Bieda. Przy śmietnikach tłok coraz większy

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
- Do wyciągania puszek z kontenera używam haka, który sam zrobiłem - mówi pan Stanisław. - Można się zdziwić, jakie ludzie wyrzucają rzeczy do śmietnika.
- Do wyciągania puszek z kontenera używam haka, który sam zrobiłem - mówi pan Stanisław. - Można się zdziwić, jakie ludzie wyrzucają rzeczy do śmietnika.
Nawet 800 złotych zarabiają miesięcznie wprawieni poszukiwacze puszek. Za wyławianie śmieci biorą się już nie tylko bezdomni, ale też emeryci i renciści.

Ci, którzy się wstydzą swojego zajęcia wychodzą na "łowy" dopiero po zmroku. Ale wtedy w kontenerach niewiele już zostaje. Najwięcej można wyciągnąć rano - gdy ludzie wynoszą śmieci wraz z wyjściem do pracy. Sporo "skarbów" zbiera się też w kontenerach późnym popołudniem.

- Najbardziej opłaca się zbierać aluminiowe puszki po piwie - przyznaje pan Janusz, rencista ze Strzelec Opolskich. - 55 takich puszek to kilogram złomu, za co w skupie dostaję 3 zł. Na metalu nie da się tyle zarobić. Musiałbym go uzbierać chyba z tonę, a z moim kręgosłupem i nogami to niemożliwe.

Pan Janusz żyje z 700 zł renty. Po opłaceniu czynszu i rachunków zostaje mu na życie nieco ponad 400 zł, z czego większość wydaje na lekarstwa.

- Muszę grzebać w śmietnikach, bo inaczej bym umarł z głodu - dodaje. - Poza aluminium zbieram też stary chleb, który daję sąsiadce dla kur, a ona przynosi mi jajka. Zdarzyło mi się też jeść rzeczy ze śmietnika, ale to były tylko konserwy. One nie psują się tak szybko, jak się ludziom wydaje. Czasami trafią się też jakieś ubrania.

Pana Janusza boli jedno - brak zrozumienia ze strony niektórych. Wiele razy słyszał, że jest pijakiem, menelem, ścierwem. - Ludzie mówią, żebym się zabrał do normalnej roboty, a dla mnie to jest moja praca. Lepsze to niż wyciąganie ręki po zasiłek.

W zupełnie innej sytuacji jest pan Stanisław, także ze Strzelec Opolskich. Z emeryturą na poziomie 1,7 tys. złotych razem z żoną jakoś wiąże koniec z końcem. Pomagają mu też synowie, którzy pracują za granicą. Mimo tego pan Stanisław regularnie grzebie w śmieciach - dwa razy dziennie, oprócz niedziel.

- Zaczęło się wtedy, jak zwolnili mnie z pracy i dostałem kilkaset złotych "pomostówki" - tłumaczy. - Wtedy brakowało na jedzenie, ale teraz jest lepiej. Grzebię, bo wiem, jakie skarby ludzie wyrzucają do śmietnika. Można na tym zarobić nawet. 800 zł miesięcznie. Wystarczy tylko trochę wprawy.

Grzebią w kubłach na potęgę

Dla jednych to metoda na przetrwanie. Dla innych sposób, żeby dorobić do skromnej renty lub emerytury.

- Ludzie nie wiedzą, co wyrzucają do śmietnika! - dziwi się pan Stanisław. - Jakiś tydzień temu znalazłem w kontenerze cały mosiężny kran. Ważył ponad kilogram, dostałem za niego w skupie 12 zł. Wcześniej trafiłem na świeczniki, które też ważyły swoje.

Żona pana Stanisława i synowie, którzy pracują za granicą, mają mu za złe, że tak chodzi i grzebie. Ale on wie swoje. W 4 godziny jest w stanie wyłowić ze śmietnika przedmioty za ok. 50 zł. To jego dniówka. Pracuje tylko na swoim osiedlu. Na inne się nie zapuszcza, bo gdy raz spróbował, to omal go nie pobili.

- Mamy wśród "grzebaczy" wyznaczone takie nieoficjalne rewiry - przyznaje. - Na moim osiedlu jest nas kilku i nie wchodzimy sobie w paradę. Ale najgorsi są ci, co zbierają na wódkę. Potrafią pobić, jeżeli ktoś wejdzie na "ich teren". Oni wiedzą też, gdzie są najlepsze śmietniki. Im bogatsi ludzie mieszkają w okolicy, tym więcej można wyciągnąć z kontenera.

Antoni Tercha, streetworker, który w Strzelcach Opolskich zajmuje się wyciaganiem bezdomnych z ulicy, przyznaje, że bardzo często spotyka ludzi przy śmietnikach.

- Minęły już czasy, gdy zajmowali się tym ludzie bez dachu nad głową - mówi Tercha. - Dołączyli do nich bezrobotni, ale też emeryci i renciści.

Pracownicy OPS-ów dodają, że na całej Opolszczyźnie przybywa ludzi grzebiących w odpadach. To jednak tylko dane wynikające z obserwacji urzędników, bo nikt nie prowadzi w tej kwestii oficjalnych statystyk.

- W Brzegu śmietniki są stałym źródłem dochodów dla osób uzależnionych od alkoholu - mówi Sebastian Matuszewski kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - My znamy tych ludzi, bo niektórzy przychodzą do nas po zasiłki. Ale nie mówimy im nic złego. Z sortowania odpadów jest przynajmniej jakiś pożytek. Gorzej, gdyby kradli złom.

Zdzisław Markiewicz, dyrektor MOPR-u w Opolu, uważa, że ludzi grzebiących po śmietnikach byłoby mniej, gdyby nie chore przepisy, które obowiązują w kraju.

- Na Zachodzie sklepy mają prawo wyłożyć lub przekazać biednym żywność, której skończyła się ważność - mówi. - U nas musi ona trafić do śmietnika, bo inaczej przedsiębiorca będzie miał problem ze skarbówką albo Sanepidem. A bezdomni szukają później tego jedzenia w kontenerach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska