Rezygnację z niej ze względu na program „500+” rozważa kilka tysięcy Opolanek.
Wśród nich pani Anna z Kędzierzyna-Koźla, matka dwójki synów, która zarabia 1300 złotych na rękę. Jej mąż - dwa tysiące. - Ponieważ dochód w naszej rodzinie przekracza 800 złotych na osobę, pieniądze z programu „500+” należą się tylko na jednego syna - podkreśla pani Anna. - Przemyśleliśmy to dokładnie z mężem i doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jeśli ja zrezygnuję z pracy i zajmę się domem. Dostaniemy wtedy dodatkowe 500 złotych na młodszego syna, a zaoszczędzimy na opiece dla dzieci, wiec wyjdzie na to samo. Przynajmniej będę miała więcej czasu dla dzieci i domu.
Podobnie myśli coraz więcej Opolanek.
- W ostatnim czasie dostaliśmy kilka oświadczeń o złożonej rezygnacji z pracy. Te panie chcą otrzymywać wyższe świadczenia związane z programem „500+” - potwierdza Janina Klimas z Ośrodka Pomocy Społecznej w Nysie.
Nyski OPS chce dokładnie przyjrzeć się problemowi i przeprowadzi specjalną analizę dotyczącą pobierania świadczeń przez rodziców z dziećmi poniżej 6 lat i powyżej tego wieku. Ma dać odpowiedź na to, czy mamy chcą poświęcić pracę na wychowanie dzieci, czy uzupełnić dochody rodziny właśnie pieniędzmi z rządowego programu.
Tematowi bliżej przyjrzała się firma Work Service, która pośredniczy w znajdowaniu pracy. Z badań zleconych przez tę firmę wynika, że 1,5 procenta wszystkich zatrudnionych w Polsce myśli o porzuceniu pracy ze względu na dochody z „500+”.
Odsetek ten jest wyższy w małych miasteczkach i na wsiach, a także w regionach wyludniających się i gdzie już jest niskie bezrobocie. Czyli m.in. na Opolszczyźnie. W naszym regionie z zamiarem porzucenia pracy nosi się kilka tysięcy Opolanek.
Firmy widzą w tym zagrożenie.
- Aż 32,8 proc. pracodawców obawia się negatywnego wpływu świadczenia na dostępność pracowników - podkreśla Maciej Witucki z Work Service. Największe obawy mają właściciele zakładów produkcyjnych i sklepów (wyraża je ponad 40 procent wszystkich podmiotów działających w tych branżach). - Coraz trudniej znaleźć pracownika do sklepu. Na wielu witrynach wiszą ogłoszenia. Jak już się kogoś znajdzie, to panie szybko rezygnują. Tłumaczą, że mogą przebierać w ofertach - mówi Stanisław Dobrzycki, ajent sklepu jednej z popularnych sieci w Kędzierzynie-Koźlu. Sami pracownicy mówią, że powodem są niskie pensje. - W sklepie można zarobić najniższą krajową, czyli 1300 złotych na rękę. To są psie pieniądze za ciężką harówkę - podkreśla pani Anna, która z pracy za ladą ma właśnie zamiar zrezygnować.
Sklepikarze z takimi argumentami się nie zgadzają: - W handlu zawsze się płaciło w okolicach najniższej krajowej, nigdy nie było kokosów - twierdzi przedsiębiorca z Kędzierzyna-Koźla. - Dopiero teraz stało się to problemem.
Henryk Galwas, prezes opolskiej Izby Gospodarczej przyznaje, że program „500+” sporo namiesza w branży handlowej. - Wiele pań, które zarabiały najniższą krajową, dostaje teraz 1000 złotych nieopodatkowanych świadczeń. To jest dla nich eldorado i nie ma się im co dziwić, że rezygnują z pracy - przyznaje Henryk Galwas. Jego zdaniem przedsiębiorcy stoją przed wyzwaniem. Aby podnieść pensje, musieliby obniżyć swoje marże. Na bardzo konkurencyjnym rynku wielu już na to nie stać. - Podejrzewam, że w handlu coraz powszechniejszy będze system motywacyjny dla sprzedawców czy magazynierów - mówi Henryk Galwas. - Ich pensja będzie zależała od obrotu firmy i motywowała do lepszej pracy
Pani Katarzyna szukała pracy przez rok. Regularnie przeglądała stronę internetową opolskich powiatowych urzędów pracy. Brała nawet udział w jednym z programów aktywizacyjnych. Ale od maja, gdy zaczęła pobierać świadczenia z programu „500+”, już tego nie robi. - 90 procent ogłoszeń to praca za najniższą krajową. Z alimentów i 500 plus mam prawie 2 tysiące, więc dam sobie radę - opowiada kobieta. - Oczywiście, że chętnie bym poszła do pracy, jak ktoś zapłaciłby uczciwie, powiedzmy 2 tys. złotych na rękę. Ale znajdźcie mi taką ofertę w urzędzie - tłumaczy opolanka.
Dyrektorzy urzędów pracy na Opolszczyźnie potwierdzają, że od kilku miesięcy część bezrobotnych nie wykazuje zaangażowania w szukaniu pracy.
- Mieliśmy ostatnio przykład pielęgniarek, które straciły wcześniej pracę, a z czasem kwalifikacje do jej wykonywania - opowiada Zbigniew Juzak, dyrektor PUP w Namysłowie. - Miały okazję iść do szpitala na staże i odzyskać kwalifikacje, a w dalszej perspektywie pracę. Ale nie skorzystały z takiej możliwości. Możemy mieć podejrzenia, że jednym z powodów był właśnie program „500+”.
Część przedsiębiorców zarzuca rządzącym, że program „psuje” rynek pracy, właśnie przez taką postawę części bezrobotnych czy osób, które planują się zwolnić. Te ostatnie uważają jednak, że jest zupełnie odwrotnie.
- On nie psuje rynku pracy, tylko go naprawia. Bo w konsekwencji doprowadzi do tego, że pracodawcy, chcąc prowadzić biznes, zaczną płacić bardziej godziwie - mówi pani Katarzyna. - Może pensje w kwocie 1300 złotych przestaną być standardem w wielu branżach. Wtedy z pewnością wszyscy ci ludzie, którzy z pracy rezygnują, z powrotem do niej przyjdą.

Andrzej Duda spotkał się z przedsiębiorcami w Jasionce
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?