Bezrobotny skończył kurs, ale do pracy się nie nadaje. Dlaczego?

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
PUP w Opolu.
PUP w Opolu. Archiwum
50-latek, który stracił pracę sam znalazł firmę, która go zatrudni. PUP miał go przeszkolić, ale zdaniem mężczyzny zrobił to na pół gwizdka.

Pan Jarosław od dwóch lat jest bezrobotny. Wcześniej prowadził sklep, który nie wytrzymał konkurencji marketów i biznes trzeba było zwinąć. - Wiedziałem, że pracodawcy nie palą się do tego, żeby zatrudnić faceta koło pięćdziesiątki, więc zarejestrowałem się w pośredniaku licząc, że oni pomogą mi coś znaleźć. Przez dwa lata dostałem jedną propozycję i to, jak się później okazało, nieaktualną - wspomina.

Mężczyzna postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie znaleźć kogoś, kto go zatrudni. - Poszczęściło mi się w firmie, która zajmuje się wywozem i transportem drewna z lasu. Roboty się nie boję, więc wziąłbym ją z pocałowaniem ręki, ale że przez ponad 20 lat pracowałem w handlu, to musiałem się przekwalifikować - opowiada.

Opolanin wspomina, że potencjalny pracodawca zgodził się go przyjąć, ale pod warunkiem, że ukończy odpowiednie kursy. - Miało to być prawo jazdy kategorii C i C+ E (ciężarówka z przyczepą), kwalifikacja przyśpieszona i kurs na HDS - wylicza. - Złożyłem w Powiatowym Urzędzie Pracy w Opolu wniosek z gwarancją zatrudnienia. Urzędnicy wniosek rozpatrzyli pozytywnie, ale wysłali mnie jedynie na kurs prawa jazdy kategorii C wraz z kwalifikacja przyśpieszoną. No i jestem w kropce - rozkłada ręce.

Pan Jarosław twierdzi, że pracodawca nie przyjmie go do pracy, dopóki nie będzie miał wszystkich kwalifikacji. - Ich uzupełnienie kosztowałoby mnie prawie 3 tys. zł. Gdybym miał te pieniądze, to nawet nie czekałbym na łaskę PUP - kwituje.

Mężczyzna nadal nie pracuje i mówi, że traci już wiarę w pośredniaki. - Ostatnio usłyszałem, że rocznie bezrobotny może przejść nie więcej niż jeden kurs. Wychodzi na to, że miną jeszcze co najmniej dwa lata zanim będę mógł pójść do pracy - mówi z żalem.

Antoni Duda, dyrektor PUP w Opolu twierdzi, że pracodawca zgodził się zatrudnić pana Jarosława z takimi kwalifikacjami, jakie sfinansował mu pośredniak. - Mamy podpisaną z tą firmą umowę, w której czarno na białym jest napisane, że prawo jazdy kat. C i kwalifikacja przyspieszona na początek wystarczy - wyjaśnia dyrektor Duda.

- Wziąłem to, co mi oferowali, ale obiecałem pracodawcy, że stanę na głowię, żeby mieć komplet kwalifikacji - broni się pan Jarosław. - Po co im facet, który nie ma uprawnień, żeby załadować drewno na przyczepę ani je wywieźć? Tych uprawnień nadal mi brakuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska