Biskup domowego chowu

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
O tym, że ks. dr Alfons Nossol jest kandydatem na biskupa opolskiego w seminarium dowiedziano się dzięki "przeciekowi" z Urzędu Bezpieczeństwa.

WAŻNIEJSZE WYDARZENIA Z ŻYCIA ABPA ALFONSA NOSSOLA
8 sierpnia 1932 - urodzony w Brożcu
1952-1957 - studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Nysie-Opolu
23 czerwca 1957 - święcenia kapłańskie
1957-1961 - studia na KUL-u
1961 doktorat na KUL-u na podstawie pracy Nauka Jana Hessena a religijne poznanie Boga
od 1962 - wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym w Nysie-Opolu
od 1968 adiunkt w Katedrze Dogmatyki KUL
1976 - habilitacja na podstawie pracy Chrystologia Karola Bartha i jej wpływ na teologię katolicką
25 czerwca 1977 mianowany biskupem opolskim
4 sierpnia 1977 - kanoniczne objęcie diecezji
17 sierpnia 1977 konsekracja biskupia i ingres do katedry opolskiej
1977-1997 - kierownik II Katedry Teologii Dogmatycznej KUL
od 1981 profesor Diecezjalnego Instytutu Pastoralnego w Opolu
23 czerwca 1983 - wizyta Jana Pawła II na Górze św. Anny
1988 - profesor zwyczajny
1993 - członek zwyczajny Europejskiej Akademii Nauki i Sztuki
1994 - powstanie Uniwersytetu Opolskiego
12 listopada 1999 mianowany arcybiskupem
od 2000 kierownik Instytutu Ekumenizmu i Badań nad Integracją
Abp Nossol jest członkiem Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, Papieskich Komisji Mieszanych dla Dialogu Teologicznego między Kościołami katolickim i prawosławnym oraz katolickim i luterańskim, przewodniczącym Rady Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu.
Jest doktorem honoris causa uniwersytetów w Muenster, Mainz, Opolu, Bambergu, Ołomuńcu i Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.

Ja się spodziewałem, że on może awansować, choć sam dzisiejszy arcybiskup raczej myślał wtedy o karierze naukowej, a nie o hierarchicznej - mówi ks. dr Krzysztof Staniecki, kolega arcybiskupa z okresu studiów na KUL.
- O tym, że ma być biskupem, kapelani wojskowi dowiedzieli się od panów z UB, przekazali tę informację gliwickiemu duszpasterzowi akademickiemu, księdzu Herbertowi Hlubkowi, a ja dowiedziałem się od niego chyba jako pierwszy z wykładowców seminarium. Nie jestem pewien, czy nie przed samym zainteresowanym - dodaje.
Zdaniem ks. prałata Stefana Baldego, proboszcza parafii katedralnej, o kandydaturze ks. Nossola jako przyszłego ordynariusza myślał już jego poprzednik, bp Franciszek Jop.
- Kiedy w 1956 do Opola przyszedł z Krakowa nowy ordynariusz, bp Franciszek Jop, znaczna część duchowieństwa diecezjalnego zaprotestowała przeciw temu "spadochroniarzowi" - wspomina ks. Baldy.
- Napisali o tym do prymasa. Kardynał Wyszyński odesłał protest do bpa Jopa. Ten był na tyle delikatny, że nigdy nikomu tego nie wypominał. Natomiast po upływie roku napisał do prymasa, że jego zdaniem kolejny biskup w Opolu powinien pochodzić ze Śląska. I już wtedy wskazał na ks. Nossola jako na kandydata. A ponieważ Watykan praktycznie co roku dopytuje się, kto ewentualnie może być w diecezji przewidziany na biskupa, bp Jop przez lata niezmiennie proponował go na ordynariusza. Do księdza Nossola te sygnały oczywiście nie dochodziły - dodaje.
To naprawdę niełatwo przejść z katedry uniwersyteckiej do katedry diecezjalnej i to jeszcze Świętego Krzyża
Ks. arcybiskup długo bronił się przed zostaniem biskupem. Marzyła mu się raczej dalsza kariera naukowa. A poza tym czuł się bardziej teoretykiem niż praktykiem. Nigdy w swoim kapłańskim życiu nie był ani wikarym, ani proboszczem. Ostatecznie dał się przekonać, że Ojcu Świętemu się nie odmawia.
- Na początku roku 1997 prymas kilkakrotnie wzywał ks. Nossola do Warszawy i informował go o tym, że Ojciec Św. chce go mianować ordynariuszem opolskim - mówi ks. prałat Baldy. - Pertraktacje trwały aż do lata. Złamał kandydata dopiero jego wujek, ksiądz pracujący w Szwecji. Powiedział mu: "Wiesz Alfons, rzuć tę naukę i weź się do roboty. Nauką jeszcze nikt nikogo nie zbawił".
Konsekratorem biskupa Alfonsa Nossola był w katedrze opolskiej prymas Stefan Wyszyński. Na współkonsekratorów dzisiejszy ordynariusz poprosił obu pomocniczych biskupów opolskich, by być, jak się wyraził biskupem domowego chowu. Za swoje motto wybrał słowa "Czynić prawdę w miłości".
Zostając biskupem, ordynariusz opolski nauki nie porzucił. Przez lata jeździł regularnie na zajęcia do Lublina i dopiero po powstaniu Uniwersytetu Opolskiego przeniósł się na dobre na opolską uczelnię. A pracowity, jak zaświadczają jego krajanie z Brożca, był zawsze.

Powierzyć komuś tak przeciętnemu jak ja, ot chłopczynie z Brożca, najwyższy urząd duszpasterski w diecezji opolskiej, to jednak odważne ryzyko i dowód wielkiego zaufania
- Dzisiejszy arcybiskup bardzo się udzielał w życiu wsi - mówi ks. Gerard Sobota, proboszcz w Kątach Opolskich pochodzący z Brożca. - Pisał ludziom podania do urzędów, pomagał kolegom w nauce, udzielał się w wiejskim teatrze prowadzonym przez miejscową nauczycielkę, bo to była jego pasja. Był też szefem ministrantów, a na boisku był zwykle kapitanem drużyny. Już wtedy miał wśród rówieśników znaczny autorytet.
W Brożcu pamiętają, że nikomu nie odmawiał, no chyba, że prośby były nie do spełnienia. Kiedy obronił doktorat i przyjechał jako "świeży" doktor do domu (był pierwszym pochodzącym z tej wsi posiadaczem tego tytułu naukowego), niektóre kobiety sądziły, że jak doktor, to pewnie jest lekarzem i pytały go o porady dotyczące zdrowia. Musiał wyprowadzać je z błędu.
- Mimo że pracuje ponad wszelką normę, zachowuje zwykle dobry humor. Pamiętam, że taki był od młodości - zawsze zajęty i zawsze optymistyczny - wspomina ks. Sobota.
- Był normalnym chłopcem jak my wszyscy - wspomina Paweł Mandalka, który był razem z przyszłym ordynariuszem ministrantem w Brożcu. - Pasł kozy, woził z matką i babcią trawę na wózkach, grał z nami w piłkę. Jeśli się wyróżniał, to wielką liczbą przeczytanych książek. Czytał je nawet przy pasieniu kóz.
Pewnego razu zdarzyło mu się tak zaczytać, że dopiero o zmroku brat przyprowadził go z pastwiska z powrotem do domu. Kozy na szczęście wcześniej wróciły same.
- To był bardzo zdolny facet - świetny uczeń i kolega. Pochodzi z bardzo licznej rodziny. Przyjaźniliśmy się z nimi. Było ich sześciu braci i dwie siostry. Jego ojciec był bodaj murarzem, ale umiał zrobić wszystko - wspomina Józef Cebula. - Jak dziś przyjeżdża do Brożca, to rozmawiamy normalnie jak za szkolnych czasów, bo arcybiskup się nie wywyższa. Mówię mu po imieniu, bo tak sobie życzył.
Jest brożecką tradycją, że biskup odprawia tu w Trzech Króli msze za swoich zmarłych rodziców, kościół jest wtedy zawsze pełny. Biskup ma też zwyczaj przy każdym pobycie w rodzinnej wsi odwiedzać najstarszych mieszkańców, których pamięta z czasów młodości.
Znaczna część edukacji Alfonsa Nossola związana była z Nysą. Ukończył tam "małe" i "duże" seminarium.
- Na jego roku było dwóch naprawdę utalentowanych kleryków. Jednym z nich by Alfons Nossol. Dzisiejszy arcybiskup "kuł" strasznie. Nie przypominam sobie, żeby chodził na jakieś koncerty czy brał udział w rozgrywkach sportowych. Z czasem był tak dobry, że profesorowie zlecali mu wykłady - mówi ks. Baldy.
Prymicje ks. Nossol odprawiał w 1957. - Z tej okazji ówczesny naczelnik gminy wystarał się u władz o zgodę na wyasfaltowanie placu przed kościołem - wspomina Paweł Mandalka. - Ludzie się cieszyli, na jego prymicje, bo był pierwszym po długiej przerwie księdzem pochodzącym z naszej wsi. Był bardzo skromny, więc nie chciał, żeby mu stawiać jakieś bramy powitalne, ale tak do końca ludzie go nie posłuchali - dodaje ks. Sobota.
- Oprócz obrazków prymicyjnych z napisami po polsku, ks. Nossol miał też obrazki z tekstem po niemiecku - przypomina ks. Staniecki. - Po konsekracji pomocniczego biskupa opolskiego Wacława Wyciska kard. Kominek przypomniał, że nowy biskup miał w czasach hitlerowskich na Śląsku obrazki drukowane po polsku i to mu się do zostania biskupem przydało. Niemieckie obrazki w niczym biskupowi Nossolowi nie pomogły, ale jest dziś niewątpliwie biskupem i dla tych, co mówią po polsku i dla tych, co po niemiecku.

BISKUPA MYŚLENIE SERCEM:
O baśniach
Rosjanie weszli do mojej rodzinnej miejscowości w dniu św. Józefa 19 marca 1945. Mężczyzn prawie nie było. Wszyscy na wojnie. I wtedy jako 12-letni chłopak musiałem się nauczyć pracować na roli: kosić, siać, orać... To nie było łatwe. (...) Jesienią, kiedy prace polowe zakończono, wypasało się krowy. Był to taki okres w moim życiu, kiedy zajmowałem się "wewnętrznie" wyłącznie bajkami i baśniami. Właśnie ten jeden rok w moim życiu był taki "baśniowy". Czytałem wówczas baśnie braci Grimm, Andersena i wszystko, co mi wpadło w ręce z zakresu świata bajki.

O modlitwie
Jest we mnie pewien modlitewny nawyk, który zawdzięczam bp. Wyciskowi. Kiedyś przyjechałem z Lublina do mojej rodzinnej miejscowości na uroczystość bierzmowania mojego bratanka. (...) Biskup radził wówczas, by owocem bierzmowania stał się nawyk rozpoczynania każdego dnia krótkim, trzykrotnym wezwaniem "Przyjdź Duchu Święty". Od tamtej chwili tak właśnie rozpoczynam każdy dzień. I czasem wprost namacalnie czuję coś niosącego mnie, bliżej nieokreślonego, niezdefiniowanego.

O ekumenizmie
Jeżeli chodzi o metodę ekumeniczną, należy wspomnieć o trzech krokach. Po pierwsze trzeba się odważyć wyjść poza własne schematy, i sposoby ujęcia, aby móc się wczuć w inną mentalność. trzeba się na tę metodę zdobyć, a zatem pierwszy krok to odwaga. (...) Drugi krok to pokora, dlatego że cokolwiek czynimy - czynimy dzięki łasce Bożej. (...) Trzecim krokiem jest cierpliwość, gdyż kwiat ekumenii nie wydaje owoców natychmiast. (...) Czwartym nieodzownym etapem, w pewnym sensie krokiem docelowym, jest wspólne, chrześcijańskie, tj. w pełni ekumeniczne świadectwo.
(Wszystkie wypowiedzi pochodzą z wywiadu-rzeki "Być dla, czyli myśleć sercem").

Tak bardzo byłem z tą uczelnią związany, tak bardzo tą uczelnią żyłem i chciałem naprawdę żyć wyłącznie dla niej
Studia specjalistyczne przyszły arcybiskup odbywał na KUL-u. Myślał m.in. o studiowaniu filozofii. Skierowano go na studia z teologii dogmatycznej. Zainteresował się problemem poznania Boga, a potem dorobkiem wielkiego niemieckiego teologa protestanckiego Karola Bartha.
Ks. Staniecki wspomina, że przyszły biskup był bardzo pilnym studentem i nie oszczędzał się ze zdrowiem. - Nastąpiło u niego pęknięcie wrzodu żołądka. Potrzebne były dwie bardzo ciężkie operacje. Widać Pan Bóg go potrzebował, bo go zachował nie tylko dla jego profesury, ale też jako biskupa diecezji opolskiej - uważa ks. Staniecki.
Jego zdaniem, arcybiskup Nossol jest niesłychanie odporny na ból. - Lekarzy mylił jego optymizm. Kiedy miał wrzody, zachowywał dobry humor, co przy chorobie żołądka jest wielką rzadkością. Kiedyś złamał nogę w Watykanie i przez jakiś czas chodził mimo to bez gipsu. Lekarz, który go potem składał, nie mógł się nadziwić, jak wytrzymał. Na studiach był odbierany pozytywnie przez wszystkich, no może oprócz niektórych zazdrosnych, którzy byli niezadowoleni, bo się strasznie spieszył z magisterium i doktoratem, i wyglądało, że oni sami się obijają - mówi ks. Staniecki.
- Kiedy jeszcze nikt nie wiedział, że zajdzie tak wysoko, powiedziałem o nim, że należy do nielicznych ludzi, których równocześnie lubię i szanuję - dodaje.
Trudny czas, gdy opolskie mury "udekorowane" były napisami w stylu "Nossol raus", albo "Nossol do Berlina", ks. arcybiskup ma już za sobą. Dziś cieszy się powszechnym szacunkiem.

Pomagajcie, pomagajcie, żebym był takim biskupem, jakiego wy sobie naprawdę życzycie i jakiego chciałby mieć sam Jezus Chrystus
- On ma wielką wiedzę i kulturę, ale też wielkie wyczucie drugiego człowieka i jego potrzeb. On sam jest najlepszym potwierdzeniem wielokulturowego charakteru Śląska. Nie wyrzeka się własnych korzeni i szanuje odrębność innych. Nie waham się nazwać Alfonsa Nossola opolskim Janem Pawłem II - mówi poseł mniejszości Helmut Paździor.
Arcybiskup jest szanowany nie tylko za wielkie osiągnięcia, jak utworzenie uniwersytetu czy wprowadzenie języka serca do liturgii w diecezji. Ma zresztą własną, bardzo ciekawą definicję "języka serca". Według niego, jest to mowa, w której człowiek się modli, liczy i przeklina. Wiele osób, które mają z nim kontakt cenią go za komunikatywność i bezpośredniość.
- Miałam z nim zajęcia z eschatologii - mówi Agnieszka, katechetka z Opola. - Przedmiot był trudny, ale mówił tak ciekawie, że trudno było robić notatki, bo się człowiek wsłuchiwał. Chętnie używał trudnych zwrotów teologicznych, często sam je tworzył (studenci nazywają te neologizmy nossolizmami), ale zawsze w czasie wykładu objaśniał je na chłopski rozum i kiedy pisaliśmy o tym naszym własnym językiem, to biskup to akceptował.
- Pozytywnie zaskakuje mnie, że kiedy spotykam gdzieś ks. arcybiskupa, to poznaje mnie po twarzy i pamięta, że jestem absolwentką teologii. Byłam na pierwszym roku, który ukończył w Opolu teologię dla świeckich i myślę, że biskup miał do nas szczególny stosunek. Traktował nas jak własne dzieci - dodaje Agnieszka.
- On się niczym nie stara wyróżniać. Zachowuje się bardzo naturalnie. Ani jego urząd, ani jego obycie nie powodują żadnego dystansu do innych ludzi - mówi Jadwiga Gajda, która pracuje w jadalni Domu Księży Emerytów.
Wyrazem braku dystansu do ludzi jest i to, że opolska kuria jest chyba jedyną w Polsce, gdzie nie trzeba się umawiać ani zapisywać na terminy. Każdy z ulicy może przyjść i bezpośrednio z biskupem porozmawiać.
- Na początku, po objęciu przez niego biskupstwa - wszystko wydawało się rewolucyjne - mówi ks. Baldy. - Jego sposób duszpasterzowania, podział diecezji na rejony, wprowadzenie wyboru dziekanów zamiast ich nominacji i wiele innych decyzji.
Nowy biskup przed 25 laty zniósł zwyczaj zwracania się per ekscelencjo i całowania pierścienia. Jak wspomina jeden z opolskich proboszczów, na spotkaniu z księżmi poprosił, by nie całować go w pierścień, bo to niedobrze wygląda, jak się księża na złoto rzucają.
- Kiedy w stanie wojennym postanowił w Opolu utworzyć Wydział Teologiczny - filię KUL-u, wielu stukało się w czoło - mówi ks. Baldy. - Na pewno on był główną przyczyną sprawczą powstania uniwersytetu, ale ważnymi przedsięwzięciami były też budowa nowego seminarium i wzniesienie z ruin zamku w Kamieniu Śląskim.
Zdaniem ks. Baldego, kiedy biskup już wpadnie na jakiś pomysł, to go wcześniej czy później realizuje. Obecnie myśli o utworzeniu w Kamieniu sanatorium balneologicznego, w którym będzie się leczyć wodą.
Jego ważną umiejętnością jest to, że potrafi rozmawiać z każdym. Z wielkimi tego świata i z prostymi ludźmi.
Za najważniejszą rozmowę z arcybiskupem prof. Simonides uważa tę z 13 grudnia 1981. - Kiedy przyszłam na mszę, powiedziałam ks. prałatowi Baldemu, że chcę złożyć mandat poselski. Poradził mi, bym tego nie robiła bez rozmowy z biskupem. Biskup powiedział, że to byłoby w tej sytuacji najłatwiejsze. Radził mi wykazać odwagę i dążyć do tego, żeby ci, którzy są aresztowani wiedzieli, że ktoś za nich walczy. Potem, gdy głosowałam przeciw delegalizacji Solidarności, miałam sąd partyjny i wyrzucono mnie ze Stronnictwa Demokratycznego, wiedziałam, że mam jego wsparcie moralne - mówi.
Pani Senator podkreśla też wielkie zasługi arcybiskupa przy powołaniu uniwersytetu. - Był naszym niesłychanie wielkim oparciem. Wydeptywał ścieżki, których my parlamentarzyści nie byliśmy w stanie przejść. Napisałam kiedyś w artykule do "Tygodnika Powszechnego" takie równanie: kompetencja plus mądrość równa się arcybiskup Nossol. W pełni to zdanie podtrzymuję.
         
PS Śródtytuły są fragmentami pierwszego kazania biskupa Alfonsa Nossola w czasie jego konsekracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska