Biznes ma rodzaj żeński

Maciej Zych
Aleksandra Wiercimok jest dumna z odbudowanego ratusza w Nysie. Zrobiła to za własne pieniądze, najpierw bez iglicy, ale potem wzięła kredyt i wykończyła zabytkową budowlę.
Aleksandra Wiercimok jest dumna z odbudowanego ratusza w Nysie. Zrobiła to za własne pieniądze, najpierw bez iglicy, ale potem wzięła kredyt i wykończyła zabytkową budowlę. Maciej Zych
Aleksandra odbudowała ratusz w Nysie. Wielkie ciężarówki Beaty wożą towar po całej Europie. Dorota prowadzi zajazd. Violetta buduje szpital. Każda jest szefową dla siebie i dowodem na to, że kobieta może odnosić sukcesy w biznesie. Chcą pomagać w tym innym paniom.

W Unii Europejskiej tylko 34,4 proc. kobiet pracuje na własny rachunek. Tworzą one co prawda zwykle mikro- i małe przedsiębiorstwa, ale jak twierdzi wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Antonio Tajani, to właśnie na nich powinna się opierać europejska gospodarka, a wspieranie kobiecej przedsiębiorczości ma zasadnicze znaczenie dla stymulowania wzrostu ekonomicznego.

Dlatego KE poparła dwa lata temu pomysł utworzenia Europejskiej Sieci Ambasadorów Kobiecej Przedsiębiorczości.

W połowie września tego roku taka sieć zaczęła powstawać także w Polsce. Misję wspierania kobiecego biznesu podjęło pierwszych sto ambasadorek przedsiębiorczości.

- To kobiety, które odniosły sukces, prowadząc własną firmę, i angażują się w działania na rzecz społeczeństwa. Nasz projekt ma ambitne cele. Każdego roku chcemy doprowadzić do założenia przez kobiety 100 nowych firm w Polsce - mówi Urszula Ciołeszyńska prezes Fundacji Ambasada Kobiet Biznesu, która realizuje ten projekt we współpracy z Klubem Przedsiębiorców i Ekspertów Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

W pierwszej setce krajowych ambasadorek przedsiębiorczości jest dwanaście Opolanek.

Od torfu do iglicy

Aleksandra Wiercimok pierwsze większe pieniądze zarobiła, sprzedając torf "na placu". Studiowała wtedy nauczanie początkowe w Opolu, ale już wiedziała, że pod tablicą raczej nigdy nie stanie.

Marzyła o dalekich podróżach, z nauczycielskiej pensji to było nierealne, na szczęście od zawsze miała handlową żyłkę. Dostęp do torfu w tych czasach nie stanowił problemu. Kupili z mężem worki, szablony, by ładnie je opisać, i interes zaczął się kręcić. - To były czasy, gdy handlowało się wszystkim, bo wszystkiego brakowało. Ziemi do skrzynek na balkony też. Ustawiały się wręcz kolejki - wspomina.

Potem zaczęli sprowadzać odzież z zagranicy. Byli jednymi z pierwszych, którzy przywozili do Opola towar z Tajlandii. Jak się jest pierwszym, to interes idzie najłatwiej. Jeździli też po Polsce, szukając ładnych rzeczy, dobrych krawców i producentów.

Na przetargu kupili zabytkową kamienicę w Niemodlinie, a właściwie ruinę, którą trzeba było zburzyć i - pod nadzorem konserwatora zabytków - postawić od nowa. Smykałka do interesów splotła się tu z prawdziwą pasją i zamiłowaniem do tego, co stare i piękne.

Dawała dużo satysfakcji i radości. W odbudowanej kamienicy otworzyli swój pierwszy sklep. - Postawiliśmy na budownictwo - mówi pani Aleksandra. - To były dobre czasy, bo praktycznie bez konkurencji. I zarabiało się niemałe pieniądze.

Wszystko, co zarobili - inwestowali. Znajomi stawiali domy, powiększali metraże, kupowali dobre auta. A Wiercimokowie zadowolili się dwupokojowym mieszkaniem, które pani Aleksandra dostała od rodziców, i każdą złotówkę starali się pomnożyć. - Byliśmy młodzi i odważni - uśmiecha się.

Kupowali i remontowali kolejne kamieniczki, a w nich zakładali kolejne sklepy - już nie tylko z odzieżą, ale też artykułami spożywczymi, agd, elektroniką. Trudno było to wszystko upilnować, więc zaczęli wyremontowane obiekty wynajmować.

Dziś został im tylko jeden większy sklep - Centrum Handlowe w Niemodlinie - a oni skupili się na budownictwie i wynajmie. Ich działalność przeniosła się głównie do Nysy. Znaczna część Rynku, pięknie odnowione kamienice są ich.

Z perłą w koronie, czyli ratuszem, który odbudowali za własne pieniądze, bo nie dostali żadnego wsparcia z Unii Europejskiej. To ich najpoważniejsza i najdłuższa inwestycja. Zaczęła się od kosztownych prac archeologicznych i trwała cztery lata.

- Wnieśliśmy tam dużo własnych pomysłów, starając się łączyć stare z nowoczesnym. Przy wejściu jest pięknie rzeźbiony sufit, nad którym miejscowy artysta pracował przez pół roku. Na górze taras widokowy. Chcieliśmy, żeby ludziom się podobało - mówi pani Aleksandra. W budynku mieszczą się między innymi różne biura.

Pierwotnie ratusz stanął bez wieńczącej go iglicy. - Obawialiśmy się o finanse, ale potem udało się załatwić poważny kredyt i uznaliśmy, że jednak trzeba budynek wykończyć, bo śmiesznie wygląda bez iglicy. Zamontowali ją w 2008 roku. Samo ustawienie było nie lada operacją. W Polsce są tylko dwa dźwigi, za pomocą których można to zrobić. - Ta iglica nigdy nam się nie zwróci, ale budynek jest piękny - mówi z dumą pani Aleksandra, która za swoją działalność otrzymała odznakę "Zasłużony Opolszczyźnie".

Gazela na wielkich kołach

Beata Karnas biznesem zajmuje się od ćwierćwiecza, ale karierę zawodową zaczynała od pracy w urzędzie skarbowym. - Epizod.

To nie moja przestrzeń, nie podobały mi się ograniczenia czasowe i mentalne. Do tej pracy nie można wnieść niczego własnego - mówi z figlarnym uśmiechem. Tę na własny rozrachunek zaczynała od kantorów, sklepów z bronią i sprzętem elektronicznym. Potem na długo wciągnęła ją branża meblarska, sprowadzała meble z Niemiec i Skandynawii, bawiła się w wysmakowane aranżacje. - My, kobiety, lubimy ciągle coś urządzać - mówi. Za osiągnięcia finansowe w tej dziedzinie otrzymała prestiżową nagrodę "Pulsu Biznesu" - "Gazelę Biznesu".

Do Beaty Karnas należy Galeria Europa (dawniej Euro Dom) w Opolu, ale jej główne zainteresowania przeniosły się już gdzie indziej. Galeria już nie wystarcza. Pani Beata podbija Europę, a jej gazele biznesu to teraz potężne ciężarówki, które jeżdżą od Turcji do Hiszpanii i od Norwegii do Włoch.

Trzy lata temu założyła firmę European Transport Company z filiami w Opolu i Nowym Sączu. Meble stały się już mniej pożądane, dlatego poszukałam innej działalności - mówi. - Transport, spedycja i logistyka to tylko pozornie męskie dziedziny.

W gruncie rzeczy nie ma znaczenia, czy chodzi o meble czy o transport. Moja firma to zespół fantastycznych ludzi, a ja tylko jestem gdzieś tam na górze i zarządzam - mówi skromnie. - Wozimy głównie stal, ale potrzeb na rynku jest mnóstwo. Wszystkiego nie da się przetransportować, bo każdy rodzaj towaru wymaga specjalistycznych naczep. Dlatego zajmujemy się też spedycją, czyli szukamy właściwego transportu dla danego ładunku, komunikujemy firmy produkcyjne z transportowymi i handlowymi - mówi. Ciągle coś się dzieje.

Z banku do zajazdu

Dorota Namaczyńska też lubi, żeby "coś się działo" i dlatego porzuciła nieźle płatną posadę w banku, by realizować swoje kulinarne pasje zgodnie z wykształceniem (jest technologiem żywności).

Wspólnie z mężem Krzysztofem i koleżanką z pracy, ekonomistką Ewą Głowaczewską-Ciszak stworzyła pierwszą firmę cateringową na Opolszczyźnie z własną produkcją garmażeryjną. Był rok 1992 i to była dość odważna decyzja. - Wielu ludzi się dziwiło, ale to był dobry krok. Chciałam się spełniać, realizować. Ten cel przyświeca mi do dziś - mówi.

Od razu rozwinęli działalność na dużą skalę - karmili wojsko. Wozili jedzenie na poligony w Żarach, Żaganiu, Świętoszowie. Współpracowali ze śląskim i krakowskim okręgiem wojskowym. Opolszczyzna też wtedy wojskiem stała, więc wyzwanie było nie lada, bo nie dość, że produkcja masowa, to jeszcze nieprawdopodobne reżimy sanitarne.

Zajmowali się tym przez 11 lat. Kiedy w Opolu powstała brygada logistyczna i polskie wojska wysłano do Iraku, Dorota Namaczyńska szykowała pierwszą wigilię dla naszych żołnierzy. Krokiety, uszka, pierogi szły w tysiące, a wszystko sterylnie przygotowane. - Poprzeczka została bardzo wysoko ustawiona, ale ja lubię takie wyzwania i wcale mnie to nie przeraża. Zawsze sobie mówię, że jakby to było takie proste, to robiłby to każdy. A jak jest coś trudnego, to ja natychmiast zabieram się do roboty.

Kiedy współpraca z wojskiem się skończyła, trzeba było przestawić się na gastronomię niemasową. W opolskim Rynku otworzyła swoje podwoje restauracja "Wirtualna" - pierwsza taka po szarzyźnie pierwszych lat przemiany ustrojowej.

- Staraliśmy się być czymś kolorowym, innym, wybijać się jakościowo, smakowo, elegancją. I to chwyciło, ludzie potrzebowali takiego odbicia. Do dziś, gdy ludzie dzwonią do "Karolinki" w Gogolinie, to pytają, czy to jest nowa "Wirtualna" - mówi z dumą Dorota Namaczyńska. Zajazd powstał, bo Namaczyńscy chcieli czegoś więcej. Kupili dwuhektarową działkę i korzystając z pieniędzy z Unii Europejskiej, zbudowali elegancki obiekt z hotelem, dobrą restauracją, salą szkoleniową i ogólnodostępnym parkiem.

Kobieta potrafi

Ewa Stanisławiak od ponad 15 lat zajmuje się szeroko rozumianą tematyką ochrony środowiska. Jako doradca, audytor i menedżer pracowała dla kilkuset przedsiębiorstw, pomagając im wypełniać obowiązki w zakresie ochrony środowiska. Kilka lat temu z siostrą i przyjaciółką założyła firmę EKOUNIVERSA, świadczącą kompleksowe doradztwo i wykonawstwo dokumentacji w tym zakresie oraz wspomagającą zarządzanie środowiskiem w przedsiębiorstwach.

Józefina Małyszka-Kodrzycka - z zawodu technik budowlany, przez siedem lat nauczycielka, w końcu postawiła na własny biznes. - Bo to daje ogromną niezależność - jak mówi. Dzisiaj w jej Kancelarii Ubezpieczeniowo-Finansowej JLK pracuje 21 osób, w większości kobiety.

Violetta Porowska współtworzyła Opolski Bank Żywności, szefowała Opolskiemu Centrum Zdrowia Publicznego, jako pełnomocniczka wojewody zajmowała się integracją europejską i równym statusem kobiet i mężczyzn, a od niedawna prowadzi własną firmę zajmującą się doradztwem gospodarczym VIM - Obsługa Biznesu oraz buduje w Kluczborku centrum leczenia chorób kręgosłupa, o którym mówi, że będzie lecznicą na miarę XXI wieku.

Bożena Polakowska z Nysy w swojej sieci sklepów "Łasuch" (wizytówką są stoiska mięsno-wędliniarskie) zatrudnia ponad sto osób. Za swoją działalność otrzymała m.in. tytuł Pracodawcy Roku powiatu nyskiego i "Pracodawcy fair play".

Najmłodsza z opolskich ambasadorek, Dominika Pulit (ekonomistka, studia podyplomowe, dyplom MBA), robiła błyskotliwą karierę w dużych korporacjach farmaceutycznych, a po siedmiu latach postanowiła zostać szefem własnej firmy.

W rodzinnych Lipkach kupiła 40-hektarowe gospodarstwo rolne, które teraz specjalizuje się w produkcji roślinnej. Ze wspólnikiem założyła też firmę EcoOil, która buduje zakład komponentów bazowych do wytwarzania biopaliw.

Plusy i minusy

- Moja córka zawsze chodziła z kluczem na szyi - przyznaje Aleksandra Wiercimok - ale za to wyrosła na bardzo samodzielną młodą kobietę.

- Kiedy córki były małe, to była ciągła gonitwa i walka z czasem. Obiadów nie gotowałam. Bajki na dobranoc czytałam, jeśli były krótkie. Czasem mam wyrzuty sumienia, że było mnie dla dzieci za mało. To one musiały się upomnieć o spacer i zabawę - dodaje Beata Karnas

Wszystkie przyznają, że własna firma to ciężka praca, nieraz od rana do nocy, zwłaszcza gdy interes dopiero się rozwija. - Kiedy nie muszę, nie idę do firmy. Kiedy muszę, to zostaję tam kilkanaście godzin - mówi Dorota Namaczyńska. Z niezależnością i satysfakcją w parze idzie odpowiedzialność za innych. Od jej przedsiębiorczości zależy los trzydziestu pracowników, a każdy ma rodzinę, dzieci, kredyty do spłacenia. Myśl o tym nie schodzi z głowy, zwłaszcza w czasach kryzysu.

Beata Karnas nie potrafi zrobić sobie wakacji dłuższych, niż tygodniowe, bo nie wierzy, że coś może funkcjonować bez niej. A i tak przez cały ten wolny tydzień myśli "co tam się dzieje". Czasami zazdrości urzędniczkom, które po ośmiu godzinach zamykają biurko i są wolne od pracy do następnego dnia.

Ona jest czujna przez całą dobę, ale mimo to czuje się spełniona, wartościowa. Aleksandra Wiercimok z pasją podróżuje, zwiedziła już 60 krajów, ale na początku robiła wszystko - przywoziła towar, metkowała, sprzedawała, biegała do ZUS-u, wypełniała papiery do urzędu skarbowego.

Pomogą innym

- Trzeba mieć odwagę, by w życiu coś robić - mówi za swym ekonomicznym guru Anthonym Robbinsem Aleksandra Wiercimok. - Kobietom często właśnie tej odwagi brakuje. Mają wiedzę, talent, ambicje, są doskonale zorganizowane, ale blokuje je brak pewności siebie. Dlatego tak ważne jest wsparcie kogoś, kto - jak my - przetarł szlaki.

- Cudzych wzorów nie da się powielić, ale można skorzystać z cudzych doświadczeń. Dydaktyka jest wpisana w mój zawód, chętnie podzielę się swoją wiedzą. Dobrze mieć kogoś z boku, kto da życzliwego kopniaka - mówi Dorota Namaczyńska, która tak przede wszystkim widzi swoją rolę jako ambasadorki.

- Zakładając własną firmę, najpierw trzeba się przebić przez biurokrację. To często wydaje się nie do przejścia i zniechęca. Wszystkich przepisów nie da się przestrzegać, wszystkim wymogom nie sposób sprostać. Trzeba wiedzieć, jak się w tym gąszczu poruszać. Po 25 latach pracy na swoim wiem, jak to robić, czego unikać, na czym się skupić. Mogę się tym podzielić - zachęca Beata Karnas.

Pieniądze na start trzeba mieć, ale żadna z opolskich ambasadorek nie powie ile. Raczej więcej niż mniej. Rynek jest już zagospodarowany. Kiedy ma zyskać ktoś nowy, ktoś inny musi stracić, a nikt tego nie zrobi bez walki. 20 lat temu wszyscy byli nowicjuszami, teraz od początku trzeba być fachowcem, a wiadomo, że jakość kosztuje. Ale od czego są banki, kredyty, leasingi, wreszcie Unia Europejska, która chętnie przedsiębiorczość kobiet wspiera.

Zdaniem ekspertów unijnych cennymi zaletami kobiet, jakie mogą się przydać w biznesie, są: rozwaga w decyzjach oraz świadomość ryzyka. Według Eurostatu ponad połowa mężczyzn uważa, że kobiety wolą nie angażować się we własną działalność.

One same są zdania, że mężczyznom jest po prostu łatwiej. - Czasem przeszkadza nam większa niż u mężczyzn empatia. Kiedy kobieta zacznie coś przeczuwać, to może już nie zrobić kroku dalej. A mężczyzna niczego nie przeczuwa i po prostu działa - mówi Beata Karnas.

- Kiedy facet wpadnie na pomysł, o którym kobieta od dawna mówi, od razu wypina pierś po ordery - żartuje Dorota Namaczyńska. - Kobieta musi więcej wiedzieć, bardziej się starać. Ale warto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska