Bioetyk: - Żywi potrzebują naszych zwłok

Redakcja
- Na początku wykładu powiedziałem: "Witam wszystkie przyszłe zwłoki". I nie ma tu wyjątków. Nikt się nie "prześliźnie". - mówi ks. prof. dr hab. Piotr Morciniec, bioetyk, kierownik Katedry Teologii Moralnej i Etyki Społecznej Wydziału Teologicznego UO.

- Rozwój medycyny powoduje, że lekarze i chorzy coraz częściej będą musieli dokonywać wyboru między sztucznym przedłużaniem życia a decyzją o jego skróceniu. Temat eutanazji w Polsce stale powraca i w końcu trzeba się będzie z nim zmierzyć...
- On wraca w różnych odsłonach. Jedna z tych brutalniejszych to wersja ekonomiczna: że pracujących nie będzie stać utrzymać tylu ludzi starych i ciężko chorych. Jestem głęboko przekonany, że do tego nie dojdzie. Natomiast jeśli chodzi o stronę etyczną, to myślę, że pacjent nie musi wybierać. Przez wieki było tak, że należało i należy (a skoro medycyna się rozwija, to tym bardziej jest to możliwe) zapewnić pacjentowi jak najlepsze warunki dokończenia życia godnie, po ludzku. I fałszywy wybór, który się przedstawia, zwłaszcza w upraszczających hasłach, brzmi: czy zabić człowieka w sposób "godny" (nazywa to się godną śmiercią), czy pozwolić mu dożyć życie do końca, ale wtedy twierdzi się, że to niegodne. Jest to postawienie rzeczywistości na głowie. Pacjentowi należy pozwolić dożyć życie do końca w sposób godny, korzystając z możliwości anestezjologii (łagodzenie bólu), medycyny paliatywnej, z opieki hospicyjnej, jeśli jest to potrzebne. To jest godne umieranie.

- Ksiądz uważa, że w Polsce eutanazja nigdy nie będzie prawnie dozwolona?
- Nie jestem prorokiem. Wierzę, że nie, bo tego problemu nie trzeba tak rozwiązywać. Istnieje bardziej ludzka droga.

- Moje pytanie było trochę prowokacyjne, bo przecież znamy stanowisko Kościoła katolickiego, który stanowczo potępia eutanazję. Dopuszcza jednak powstrzymanie się od przedłużania życia pacjenta za wszelką cenę. Czy jedno z drugim się nie kłóci?
- Zestawianie tych dwóch działań jest niefortunne. Jeśli chodzi o uporczywą terapię i jej zaprzestanie, to nie jest to specyficznie katolickie stanowisko. To jest poprawne stanowisko medycyny: "nie za wszelką cenę, ale z uszanowaniem stanu chorego". Kiedy pacjent jest w stanie agonalnym, należy mu pozwolić umrzeć. Natomiast, kiedy mówimy o "zabijającym" odłączaniu urządzeń medycznych albo o zaprzestaniu karmienia czy podawania płynów to wtedy mamy do czynienia z eutanazją. Te dwa podejścia trzeba odróżnić. Określenie uporczywej terapii jest klarowne. Są to środki, które w żaden sposób pacjentowi nie pomagają, tylko przedłużają jego cierpienie i agonię.

- Jednak dla rodziny osoby umierającej, która patrzy na to z boku, granica między eutanazją a zaprzestaniem uporczywego leczenia bywa czasem niezauważalna. Żona pyta lekarzy: "Dlaczego nie chcecie zoperować mojego męża, czemu odmawiacie mu dalszej chemioterapii?" Bo ona chce go ratować za wszelką cenę i chyba trudno się temu dziwić.
- A lekarz odpowiada: "Bo już nie ma żadnego medycznego uzasadnienia dla tego typu operacji". Choć zgadzam się, że rodzina ma prawo do swoich emocji i reakcji. Jest to kwestia spojrzenia na czyjąś śmierć z boku i od strony fachowej. Niestety, także w mediach mówi się czasem niepoprawnie, że w naszych szpitalach dokonuje się eutanazji. Przepraszam, ale jeśli pozwala się pacjentowi umrzeć, to nie dokonuje się eutanazji, tylko uznaje się, że człowiek jest jednak śmiertelny. Medycyna nie jest religią i nie potrafi przezwyciężyć śmierci człowieka. Gdyby umiała, to moglibyśmy wymagać, żeby pacjent żył wiecznie. Jesteśmy śmiertelni, a w związku z tym ludzie będą umierać, także w szpitalach.

- Nie ma tu miejsca na nadużycia, balansowanie między życiem a śmiercią?
- Nie, bo kryteria medyczne są czytelne. One określają, jak długo ma sens stosować konkretną terapię, a od jakiego momentu nie należy jej kontynuować. Choćby dlatego, że od pewnego momentu, przepraszam za określenie, jest to już wentylowanie zwłok, bo jest zdiagnozowana śmierć. Martwe ciało nie potrzebuje wentylowania, więc odłączono aparaturę. Te granice dość czytelnie wyznaczają możliwości medycyny. Być może za kilkadziesiąt lat będziemy mogli zastosować jeszcze jakiś środek. No, ale trudno mówić o tym, że w XVI wieku dokonywano eutanazji, ponieważ nie stosowano respiratora...

- W Polsce bardzo dużo dyskutuje się o roli medycyny, ale w kontekście leczenia chorych. Podczas zakończonych wczoraj w Głuchołazach trzydniowych Międzynarodowych Warsztatów Akademickich, zorganizowanych przez Politechnikę Opolską i Uniwersytet Opolski, wygłosił ksiądz pasjonujący i zapewne szokujący dla niektórych wykład o znaczeniu zwłok ludzkich w medycynie. To w naszym kraju temat tabu.
- Na początku wykładu powiedziałem: "Witam wszystkie przyszłe zwłoki". Nawet nie na zasadzie zbulwersowania, tylko uświadomienia uczestnikom konferencji, że w roli zmarłego w którymś momencie każdy z nas się znajdzie. I nie ma tu wyjątków. Nikt się nie "prześliźnie".

- Jaka była reakcja?
- Żywa, choć obiekt wykładu był martwy. Ale podkreślam raz jeszcze, że nie chodzi o element sensacji, kiedy podejmuję tę tematykę. Gdyby chcieć hasłowo opisać wartość danych uzyskanych w "konfrontacji medycyny ze zwłokami", można spokojnie stwierdzić, że bez tych badań nie byłoby współczesnej medycyny. Poznanie organizmu ludzkiego było możliwe jedynie na drodze bezpośredniego oglądu i "dotknięcia". Większość podstawowej wiedzy medycznej uzyskano na zwłokach. Tu rodziła się cała anatomia, chirurgia oraz wiele dziedzin pokrewnych.

- Wiele osób woli o tym nie wiedzieć, że ich zwłoki mogą być wykorzystane w celach medycznych, a tym bardziej to zaakceptować. Przecież za życia nikt nie myśli o tym, że kiedyś umrze.
- Jest to tendencja nazwana od dobrych 150 lat. To jest tabuizacja śmierci. Śmierć została wyparta z życia do tego stopnia, że nie widzimy nawet jej zwiastuna, czyli zwłok. Martwe ciało jest w kostnicy, w domu przedpogrzebowym, na piętnaście minut uszminkowane wjeżdża na pogrzeb. Więc nie ma realnego kontaktu. O śmierci się nie mówi. Gdzieś takie zdanie wyczytałem, że żyjemy tak, jakby śmierci w ogóle nie było. Nawet gdy ktoś umiera, nie zwalniamy biegu: dwadzieścia minut na pogrzeb i żyjemy dalej. Ostatnio wstrząsnęło mną pewne wydarzenie. Dziewczynie zmarła matka i studentka następnego dnia poszła na egzamin… Dla mnie jest to niezrozumiałe, bo ze śmiercią najbliższych świat się rozsypuje.

- Skoro nie potrafimy rozmawiać o śmierci, to tym bardziej długo jeszcze nie podejmiemy dyskusji na temat statusu ciała zmarłego człowieka.
- Na Zachodzie dyskusja o znaczeniu zwłok ludzkich w medycynie już się przetoczyła albo się toczy. Ale jej przyczyna była inna. Tam w mediach pojawiło się doniesienie o czymś, co w potocznym odczuciu jest nadużyciem. Na przykład w Stanach Zjednoczonych o wykorzystaniu zwłok w symulacjach wypadków drogowych dla większego bezpieczeństwa na drogach, znane jako crash-testy. Albo głośna była sprawa wykorzystywania zwłok do badania toru lotu pocisków, co wykorzystywano potem przy wyjaśnianiu przyczyny zgonu, podejrzenia przestępstwa. Kiedy taki wątek pojawiał się w mediach, opinia publiczna była wzburzona. Kolejnym elementem były wystawy zwłok, jak na wiosnę w Polsce. To są tematy, które wywołują emocje, prowokują dyskusje. Intuicyjnie czujemy, że tak nie wolno, że to niedopuszczalne. Natomiast, gdy trzeba to uzasadnić, jesteśmy bezradni.

- W jakich dyscyplinach medycznych zwłoki odgrywają ważną rolę?
- Chodzi przede wszystkim o oględziny i sekcje zwłok, kliniczne, anatomiczne, jak i sądowo-lekarskie. W dalszej kolejności martwe ludzkie ciała wykorzystywane są przy określaniu momentu zgonu w ramach diagnostyki śmierci mózgowej, co jest bezcenne w intensywnej opiece medycznej i transplantologii. Od zmarłych dawców pozyskuje się też najwięcej, choć i tak wciąż za mało, organów i tkanek do przeszczepów. Kolejną obszerną płaszczyznę stanowi wykorzystanie zwłok w kształceniu przyszłych lekarzy w zakresie anatomii, patologii i stomatologii oraz zabiegi ćwiczeniowe, np. operacje treningowe na zwłokach. Młody lekarz nie może ćwiczyć na żywym pacjencie, a gdzieś się musi nauczyć.

- Kiedy zwłoki ludzkie mogą być wykorzystywane? Czy potrzebna jest na to zgoda?
- Oczywiście, pierwsze wymaganie, które powinno być przestrzegane, to zgoda zainteresowanego przed śmiercią na podarowanie ciała. W większości krajów cywilizowanych wykorzystywane są wyłącznie zwłoki po donacji. Ewentualnie mogą na to wyrazić zgodę najbliżsi zmarłego. Po drugie, nie może być możliwości uzyskania wyników badań medycznych na innej drodze. Zanim np. wyprodukowano manekiny, które były właściwościami prawie identyczne z ciałem ludzkim, i zaczęto je wykorzystywać do crash-testów, próbowano na zwłokach ludzkich. Trzeci warunek stanowi stanowcze odrzucenie handlu, a ostatni - ochrona martwego ciała przed zbędnymi uszkodzeniami, zmiażdżeniem. Po wykorzystaniu zwłoki muszą zostać oddane w stanie, który nie narusza odczuć rodziny, lub powinno się je pochować na kwaterze należącej do jednostki medycznej.

- Czy dużo ludzi decyduje się przekazać swoje zwłoki na potrzeby medycyny?
- Tu jest bolesne oblicze Polski. Nie z winy ludzi, ich oporu przed przekazaniem zwłok. Problem tkwi w ustawodawstwie, rodem z dawnych epok. To, z czego, chlubiąc się, zrezygnowały niektóre kraje anglosaskie zaraz po wojnie, u nas nadal jest normalną praktyką. Przekazuje się do badań zwłoki niezidentyfikowane, ciała skazanych, którzy zmarli w więzieniu, kloszardów. Natomiast pierwszy taki program, gdzie można zgłaszać ciało do donacji, pojawił się w Akademii Medycznej w Katowicach... przed kilku laty. Jesteśmy bardzo zapóźnieni. Tymczasem w Polsce dramatycznie brakuje zwłok dla celów medycznych. Niektóre preparaty są bardzo długo wykorzystywane, choć już dawno powinny być pochowane. Rozwiązania prawne na Zachodzie pozwalają takich problemów uniknąć.

- Dlaczego?
- Bo maleje podejrzliwość społeczeństwa i rośnie liczba osób gotowych na donację. Ludzie służą ludziom, także po śmierci. W Katowicach bez programu donacyjnego zgłaszały się 1-2 osoby rocznie, w ostatnich latach takich zgłoszeń było sto razy więcej.

- Z jednej strony są potrzeby medycyny, która służy nam wszystkim, ale z drugiej ludzkie obawy o zbezczeszczenie zwłok bliskich czy swoich po śmierci.
- Podejście z szacunkiem do ludzkiego ciała, także po śmierci, jest ważne i konieczne. Natomiast, czy szacunek oznacza nienaruszalność zwłok? Jestem przekonany, że stanowczo nie. Ponieważ granicą nietykalności martwego ciała jest solidarność z innymi, miłość, pomoc drugiemu człowiekowi. Podnosi się to także przy dawstwie narządów po śmierci. Jeśli jest człowiek w potrzebie, to mogę spokojnie posłużyć mu moim ciałem po śmierci. I w niczym to nie przeszkadza szacunkowi dla zwłok. Czasem słyszę sformułowanie, bo jest to niezgodne z wiarą chrześcijańską. To już totalna bzdura. Czy niezgodne z tą wiarą jest pomoc ciężko choremu człowiekowi, żeby mógł wyzdrowieć, pomoc w postępie wiedzy medycznej?

- Może ludzie obawiają się tego, jak będą wyglądać na Sądzie Ostatecznym, gdzie staną niekompletni?
- My, jako społeczeństwo, myślimy trochę magicznie. Przepraszam, ale to nie trup zmartwychwstanie, tylko odrodzi się ciało przemienione. Ciało "pokrojone" z wrażliwości na ludzką biedę świadczy o właściwej postawie człowieka za życia i to się liczy. Kiedy ten zarzut się pojawia, moja standardowa odpowiedź brzmi: kiedy ktoś bez jednego organu na Sądzie Ostatecznym stanie, to jeszcze nie problem. Ale co z saperem, który się na polu minowym pomylił? Czy jego na Sąd w torebce przyniosą? Bez przesady...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska