Bezdomny Krzysztof zaczyna nowe życie... w Warszawie!

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Mężczyzna, o którym pisaliśmy w wyjechał do stolicy. Tam dostał dach nad głową i pracę.

- Żołądek mnie strasznie boli z nerwów bo nie wiem, co mniej w tej Warszawie czeka - wzdychał przed odjazdem Krzysztof. Mężczyzna ma 62 lata, z czego ponad 20 spędził na ulicy. Nigdy się nie ożenił. Nie ma pretensji, do losu.

- Na ulicy wylądowałem ze swojej winy - przyznaje. Przed laty, gdy dostał spadek żył jak król i zwiedzał Europę, ale tylko przez 3 miesiące. Później pieniądze się skończyły a on został z niczym.

Historia Krzysztofa, o którym pisaliśmy pod koniec sierpnia, poruszyła ludzi z całej Polski. Pisali do redakcji, twierdząc, że ujęło ich to, że bezdomny też może trzymać fason. Bo Krzysztof o siebie dbał: ubrania zmieniał regularnie, kąpał się w fontannie, a jak udało się uzbierać parę groszy, to szedł do fryzjera.

Tym też ujął rodzinę spod Warszawy, która zaproponowała mu dach nad głową, wyżywienie i kieszonkowe, w zamian z pomoc w ogrodzie.

- Będzie miał u nas swój pokój, dostęp do ubikacji i łazienki - wylicza pani Ewa, która przyjęła Krzysztofa. - Nam przyda się pomoc, a pan Krzysztof będzie miał szansę na normalne życie. Mamy spory ogród, w którym mógłby np. skosić trawę czy zgrabić liście - wyjaśnia.

Krzysztof nie mógł uwierzyć, kiedy usłyszał, że znalazł się ktoś, kto chce mu pomóc. - Pani sobie ze mnie żarty robi? - dopytywał. W końcu, gdy trochę ochłonął, zaczął się obawiać, że rodzina jednak się rozmyśli.

- Mogę pracować w ogrodzie, a jak trzeba to nawet gosposią będę. Ja naprawdę całkiem nieźle gotuję, a i o porządek zadbać potrafię - deklarował, jakby próbując udowodnić, że i on może jeszcze się komuś przydać.

Ostatnią noc spędził na ławce przy klasztorze, przykryty dwoma kocami, które dostał kiedyś od jednego z zakonników. Zanim wyjechał złożył je równiutko w kostkę i oddał, bo być może jeszcze przydadzą się innemu nieszczęśnikowi, który, tak jak on, na własne życzenie zmarnował sobie życie. Z emocji nie zmrużył nawet oka, bojąc się, że zaśpi na autobus, a skoro świt ruszył w podróż do Warszawy .

- Widzi pani do czego to doszło. Na starość przyszło mi zaczynać nowe życie - mówił ze łzami w oczach. - Obiecuję, że jak uda mi się tam zarobić parę groszy, to przyjadę do Opola i zabiorę panią na węgorza do Turawy - deklarował.

Z panią Ewą spotkali się przed południem na Dworcu Zachodnim. Kobieta mówi, że bezdomny zrobił na niej dobre wrażenie. - Nakarmiliśmy pana Krzysia i poszedł spać. W końcu musi odespać tę zarwaną noc - śmieje się.

Rodzina kobiety wiele lat temu przygarnęła już bezdomnego. Był z nimi przez 11 lat. - Pamiętaliśmy o jego imieninach, spędzał z nami święta, był dla nas po prostu jak członek rodziny - wspomina. - Później zaczął pić na umór, wynosić z domu rzeczy... Kiedy kolejne rozmowy nie pomagały, musieliśmy się z nim rozstać - opowiada.

Mimo to, kiedy przeczytali historię Krzysztofa nie wahała się długo. Mówią, że o złych doświadczeniach starają się nie pamiętać i ciągle wierzą w ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska