Biorą jak swoje

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Ochroniarz hipermarketu sprawdza zawartość torby klientów. Choć to kłopotliwe, jakieś środki ostrożności muszą być.
Ochroniarz hipermarketu sprawdza zawartość torby klientów. Choć to kłopotliwe, jakieś środki ostrożności muszą być.
Codziennie z półek opolskich supermarketów giną dziesiątki towarów, złodziei nie odstraszają kamery i sklepowi ochroniarze. Bywa, że ci ostatni, zamiast wyłapywać kradzieże, sami kradną...

Kradzieże w sklepach zdarzały się zawsze, jednak od kiedy w Polsce pojawiły się hipermarkety z hektarami powierzchni handlowej, lasem regałów i dziesiątkami tysięcy towarów, można już mówić o pladze złodziejstwa.
- Złodzieje kradną wszystko, od batoników po telewizory - mówi Izolda de Saint-Paul, rzecznik prasowy sieci sklepów Real.
- Nasz sklep działa od niedawna, ale już ukradziono nam np. wideofon za 1,7 tys. złotych - informuje anonimowy pracownik ochrony opolskiego marketu OBI.
Wszyscy właściciele marketów przyznają, że złodzieje sklepowi reprezentują pełen przekrój społeczeństwa: dzieci, emeryci, kobiety, mężczyźni, biedni i bogaci, robotnicy i naukowcy.
- Na pewno nie jest tak, że ludzie kradną, bo nie mają co jeść - mówi Izolda de Saint-Paul z Reala. - Owszem, zdarzają się kradzieże z biedy, głównie artykułów spożywczych. Ale często łapiemy też ludzi dobrze ubranych, wykształconych, którzy kradną rzeczy luksusowe. Niedawno na przykład mieliśmy próbę kradzieży dużego telewizora. Klient zdjął z niego specjalne zabezpieczenie i próbował się prześlizgnąć na podłodze pod kasą...
Ochroniarz z OBI:

- "Nasi złodzieje" pochodzą z bardzo różnych środowisk. Niedawno złapaliśmy emerytowanego policjanta, który chciał ukraść telefon. Z kolei dzieci upodobały sobie elektroniczne liczniki do rowerów.
W sklepie Eurospar na ul. Oświęcimskiej w Opolu kradnie dużo młodzieży.
- Robią to również dla zabawy - uważa Agnieszka Szymczak, asystentka dyrektora spółki Agro-Trade zarządzającej sklepem. - Ginie mnóstwo słodyczy, batoniki są konsumowane na miejscu, znajdujemy puste papierki. Na porządku dziennym są też kradzieże drobnych artykułów ze stoiska chemicznego. Ludzie np. nagminnie odpakowują kostki odświeżające do toalety i upychają je po kieszeniach.
W OBI na ul. Budowlanych w Opolu ostatnio najczęściej giną... wiertła.
- Bo łatwo je schować, a niektóre przedstawiają dużą wartość - mówi jeden z ochroniarzy. - Złodzieje upodobali sobie np. te z końcówkami tytanowymi, po 80 złotych sztuka. Jeden z klientów chciał niedawno wynieść cała aktówkę takich wierteł. Był ubrany jak adwokat: marynareczka, krawacik, okularki... Jak go zatrzymaliśmy, to stwierdził spokojnie, że nie ma co robić halo, że on za to wszystko zapłaci.

Złodzieje sklepowi uciekają się do przeróżnych forteli. By ukraść upatrzony towar, potrafią wykorzystać nawet dziecko.
- Niedawno złapaliśmy w Realu kobietę, która włożyła suszarkę do włosów do śpioszków niemowlaka - opowiada Izolda de Saint-Paul. - Potem tłumaczyła się, że ten malec sam ściągnął suszarkę z półki i schował sobie pod pupę...

KRADNIE KTO POPADNIE
Rozmowa z komisarzem Witoldem Stankiewiczem, komendantem III Komisariatu Policji w Opolu
- Ma pan na swoim terytorium dwa supermarkety: Real i Castoramę. Policja często tam jeździ w sprawie kradzieży?
- Bardzo często. Zdecydowanie więcej kradzieży jest jednak w Realu. Pewnie z tego powodu, że śrubek, które sprzedaje Castorama, nie da się zjeść ani wypić...
- Kto najczęściej kradnie w sklepach?
- Wszyscy, pełen przekrój społeczeństwa. Czasem z głupoty, bo nie wiem, po co 12-letniemu dziecku jest potrzebny np. lakier do włosów... Okradane są nie tylko sklepy, ale również klienci. Szczególnie w weekendy markety upodobali sobie kieszonkowcy. Giną pieniądze, karty bankomatowe.
- Jak pan ocenia współpracę z ochroną sklepową?
- Pozytywnie, przyjeżdżamy na każde ich wezwanie. Ochrona ma pewne ograniczenia, np. nie ma prawa przeszukać klienta, jeśli ten nie wyrazi na to zgody. W takich przypadkach właściciele sklepów dzwonią po nas, nadajemy sprawie oficjalny bieg. Jeśli wartość skradzionych przedmiotów nie przekracza sumy 250 złotych, traktujemy ją jak wykroczenie. Powyżej tej sumy mamy już do czynienia z przestępstwem, za które grozi nawet 5 lat więzienia.
- Dziękuję za rozmowę.

Kradzieże sklepowe są ujawniane dzięki sklepowym ochroniarzom i systemowi monitoringu. W opolskim realu pracuje ok. 40 kamer, obraz z monitorów jest nagrywany, śledzi go też na bieżąco dwóch pracowników. Po sklepie chodzi ponadto kilku detektywów, którzy obserwują dziwnie zachowujących się klientów.
- Jeśli zauważą kradzież, to przekazują sprawę ochroniarzom, którzy przechwytują klienta już po przekroczeniu kasy - informuje Izolda de Saint-Paul. - Naszym detektywom udało się rozpracować kilka złodziejskich gangów, które opracowały własny system kradzieży. Polegało to na tym, że kilku z nich udawało, że coś kradnie, robili to nieudolnie, aby odwrócić uwagę o kolegi, który w tym czasie w innej części sklepu kradł dyskretnie i profesjonalnie...
Mniejsze sklepy nie mają aż tak wielkich funduszy na ochronę jak Real.
- Mamy na sali jednego ochroniarza, który chodzi po sklepie i od czasu do czasu zagląda w obraz z kamery - mówi Agnieszka Szymczak z Eurospara. - Na zatrudnienie dodatkowych osób nas po prostu nie stać.

Każdy sklep ustala własne zasady postępowania z nieuczciwymi klientami. W markecie OBI wprowadzono żelazną zasadę: nie ma dyskusji ze złodziejami.
- Każdy przypadek ujawnionej kradzieży zgłaszamy policji - mówi pracownik ochrony. - To decyzja dyrektora, aby nie dogadywać się ze złodziejami.
W hipermarkecie Real przeciwnie, złodziej może czasem uniknąć wizyty policji. Musi jednak zgodzić się na przeszukanie (jest do tego specjalny pokoik). Musi też kupić towar, który próbował ukraść albo pokryć koszty jego naprawy (jeśli np. próbował zerwać specjalną blokadę). Szefostwo sklepu podpisuje też z klientami specjalne umowy cywilnoprawne.
- Większość klientów jednak nie chce iść z nami na ugodę, wolą przyjazd policji - informuje rzeczniczka Reala.
Ostatnio w sieci Real udowodniono kilka przypadków kradzieży dokonanych przez ochroniarzy, którzy na co dzień zajmowali się... wykrywaniem kradzieży.
- Korzystali oni ze szczegółowej wiedzy, np. które miejsca obejmują obiektywy kamer - mówi Izolda de Saint-Paul. - Kradli wartościowe rzeczy, głównie sprzęt RTV. Dla nich nie mieliśmy pobłażania, zostali zwolnieni dyscyplinarnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska