Biedny niech idzie pod most. W Kędzierzynie brakuje mieszkań dla najmniej zarabiających

fot. Tomasz Kapica
fot. Tomasz Kapica
W Polsce brakuje dziś prawie dwóch milionów mieszkań dla ludzi, których nie stać na własne "M" za kilkaset tysięcy ani na wynajmowanie lokum za tysiąc i więcej złotych. Dochodzi do tego, że wielodzietne rodziny lądują na ulicy. Taki los spotkał państwa Grzybowskich z Kędzierzyna-Koźla.

Agnieszka Grzybowska z mężem Krzysztofem mają pięcioro dzieci: Huberta (9 lat), Kingę (7 l.) Gabriela (5 l.), Kubę (3 l.) i dwuletnią Małgosię. Dwoje spośród maluchów jest ciężko chorych. Mimo to od prawie dwóch tygodni rodzina gnieździ się w opuszczonym wiele lat temu, pozbawionym prądu, ciepła i wody, zrujnowanym budynku byłego hotelu robotniczego. Panujące tam warunki urągają ludzkiej godności.

Grzybowscy kilka lat temu przyjechali na Opolszczyznę z Mazur. Tam brak perspektyw, bieda i bezrobocie, postanowili więc szukać szczęścia u nas. I znaleźli, niestety do czasu. Wynajmowali mieszkanie na os. Piastów - największym blokowisku Kędzierzyna-Koźla. Pani Agnieszka zajmowała się maluchami (dwoje z nich jest niepełnosprawnych), a pan Krzysiek pracował w nadleśnictwie.

- Starczało nam na godne życie, mieliśmy nawet internet i byliśmy szczęśliwi, bo w naszych rodzinnych stronach nawet nie moglibyśmy o tym wszystkim marzyć - przyznaje pani Agnieszka.

Lato dwóch eksmisji
Wiosną spokój rodziny runął niczym domek z kart. Pan Krzysztof w wyniku redukcji stracił pracę, a w czerwcu właściciel mieszkania z os. Piastów z dnia na dzień wyrzucił Grzybowskich.

- Dla dzieci to był ogromny stres, bo niepełnosprawny Hubercik chodzi do klasy integracyjnej szkoły na osiedlu Piastów, a Kinga i Gabryś są tu zapisani do przedszkola - opowiada pani Agnieszka. - Dzieci zostały brutalnie wyrwane ze środowiska, które znały i gdzie czuły się bezpieczne.
Rodzina w pośpiechu musiała szukać dachu nad głową. Znalazła go w oddalonym o kilka kilometrów Koźlu.
- Nie mieliśmy wyjścia i wynajęliśmy mieszkanie za 1200 zł miesięcznie, czyli kwotę, która przewyższała nasze miesięczne dochody, czerpane z mojej dorywczej pracy i pomocy społecznej - opowiada Krzysztof Grzybowski. - Mieszkanie na Piastów było umeblowane przez właściciela, więc do Koźla przyszliśmy z rzeczami osobistymi w rękach. Nie mieliśmy nawet szafki.

Ten problem udało się szybko rozwiązać - po apelu nto rodzina otrzymała od dobrych ludzi meble, a dzieci - zabawki. Po naszych tekstach kierownik administracji budynków komunalnych w Kędzierzynie obiecał też dać Grzybowskim mieszkanie do remontu, jednak do dziś nic z tego nie wyszło.

Pan Krzysztof imał się wszystkich dostępnych zajęć i jakoś z trudem wiązali koniec z końcem. Mimo to szybko przestało starczać na czynsz i właściciel mieszkania w Koźlu pod koniec wakacji wystawił rodzinę na bruk. Państwo Grzybowscy chcieli wynająć kolejne mieszkanie, lecz wszyscy właściciele żądali od nich zapłaty za kilka miesięcy z góry, a na to rodziny nie stać. Wylądowała więc na ulicy.

Gmina nie pomoże, bo mówi, że nie może
- Teraz Hubercik jest smutny, małomówny, a jeszcze w zeszłym roku szkolnym tryskał energią i humorem - opowiada Karol, kolega z klasy 9-letniego synka państwa Grzybowskich.
Nic dziwnego - dziecko wraz z rodzeństwem i rodzicami trafiło do zdewastowanego budynku po byłym hotelu robotniczym, bez prądu, ogrzewania i wody. Są tu tylko gołe ściany, a wieczorami i nocą panuje nieznośny chłód. Trochę pomaga metalowy piecyk, który pan Krzysztof wstawił do pokoju zajętego na dziko przez siedmioosobową rodzinę.

- Żal mi ich, bo to żadna patologia, porządni ludzie, pracowici, bez nałogów, tyle że biedni - przyznaje Teresa Koczubik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kędzierzynie-Koźlu. Mimo tych słów MOPS nie udzielił skutecznej pomocy państwu Grzybowskim.

- Zaproponowali nam powrót na Mazury albo wyjazd do schroniska dla bezdomnych w Bełchatowie, bo podobno nigdzie bliżej nie ma wolnych miejsc. Powiedzieli nam też, że jeśli zostaniemy w tym zdewastowanym pustostanie chociaż kilka dni dłużej, to zabiorą nasze maluchy do domu dziecka. A gdzie my mamy iść?! - pyta ze łzami w oczach Agnieszka Grzybowska. - W Kędzierzynie-Koźlu mamy znakomitych lekarzy, dzięki którym Hubercik od dawna nie miał ataku padaczki. Ale przez ten stres i tułaczkę choroba może wrócić.

W Polsce rodzin w tak beznadziejnym położeniu jest więcej. Ich jedyną winą jest to, że nie zarabiają wystarczająco dużo, by mogli wynająć mieszkanie. A gminy często nie są w stanie im pomóc. Powodem jest brak mieszkań socjalnych.
- Nawet gdybyśmy mieli wolne mieszkania, państwo Grzybowscy na razie nie mogliby się o nie ubiegać. Pani Agnieszka nie ma stałego zameldowania, zaś jej mąż jest zameldowany w swojej rodzinnej gminie na Mazurach. Formalnie nie są więc obywatelami Kędzierzyna-Koźla - wyjaśnia dyrektor Teresa Koczubik. I doradza, by Grzybowski jak najprędzej wymeldował się z gminy swego pochodzenia. - Wtedy będziemy mogli się nimi zająć jako bezdomnymi i przynajmniej wciągnąć na listę oczekujących na mieszkanie socjalne.

Problem w tym, że Grzybowscy już są bezdomni i natychmiast potrzebują pomocy.
Przed panem Krzysztofem trudny wybór: albo praca, albo iluzoryczna szansa na mieszkanie. Jeśli bowiem się wymelduje, będzie bezdomny i nie znajdzie stałej pracy. Jednak w przeciwnym razie nikt w gminie Kędzierzyn-Koźle nie udzieli mieszkaniowej pomocy jego rodzinie.

- To jakaś chora sytuacja. Ale na szczęście od października mam już załatwioną stałą pracę w kotłowni, więc gdy tylko ją podejmę, chyba zdecyduję się na tę bezdomność. Może wtedy na zimę dadzą nam jakiś kąt - mówi Krzysztof Grzybowski.

Formalizacja bezdomności, do jakiej nakłaniają urzędnicy, to jednak tylko pozorne rozwiązanie, gdyż na liście oczekujących na mieszkania socjalne w Kędzierzynie-Koźlu jest prawie 300 osób, a wolnego mieszkania ani jednego. Nawet gdyby Grzybowscy z oczywistych powodów trafili na początek listy, i tak czas oczekiwania mógł by sięgnąć kilku lat.

Radni wolą kontenery
W poprzedniej kadencji samorządu decyzją prezydenta miasta Wiesława Fąfary zbudowano dwa bloki socjalne w Blachowni - peryferyjnym osiedlu Kędzierzyna-Koźla. Poszło na to ponad 8 milionów zł, ale nowiuteńkie budynki szybko zostały zdewastowane. Część przesiedlonych tam lokatorów posprzedawała na złom, co tylko się dało, z wyposażenia klatek schodowych, a nawet z przyznanych im mieszkań i bloki wyglądają dziś niezbyt zachęcająco. Dlatego rada miasta odmawia prezydentowi funduszy na budowę kolejnych bloków dla najuboższych.
- Za to w zeszłorocznym budżecie przeznaczyliśmy milion zł na budowę spełniających wszelkie standardy, a tańszych kontenerów socjalnych dla kilkudziesięciu rodzin. Niestety, prezydent postanowił zakpić sobie z radnych, a co najgorsze - także z ludzi oczekujących na dach nad głową, i wydał z tej kwoty tylko złotówkę - rozkłada ręce przewodniczący rady miasta Grzegorz Chudomięt.

Spór radnych i prezydenta trwa, a ubodzy i bezdomni tylko bezradnie się przyglądają.

Mieszkania dla bogaczy
Brak mieszkań socjalnych to jednak problem większości gmin. Samorządy niechętnie je budują, gdyż pochłania to wielkie pieniądze, a potem generuje dodatkowe koszty, ponieważ czynsze w blokach socjalnych ustawowo są dużo niższe niż koszty ich bieżącego utrzymania i remontów. Dlatego coraz więcej gmin zamiast w bloki inwestuje w kontenery, bo wychodzi taniej. Tak zrobiono m.in. w Gorzowie Wielkopolskim i okolicach Słupska.
W naszym województwie chlubnym wyjątkiem jest Opole, gdzie w ostatnich latach zbudowano od podstaw lub zaadaptowano na mieszkania socjalne kilkaset lokali.

- Ostatnich 40 zostało oddanych do użytku w kwietniu - informuje rzecznik magistratu Mirosław Pietrucha. Jednak i tu lista oczekujących wciąż jest długa.

Od kilku dni gminy mogą starać się o dofinansowanie w połowie budowy bloków socjalnych z państwowej kasy. Jednak dla niezamożnych samorządów to i tak mało atrakcyjna oferta.
- Warunkiem jest bowiem zbudowanie całego budynku socjalnego, a naszym zdaniem tworzenie takich enklaw dla najuboższych nie pomaga tym osobom zmienić swojego życia - tłumaczy Maria Omielańczuk, dyrektor Gminnego Zarządu Mienia Komunalnego w Strzelcach Opolskich.

To miasto ma ok. 60 mieszkań socjalnych, wszystkie zajęte. Tymczasem w kolejce czeka 70 rodzin.
Zamiast inwestować wielkie pieniądze, których w samorządowych kasach brak, gminy wolą adaptować już istniejące, a np. zdewastowane budynki na "socjale". Jednak takich działań rząd nie dofinansowuje. W rezultacie w 2008 roku w kraju oddano statystycznie mniej niż jedno mieszkanie socjalne na gminę. Obecnie brakuje ok. 1,8 mln takich lokali.

Zdaniem ekspertów problem się pogłębia, gdyż wiele gmin, zamiast remontować, woli sprzedawać posiadane mieszkania na wolnym rynku, łatając w ten sposób dziury w budżecie. To jednak oferta nie dla najuboższych.

- Jeśli zamiast dać jakiekolwiek mieszkanie, odbiorą nam dzieci, to chyba pozostanie tylko się powiesić - mówi Krzysztof Grzybowski. - Nie wiem, co zrobimy, bo haruję ile sił, ale przecież na lokum za kilkaset tysięcy i tak nie zarobię.

Jeśli ktoś może udzielić schronienia i pomocy państwu Grzybowskim, proszony jest o kontakt pod telefonem 793 932 149.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska