dwupaszportowców z Opolszczyzny już pracuje w Unii, głównie w Niemczech i Holandii. Czy im opłaca się nasze wejście do Unii?
- Spodziewam się, że niewiele zyskają, ale też chyba nie stracą. Z pogłębionych badań wynika, że w Unii już dziś pracują nie tylko dwupaszportowcy, ale także ci, którzy wykazali się pewną aktywnością. Co roku do krajów Unii wyjeżdża do pracy 600 tys. Polaków, z tego połowa legalnie. Zatem, kto miał pojechać, już prawdopodobnie pojechał. Po wejściu do Unii tzw. czwórki biedaków (Hiszpanii, Portugalii, Irlandii i Grecji) nie było wielkich ruchów migracyjnych za pracą w Europie. W krajach Unii tylko niecałe 3 procent osób emigrowało w celu zmiany zamieszkania i pracy. Pozostający u siebie często nie mają kompetencji kulturowych ani kwalifikacji, które pozwoliłyby im konkurować na rynku europejskim. Natomiast wysoko kwalifikowani specjaliści, którzy znajdą zatrudnienie w krajach europejskich po akcesji, nie stanowią konkurencji dla dwupaszportowców, którzy w większości wykonują prace proste.

- Z jakich źródeł będzie finansowana mniejszość niemiecka po rozszerzeniu UE?
- Mniejszość będzie mogła być finansowana ze środków niemieckich, środków polskich lub ze środków unijnych, ale każde z tych źródeł będzie wymagało zupełnie innej postawy niż dotychczas, postawy aktywnej, mobilizacji społecznej, udziału społeczeństwa w projektach i skutecznego lobbingu. To wszystko na razie kuleje i w Polsce, i w mniejszości. Wszyscy musimy się nauczyć być społeczeństwem obywatelskim

- Dotychczas przytłaczającą większość pieniędzy na wsparcie mniejszości pochodziła od rządu niemieckiego...
- Sytuacja prawdopodobnie się zmieni. Przypuszczam, że rząd niemiecki poinformuje władze polskie w rozmowach oficjalnych lub zakulisowych, że zwinie parasol trzymany nad mniejszością. Odpowiedzialność za mniejszości, w tym niemiecką, spadnie przede wszystkim na władze polskie. Rząd niemiecki włączy się wtedy w tym zakresie, w jakim władze polskie nie będą sobie radzić. Kluczem do tego, jak władze polskie będą finansować mniejszości, będzie ustawa o mniejszościach narodowych i akty wykonawcze do niej. Na razie są one wielką niewiadomą. One rozstrzygną zasady finansowania mniejszości i dopiero kiedy będą znane, można się będzie zastanawiać nad konkretnymi krokami, które musi wykonać mniejszość niemiecka, by zyskać pieniądze od rządu polskiego. Władze niemieckie skoncentrują się raczej na pomocy dla mniejszości w Rumunii i innych krajach spoza Unii Europejskiej.

- Ustawa o mniejszościach tkwi w Sejmie już trzecią kadencję. Kiedy według pana zostanie uchwalona?
- Myślę, że ustawa o mniejszościach narodowych zostanie uchwalona wkrótce, bo też jest to jeden ze standardów europejskich. Po wtóre akty wykonawcze regulujące szczegółowo sposób traktowania mniejszości będą mogły funkcjonować tylko w łączności z ustawą. Wiele kwestii, np. dwujęzyczne nazwy itp. - rozstrzygać się będzie na poziomie regionalnym, a nawet gminnym. Bo to władze na dole muszą rozstrzygnąć, kiedy jest klimat polityczny dla tego typu decyzji. Kiedy ustawa będzie już uchwalona, mniejszość zyska prawną pewność co do tego, czego może się spodziewać od władz polskich i o co może walczyć.

- Pod jakim warunkiem pozyskanie pieniędzy niemieckich będzie jednak możliwe?
- Wobec rządu niemieckiego mniejszość będzie musiała walczyć o pieniądze, czyli wyraźnie pokazywać brak możliwości zrealizowania konkretnych przedsięwzięć o charakterze lokalnym czy regionalnym ze względu na stan budżetu polskiego. Najlepiej, by były to projekty dotyczące całej społeczności - większości i mniejszości - i koniecznie dobrze umotywowane. Spodziewam się, że pieniądze publiczne będą w Unii pod bacznym okiem Komisji Europejskiej. Ta kontrola mogła być mniej sprawna, gdy dotyczyła wyprowadzania pieniędzy do Polski, czyli poza UE. Gdy my wejdziemy do UE, Komisja Europejska będzie pilnować każdego euro, by uniknąć oburzenia Basków, Katalończyków czy innych mniejszości w Europie.

- Na jakie pieniądze unijne mniejszość może liczyć najbardziej?
- W Unii Europejskiej najwięcej wygrywają te mniejszości, które tworzą coś na kształt społeczności etnoregionalnych. Muszą one jednak połączyć własne ambicje dotyczące kultywowania własnego dziedzictwa z tym, co jest priorytetem Unii Europejskiej, czyli wspomaganiem regionów, w których żyją. Mniejszość niemiecka ma ogromne szanse na pieniądze z Unii ze względu na swe skoncentrowanie terytorialne, pod warunkiem, że będzie występować z bardzo dobrymi projektami do funduszy strukturalnych razem ze swoim regionem. Tego trzeba się nauczyć. Wtopienie w swój region zapobiega równocześnie takiemu rozwojowi mniejszości, który mógłby prowadzić do izolacji różnych narodowości. Jeśli przestrzeń Śląska Opolskiego będzie zagospodarowywana wspólnie przez Polaków, Niemców i Czechów, to będzie to dowód, że społeczności te myślą równocześnie w kategoriach swojego dziedzictwa i kultury, jak i w ramach przestrzeni wspólnej. Ma to tym większe znaczenie, że Unię Europejską tworzą państwa narodowe, ale zasada solidarności przekłada się na wspomaganie regionów.
- Uważa pan mniejszość niemiecką w Polsce za strategiczną. Jak pan to rozumie?
- Ze względu na państwo macierzyste mniejszości niemieckiej nie grożą w Polsce żadne skrajne przypadki izolacjonizmu ze strony większości polskiej, a w szczególności ze strony klasy politycznej czy jakiejkolwiek władzy. Nie do pomyślenia jest, by doszło w Polsce do zamieszek antyniemieckich, jak doszło np. do protestów antyromskich w Mławie. Nikt do tego nie dopuści, a ewentualnych zadymiarzy policja powstrzymałaby z niezwykłą sprawnością.

- Czy nowa sytuacja mniejszości po akcesji do UE postawi nowe wymagania liderom mniejszości?
- Musi się skończyć ta mentalność, która cechuje zresztą większość polityków w Polsce, nie tylko liderów mniejszości. Trzeba skończyć z myśleniem o przejęciu władzy jako celu samym w sobie. Trzeba wyzbyć się myślenia w kategoriach ideologicznych na rzecz zachowań pragmatycznych. Kiedy górę bierze ideologia, istota władzy polega na magii słów. Władza lokalna i regionalna opiera się na pragmatycznym działaniu. Wielką politykę można robić co najwyżej w Sejmie i to w ograniczonym wymiarze. Na poziomie regionalnym i lokalnym potrzebne są konkretne działania, realne plany i zachęcanie, i mobilizowanie społeczności lokalnych. Liderzy muszą umieć powiedzieć ludziom nie tylko, co trzeba zrobić, ale jak to zrobić i skąd wziąć na to pieniądze, czyli autentycznie im przewodzić.

- W jakie programy unijne będzie się mniejszości najłatwiej włączyć?
- Są to przede wszystkim różne programy związane z tzw. edukacją dla Europy (Sokrates II, Commenius), program Minerwa umożliwiający kształcenie dorosłych, Lingua wspierający edukację językowa, Grundwigd służący kształceniu ustawicznemu, Leonardo da Vinci umożliwiający dostosowywanie pracowników do wymogów zmieniającego się rynku pracy. Członkowie mniejszości już pracujący w Niemczech mogą z pomocą tego programu podnosić swoje kompetencje i możliwości na rynku pracy. Jednym z najbardziej dostępnych jest program "Młodzież" poświęcony edukacji na rzecz tolerancji i nauki o kulturze europejskiej. Trudnym programem jest "Kultura 2000", który obejmuje wielkie przedsięwzięcia kulturalne, festiwale muzyczne czy teatralne. O unijne pieniądze starać się tu będą różne znaczące wyspecjalizowane instytucje. We wszystkich programach mniejszość będzie musiała rywalizować o pieniądze z innymi organizacjami pozarządowymi, stowarzyszeniami itp. i to bez żadnych przywilejów.

Dr Dariusz Niedźwiedzki wygłosił wczoraj w Kamieniu Śląskim wykład pt. "Możliwości wspierania mniejszości narodowych po przystąpieniu Polski do UE" w ramach VII Seminarium Śląskiego "Śląsk żyjący Europą. Wczoraj - dziś - jutro" zorganizowanego przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Duszpasterstwo Mniejszości Narodowych i Konversatorium Eichendorffa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska