Bez kobiety nie ma życia

Redakcja
Tulą do piersi, gotują rosół, uczą miłości, prowadzą dom, wspierają karierę. Gdy trzeba - potrafią skutecznie zdyscyplinować. Okazuje się, że ich "chłopcy" wszystko to doceniają!

Poznałem, co to porażka

Józef Sebesta, marszałek województwa opolskiego:

Mam zwykle dobre doświadczenia z kobietami, uwielbiam z nimi przebywać, rozmawiać i współpracować. A za moją żoną poszedłbym na koniec świata! Ale nie zawsze było tak słodko. To za sprawą kobiety poznałem po raz pierwszy smak porażki. Miałem 18 lat i starałem się o względy pięknej koleżanki ze szkoły. Zadurzyłem się w niej, nie mogłem przestać o niej myśleć. Hołubiłem ją, zapraszałem na różne imprezy. Właściwie byłem przekonany, że jest moją dziewczyną. Pewnego dnia miałem nadzieję pójść z nią na seans filmowy, ale - ku mojemu zaskoczeniu - odmówiła. Wymówka była stara jak świat: ból głowy. Poszedłem więc sam do kina. Po powrocie postanowiłem zajrzeć na zabawę, do moich kumpli. I co zobaczyłem: - "moją" dziewczynę, która nie zważając na "ból głowy", tańczyła w objęciach kogoś innego. To była moja klęska. Pamiętam, że w tym czasie był bardzo modny przebój "I can't stop love you". Miałem wrażenie, że to o mnie. Ale to przeszłość, Dziś rządzą mną żona i wnuczka (na zdjęciu z marszałkiem).

Pobiła mnie moją bronią

Bez kobiety nie ma życia

Jakub Novotny, siatkarz ZAKSY Kędzierzyn-Koźle:

Największy numer w życiu zrobiła mi moja eksdziewczyna Katka, po polsku Kasia. To było pięć lat temu, kiedy grałem we Włoszech. Byliśmy ze sobą już pięć lat i w pewnym momencie zacząłem cwaniakować, że to już czas na dziecko. Ona się wzbraniała, a ja żartowałem, że "zrobię" jej dziecko. Miesiąc później, kiedy już zapomniałem o tym droczeniu się, Katka oświadczyła, że jest w ciąży. Byłem zaskoczony i przestraszony. To był szok. No, ale skoro dziecko w drodze, to zacząłem rozmyślać, jak to wszystko poukładać, liczyłem oszczędności, zastanawiałem się, jak odłożyć, by kupić mieszkanie w Pradze. Po dwóch tygodniach Katka powiedziała, że sobie ze mnie zażartowała, by sprawdzić, czy poważnie mówiłem o dziecku. Teraz wiem, że pobiła mnie moją bronią, a jednocześnie przekonała się, że nie jestem gotowy na założenie rodziny. Kobiety są zwykle sprytniejsze od nas! Muszę przyznać, że pięknie teatralnie to rozegrała, miała mdłości, częściej chodziła do toalety. A ja poszedłem z chłopakami na piwo... z

One dodały smaku memu życiu

Bez kobiety nie ma życia

mł. insp. Krzysztof Sochacki, Komendant Miejski Policji w Opolu:

Na każdym etapie mego życia napotykałem kobiety, z którymi wiążą się wspaniałe wspomnienia. Najważniejsza jest oczywiście mama - na nią mogę zawsze liczyć. Babcia: święta kobieta, wybaczała mi wszystko: podpaloną firankę w domu, jak i niezagaszonego kiepa podniesionego z chodnika, którym chciałem się "sztachnąć". Zawsze uśmiechnięta, ciepła, czuła. Pierwsza miłość - to Beata z mojej podstawówki w Świdnicy - była pierwszą dziewczyną, z którą szedłem za rękę. Pamiętam trasę: z osiedla do centrum Świdnicy. Jeśli przechodziliśmy przez tłoczną ulicę, puszczaliśmy swe ręce, trochę się wstydząc. Mieliśmy wówczas po 11-12 lat. Potem wkroczyłem w - jak ja to nazywam - indiański wiek. Wolałem chadzać na wagary i kopać piłkę, niż chodzić na lekcje. Przed wyrzuceniem ze szkoły uratowała mnie nauczycielka biologii - to ona przekonała mnie, że warto chodzić na lekcje, odrabiać zadania domowe. Dzięki temu mogłem zdać egzaminy do technikum. Mieszkałem w internacie - na jednego chłopaka przypadały 4 dziewczyny. Zwykle "opiekowały" się mną starsze koleżanki. Pamiętam Magdę, dzięki niej zwiedziłem pół Polski, zaszczepiła we mnie bakcyla "obieżyświata". To za jej namową wyjechałem też z internatu na pierwszy i ostatni w życiu gigant. Pojechaliśmy na 2 dni, na wrocławskie Partynice, na spotkanie z Janem Pawłem II w 1983 roku.
Jedna z ważniejszych w moim życiu dat to 22 listopada 1986 roku. Wtedy poznałem moją obecną żonę (na zdjęciu). To była miłość od pierwszego spojrzenia. Niespełna dwa lata później pobraliśmy się. Mam nadzieję, że moja żona się ze mną nie nudzi i - co tu kryć - często robię jej niespodzianki. Ostatnio leżałem w szpitalu, nie miałem przepustki na weekend. A jednak w niedzielę z samego rana "samowolnie oddaliłem się" ze szpitala i o 8.30 zastukałem do domu. Żonie powiedziałem, że wyrzucono mnie z oddziału za "nadużywanie". Wiedziała, że to żart, i śmiechu było sporo.

Mam do nich ogromne szczęście

Bez kobiety nie ma życia

Ryszard Wilczyński, wojewoda opolski:

Wychowywałem się wśród kobiet. Mam dwie starsze siostry i jedną młodszą. Najstarsza siostra bardzo się mną opiekowała, często "kryła" przed rodzicami. Jeśli nachuliganiłem, wróciłem z podwórka z dziurawym lub poplamionym ubraniem - ona je zacerowała i zaprała plamy, zanim mama wróciła do domu. Ta młodsza była obiektem moich doświadczeń naukowych, przez co nie raz ucierpiała. Na przykład wypróbowałem na niej działanie soczewki skupiającej promienie słoneczne. Skończyło się płaczem oraz bąblem oparzeniowym na ręce. Później się zrehabilitowałem - gdy była na studiach na Akademii Rolniczej we Wrocławiu, miała kłopoty z chemią, nie mogła zaliczyć ćwiczeń laboratoryjnych. Zdecydowałem, jako starszy brat, pójść do pani adiunkt, która prowadziła owe ćwiczenia, z prośbą o podanie ręki mej siostrze. Pomogło.
Mam też ogromne szczęście do kobiet, z którymi współpracuję. Gdy zostałem wojewodą, zdecydowałem, że przez pierwszy miesiąc towarzyszyć mi będzie w nowej pracy pani Irenka, która wcześniej współpracowała ze mną, prowadząc biuro sejmiku samorządowego. W ten sposób stała się ona na miesiąc nieformalnym dyrektorem gabinetu wojewody, pomogła mi dobrać właściwą kadrę oraz samemu wejść w zupełnie nową dla mnie rolę: wojewody. To jeden z wielu przykładów na kompetencję i profesjonalizm, o jakich przekonałem się podczas mojej wieloletniej współpracy z paniami - zarówno w urzędzie gminy w Namysłowie, jak i w sejmiku samorządowym i w urzędzie wojewódzkim. Prywatnie też mam szczęście do kobiet, a one do mnie ogromną cierpliwość. Moja małżonka postawiła sobie za cel złagodzić mój trudny charakter, nauczyć mnie sztuki kompromisu. To była mozolna robota - ale udało się jej, a ja dziękuję losowi za takie szczęście. z

Poświęciła się dla domu

Bez kobiety nie ma życia

Dariusz Polaczkiewicz, specjalista laryngolog, ordynator oddziału laryngologii Szpitala w Nysie:

- Z żoną Anną, kobietą mojego życia, 6 października będziemy obchodzić 25-lecie. To dzięki Annie mogę realizować się zawodowo. Zrezygnowała z pracy, zajęła się domem i dziećmi, świetnie je wychowała, wspiera je podczas nauki. Życie z wojskowym to ciągłe przeprowadzki. Najpierw mieszkaliśmy we Wrocławiu, potem w Gubinie, aż w końcu osiedliliśmy się w Opolu. Gdy przenosiliśmy się do Opola, była już w zaawansowanej ciąży z drugim dzieckiem. Ponieważ nowe mieszkanie nie było jeszcze gotowe - Ania wróciła do rodziców, tam urodziła, po czym znowu była przy mnie. Nie skarżyła się. Anna jest moim towarzyszem w trakcie licznych zagranicznych podróży i znosi wszelkie niedogodności. Ostatnio, gdy pływaliśmy łódką po morzu i złapał nas sztorm, nawet nie okazała żadnego strachu.
No i - co ceni sobie chyba każdy pan - moja żona wspaniale gotuje. Robi wyśmienity gulasz po węgiersku. Ja potrafię usmażyć tylko jajecznicę. z

Bywa zabawnie

Andrzej Polak, trener piłkarzy MKS-u Kluczbork:

Z kobietami bywa zabawnie. Tak było z Patrycją, koleżanką mojej żony. Na początku lat 90., kiedy zyskaliśmy wolność i szukaliśmy nowych sposobów na dorobienie, jeździliśmy z żoną Violettą co tydzień do Berlina, gdzie zawsze można było dorobić parę groszy. Raz zaproponowaliśmy Patrycji, by pojechała z nami. Ona była trochę przejęta, bo nowy kraj, nowi ludzie. Powiedziałem, by się nie martwiła, bo my jeździmy tam tak często, że wszyscy mnie tam znają, więc będzie jej raźniej. Zdecydowała się na wyjazd.
Minęliśmy Wrocław i na betonówce do granicy kierowcy z naprzeciwka co chwilę podnosili mi rękę, jakby w geście pozdrowienia. Patrycja w pewnym momencie rzuciła: "Kurcze, Andrzej, ciebie faktycznie tu wszyscy znają". I tak zostało. A na tej betonówce przed Olszyną ruch był ogromny. A ja po prostu migałem światłami, by ostrzec przed kolejnymi radarami i kierowcy mi dziękowali. Tak wyglądała moja "znajomość ze wszystkimi".

Na żonę skarżę teściowej

Wojciech Redelbach, chirurg onkolog, dyrektor Opolskiego Centrum Onkologii:

Jestem osobą impulsywną, łatwo daję się sprowokować, niepotrzebnie wychodzę przed szereg, co nieraz przysporzyło mi kłopotów. Tak było już od podstawówki, za co nieraz dostawałem cięgi. Pracując już w Opolskim Centrum Onkologii na oddziale chirurgii onkologicznej, niestety wszedłem w konflikt z moim ordynatorem i ówczesnym dyrektorem tej placówki. O mało z tego powodu nie wyleciałem z pracy. Wtedy właśnie z pomocą przyszła mi teściowa Zdzisława, która wytknęła mi, że niepotrzebnie pcham się w tarapaty i daję się skonfliktować. Po wysłuchaniu i przemyśleniu jej rady postanowiłem, że już nie będę kierować się emocjami, tylko zachowam więcej dyplomacji. To faktycznie mi pomogło. Zrozumiałem, że każdy ma prawo do swojej opinii i nie tylko ja muszę mieć zawsze rację. Swoją teściową postrzegam bardzo pozytywnie. Mogę z nią porozmawiać na różne tematy. Nawet jak chcę się poskarżyć na moją żonę, to przy kawce teściowa mnie wysłucha, rozsądnie wyważy, kto ma rację.
Pochodzę z Poznania. Jak poznałem moją przyszłą żonę (obecnie kardiologa - przyp. red.) i zacząłem przyjeżdżać do niej do Opola, to obserwowałem przyszłą teściową. Od razu wiedziałem, że dokonuję dobrego wyboru. Obie brunetki - są do siebie podobne. 7

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska