Bikepacking, czyli sposób na rowerową wyprawę niemal bez kompromisów

Witold Głowacki
Witold Głowacki
123RF
Wziąć tylko to, czego naprawdę potrzebujemy i pomknąć rowerem w długą wyprawową trasę? Bikepacking pozwala nam na to, by przygoda zaczęła się dosłownie za drzwiami

Bikepacking to relatywnie nowy trend w turystyce rowerowej, który - mimo całej marketingowej otoczki towarzyszącej bikepackingowej modzie - różni się realnie i znacząco od jej klasycznej odmiany, w której wykorzystuje się mocowane na solidnych bagażnikach przednim i tylnym sakwy rowerowe. Zarazem zaś daje rowerzystom spore możliwości - które także nieco różnią się od tych oferowanych przez klasyczną odmianę turystyki rowerowej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że towłaśnie bickepacking daje rowerzyście największy margines wolności -

Po pierwsze, torby bikepackingowe można zamontować na niemal każdym rowerze - wyjątkami będą tylko te o bardzo nietypowych konstrukcjach - nie potrzebujemy w każdym razie do tego bagażników, specjalnych otworów montażowych czy wzmocnionej konstrukcji samego dwukołowca. Po drugie - jeśli tylko nie przesadzimy z przeładowaniem naszego bagażu - bikepackingowe torby pozwalają nam nadal cieszyć się zaletami i charakterem naszego roweru. Rozsądnie obciążony bagażem rower szosowy wciąż pozostanie rowerem szosowym, rower xc lub trailowy wciąż będzie świetnie śmigał po górskich singletrackach, a gravel pozwoli nam mknąć przez polne szutry z całkiem niezłą prędkością. Po trzecie - bikepacking wymusza na nas sprzętowy minimalizm - o ile do sakw klasycznego roweru trekkingowego z bagażnikami możemy załadować nawet powyżej 100 litrów bagażu, czyli więcej niż do dużej lotniczej walizy, o tyle w wypadku bikepackingu absolutne maximum sięga jakichś 40-50 litrów (co zresztą jest już pewną przesadą, chyba że mówimy o miesięcznych podróżach przez bezdroża). Na ogół bikepackerzy wykorzystują po kilka-kilkanaście litrów bagażu bez sprzętu do nocowania, lub jakieś 30, jeśli nocują na własną rękę. Ten minimalizm jednak bardzo się opłaca - dzięki niemu możemy pokonywać dystanse zbliżone do tych, jakie pokonujemy bez żadnego obciążenia.


Jak zacząć?


Nasz pierwszy bikepackingowy wyjazd powinien trwać dwa dni - ani mniej, ani więcej. W ten sposób nie ryzykując wiele łatwo sprawdzimy, czy to rozrywka dla nas, a jeśli coś pójdzie nie tak, nie zamienimy sobie na przykład połowy urlopu w męczarnię. Jeśli jesteśmy całkiem początkującymi rowerzystami lub mamy za sobą dłuuugą przerwę, musimy go poprzedzić wystarczająco długą serią jednodniowych wyjazdów, by planowany na każdy dzień dystans nie przekraczał naszego realnego aktualnego maximum (a najlepiej, jeśli będzie mieścił się w granicach jego 80 procent). Trasę pierwszego wyjazdu warto wyznaczyć tak, by pozwalała na relatywnie łatwe skrócenie, jeśli nie będzie nam szło tak, jak sobie wymarzyliśmy - na przykład wzdłuż którejś z linii kolejowych (oczywiście nie chodzi o jazdę przy torach, tylko o to, by do najbliższej stacji nie trzeba było wlec się pół dnia). Nocleg na tym pierwszym wyjeździe rekomendujemy zdecydowanie pod dachem - z biwakowaniem lepiej go nie łączyć, chyba że mamy już spore doświadczenie w tym zakresie i odpowiednio lekki i kompaktowy sprzęt noclegowy, by zaadaptować go do rowerowych celów i warunków podróży.

Taka dwudniowa dobrze skomponowana trasa oprócz samej przyjemności zwyprawy da nam naprawdę sporą porcję doświadczenia. Dowiemy się dość precyzyjnie, na ile kilometrów możemy pozwolić sobie dziennie, czego z wyposażenia nam jeszcze brakuje do dłuższych podróży, a bez czego bez problemu możemy się obejść, co należałoby poprawić w systemie mocowania toreb -

Jak wybrać i montować torby?

Zanim zabierzemy się za kompletowanie toreb bikepackingowych, określmy rzecz zasadniczą - czy zamierzamy jeździć z wyposażeniem biwakowym, czy też będziemy korzystać wyłącznie z agroturystyczno-pensjonatowo-hotelowej bazy noclegowej? To kluczowe pytanie, bo zabranie nawet ultralekkiego kompletu sprzętu do nocowania wymusza na nas kupienie toreb o relatywnie sporych rozmiarach, natomiast jeśli nie planujemy biwakowania w terenie, możemy z powodzeniem i sporym zapasem komfortu pomieścić się w torbach o łącznej pojemności kilkunastu litrów - i to nawet na tygodniowy wyjazd. Drugim równie ważnym pytaniem jest to o czas trwania planowanej eskapady - bo i z tego wynikną pewne określone uwarunkowania logistyczne.

Torby mają bardzo różne systemy montażowe - posługujmy się zawsze instrukcją, a w razie wątpliwości poszukajmy wyjaśnień w sieci. Zasada jest jednak prosta - wszystkie troki i elementy montażowe muszą być mocno zaciągnięte i podokręcane, nie ma mowy o żadnym majtaniu się toreb na boki, każdy taki problem podczas kilkudziesięciokilometrowej jazdy ulegnie tylko zwielokrotnieniu i może nam zepsuć cały wyjazd. Dlatego przed pierwszym wyruszeniem w świat z naszymi nowymi torbami warto jest przejechać się z nimi przynajmniej kilka kilometrów gdzieś w okolicy domu i sprawdzić, czy aby na pewno wszystko zamontowaliśmy dobrze.

Rozkładając bagaż po poszczególnych torbach musimy dbać przede wszystkim o to, by nasz rower był obciążony względnie równomiernie. Przeciążony tył będzie nam się ostro dawał we znaki zwłaszcza na podjazdach, z kolei przeciążony przód utrudnia skręcanie i jest wręcz niebezpieczny, bo znacząco ułatwia tak zwany „lot przez kierownicę” stanowiący schemat większości najbardziej przykrych rowerowych kraks. Jeśli dysponujemy torbą pod ramę - to do niej staramy się spakować najcięższe rzeczy, będą wówczas najbliżej środka ciężkości roweru.

Do czego służą te torby?

Torba podsiodłowa - to właśnie ona będzie stanowić tę najbardziej pakowną część naszego rowerowego bagażu. W torbie podsiodłowej (w zależności od typu) możemy zmieścić nawet do około 18 litrów bagażu, choć większość tych dużych bikepackingowych modeli ma pojemność rzędu 11-15l. Najlepiej wybrać model o rolowanym zapięciu - rozmiar takiej torby najłatwiej dostosować do bieżących potrzeb.

Prawdę mówiąc warto też mieć mniejszą torbę podsiodłową. Na dwudniowy wypad latem z noclegiem pod dachem spokojnie spakujemy wszystko, czego naprawdę potrzebujemy (razem z rowerowymi ciuchami na zmianę) do kultowej wodoodpornej torby z Decathlonu o pojemności 2,5l! Zaznaczmy przy tym, że taka torba kosztuje mniej niż 100 złotych. Rzecz jasna jeżdżąc z tak małą torbą nie musimy już zwracać uwagi na równomierne rozkładanie ciężaru.

Torba na kierownicę - do niej także zmieścimy sporo, zwłaszcza jeśli ma ona postać rolowanego obustronnie worka - takie torby mają od kilku do ok. 15 litrów pojemności, w dodatku dość łatwo jest dostosowywać ich rozmiar do aktualnych potrzeb. Wybierając torbę na kierownicę musimy jednak kierować się typem posiadanego przez nas roweru (czy raczej jego kierownicy). Rowery szosowe i gravelowe z kierownicami typu „baranek” zmieszczą pomiędzy swymi rogami torby mniejszych rozmiarów niż te z kierownicami o mniej lub bardziej prostym profilu (MTB, trekkingi, XC). Z kolei rowery z prostymi kierownicami będą zwykle wymagały zastosowania przy montażu takiej torby podkładek dystansowych, które pozwolą na uniknięcie kolizji z manetkami i dźwigniami hamulców. Czasem są one w komplecie, a czasem wycina się je z gąbki lub starej karimaty.

Torba pod ramę. Wiesza się ją pod górną rurą ramy, ma pojemność kilku litrów, najczęściej zapinana jest na umieszczony z boku suwak. Są różne szkoły używania takich toreb - bywają rowerzyści, dla których jest ona tą podstawową, stosowaną na każdy wyjazd, czasem bez żadnej innej, bywają i tacy, którzy dodają ją wtedy, gdy pakują się na dłużej. Generalnie do tej torby powinniśmy władać rzeczy relatywnie ciężkie - bo jest ona położona najbliżej środka ciężkości roweru. Narzędzia, kuchenka, butla z gazem, stelaż i śledzie od namiotu - to są właśnie rzeczy, które powinniśmy tam upchnąć. Taka torba może być naszym pierwszym bikepackingowym zakupem, jednak musimy mieć świadomość, że zmieścimy do niej niewiele w porównaniu z torbą podsiodłową. Na dwudniowy wyjazd z noclegiem pod dachem wystarczy nam jednak z naddatkiem.

„Płetwa” - czyli torba na górną rurę ramy. Bardzo przydatna, choć niewielka. Takie torby mają rozmiary od 0,5 do ok 1,5l. Większość rowerzystów wykorzystuje taką torbę do umieszczenia w niej telefonu, powerbanku, innych elementów elektroniki i ewentualnie paru batonów. Dobra „płetwa” powinna mieć wąski profil i relatywnie sztywne ścianki. Nie ma niczego bardziej wkurzającego niż torba, która ociera nam się o uda podczas pedałowania.

Torby/worki na jedzenie. Mają z reguły niewielką pojemność rzędu 1-1,5l i system mocowania pozwalający na zawieszenie ich na kierownicy od jej wewnętrznej strony, z reguły w pobliżu główki ramy. Są bardzo, bardzo przydatne. Podczas dłuższej trasy rowerowej powinniśmy dość często uzupełniać niedobory kalorii, a w takiej torbie najłatwiej i najwygodniej przechowamy zapas rozmaitych batonów, bananów i innych kabanosów na ładnych parę godzin intensywnej jazdy. Na początku możemy się jednak bez tego obejść.

Torby na widelec/amortyzator. To najczęściej rolowane worki umieszczane z pomocą specjalnego lekkiego stelażu po zewnętrznych stronach naszego widelca lub amortyzatora. Bywają lekko irytujące, zwłaszcza na krętych, wąskich ścieżkach, ale przydają się zwłaszcza wtedy, kiedy jedziemy naprawdę na ciężko, lub podczas wyprawy przez prawdziwe pustkowia - gdy musimy zabrać nawet kilkudniowy zapas żywności i wody. Na początek nie będą nam do niczego potrzebne, potraktujmy je jako akcesorium opcjonalne.

Bidony. Najprostszy sposób transportu wody na rowerze, odpowiednio dobierając pojemności bidonów i mocując trzeci z nich pod ramę, możemy zabrać nawet ponad 2 litry na raz.

A może plecak?

Tak, na rowerze trekingowym czy MTB jak najbardziej da się jeździć z plecakiem - i są rowerzyści, którzy właśnie plecak wolą od toreb bikepackingowych, bo z różnych powodów wybierają dyskomfort związany z obciążeniem kręgosłupa i kolan zamiast tego, który wynika z obciążenia roweru. Zaznaczmy przy tym, że istnieje cała kategoria tras, w wypadku których plecak będzie jedynym sensownym rozwiązaniem - mowa o takich wyprawach, podczas których pokonuje się spore strome górskie podejścia z rowerem na plecach - bo inaczej po prostu się nie da. Właśnie dlatego plecaki najczęściej wykorzystuje się w turystycznym kolarstwie górskim - na przykład na wyprawach z kategorii transalpejskiej czy innych trawersach poważniejszych górskich masywów.

Dobry wyprawowy plecak rowerowy o sporej pojemności (mówimy tu o 25-30 litrach, czyli pojemności bardzo niewielkiej w porównaniu z plecakami trekkingowymi) jest skonstruowany nieco inaczej niż ten do chodzenia. Ma odpowiedni do rowerowej pozycji system nośny, w którym sporą rolę odgrywają zarówno możliwość opuszczenia go na plecach znacznie niżej niż zrobilibyśmy to chodząc, jak i komfortowy pas biodrowy pozwalający na równomierne rozłożenie ciężaru.

Przydatnym na czas transportu pociągiem albo na długie, za to bezpieczne podjazdy elementem takiego plecaka bywa możliwość zawieszenia na nim kasku.

Uwaga, spakowany plecak rowerowy nie ma prawa być ciężki. W żadnym wypadku nie powinien być cięższy niż 15-20 procent masy naszego ciała, najlepiej zaś jeśli waży poniżej 5 kg. Z całą pewnością nie warto natomiast pakować się w plecak, jeśli ruszamy na dłuższą wyprawę rowerem szosowym lub gravelowym - tam mamy do czynienia z bardziej pochyloną pozycją i dyskomfort powodowany przez plecak może stać się naprawdę nie do zniesienia.

Bez czego się nie ruszać?

Bikepackingowy niezbędnik rowerzysty jest trochę bardziej rozbudowany od tego na zwykłe jazdy. Wiemy, że żaden sensowny rowerzysta nie rusza się z domu bez podstawowego zestawu narzędzi, pompki, zapasowej spinki do łańcucha, łyżek do opon oraz dętki i łatek lub zestawu do naprawy opon bezdętkowych. W wypadku wyjazdów bikepackingowych powinniśmy dodać do tego: taśmę naprawczą, po kilka trytytek o większych i mniejszych rozmiarach (w tym takie, które utrzymają nam całą wyładowaną torbę w wypadku jakiegoś zerwania troków), apteczkę (może być minimalistyczna) i jeszcze jedną zapasową dętkę (także gdy mamy opony bezdętkowe, na wypadek zupełnej katastrofy) i ze 2-3 możliwie uniwersalne troki. Bardzo przydatną rzeczą jest też lekki kompaktowy plecaczek - czy to taki zwijany do własnej kieszeni, czy to mający postać worka na dwóch linkach. Coś takiego przyda nam się na przykład do załadowania zaopatrzenia na nocleg i sprawnego dowiezienia przez te kilka ostatnich kilometrów na miejsce.

Rzecz jasna zawsze powinniśmy mieć ze sobą zestaw lampek pozycyjnych pozwalających na kilkugodzinną nieplanowaną jazdę w nocy, ogromnie przyda nam się też lampka, która realnie oświetli nam drogę gdzieś w szczerym polu. Nie potrzeba miliona lumenów, przy dobrej optyce starczy i 200, znacznie ważniejsza jest jakość działania i czas pracy baterii - im dłuższy, tym lepiej.

***

Na koniec pamiętajmy o jednym. W całym bikepackingowym pakowaniu się nie chodzi o to, by załadować jak najwięcej, tylko jak najmniej. Każdy kilogram więcej w wadze naszego roweru oznacza pewien spadek naszych osiągów i jednocześnie zwiększenie wysiłku. Dlatego pakujmy się w sposób bardzo przemyślany i ściśle dopasowany do specyfiki trasy i warunków, w jakich przyjdzie nam jechać. To właśnie da nam prawdziwą i nieskrępowaną radość z jazdy i satysfakcję z pokonywanych dystansów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bikepacking, czyli sposób na rowerową wyprawę niemal bez kompromisów - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska