Biznes w cieniu sinic

Marek Świercz [email protected]
7 maja 2009 r. Jezioro duże już kwitnie... (fot. Marek Świercz)
7 maja 2009 r. Jezioro duże już kwitnie... (fot. Marek Świercz)
Przy Jeziorze Turawskim powstaje kompleks trzech basenów. Absurd? - Konieczność - odpowiada szef ośrodka "Korab" Jacek Pawlicki, który próbuje w ten sposób poradzić sobie z inwazją sinic.

Bo Pawlicki nie wierzy już w to, że turawski zbiornik uda się kiedykolwiek oczyścić. I wróży, że będzie coraz gorzej. Dowodów nie trzeba daleko szukać, wystarczy zejść do zatoczki, gdzie już teraz - a rozmawiamy w połowie maja - płytka woda ma barwę gnijących glonów.

- Osiem lat temu, gdy zaczynałem tu pracę, zakwity występowały dopiero pod koniec sierpnia - mówi. - W tym roku dam głowę, że pojawią się na początku czerwca, jeszcze przed sezonem.

Kiedyś kwitnące sinice traktowano jak przeziębienie, które trzeba szybko zdiagnozować i wyleczyć. Dziś wydają się nieuleczalną chorobą, z którą trzeba nauczyć się żyć.

W pogoni za trucicielem

Jak odeprzeć atak glonów?

Równocześnie kombinowano, co zrobić z panoszącymi się coraz bardziej sinicami. Gdy Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej zaczął na zimę spuszczać wodę, pojawił się pomysł posypania dna jeziora wapnem. Nic z tego nie wyszło, ale ówczesny wójt Turawy Walter Świerc cieszył się, że może mróz wytłucze glony. Sinice okazały się jednak mrozoodporne.

W poszukiwaniu recepty chwytano się wszystkiego. Piotr Sosnowski z Politechniki Łódzkiej proponował biomanipulację: gdyby do jeziora wpuścić armię szczupaków, to te zjadłyby okonie żywiące się planktonem, dzięki czemu tenże plankton mógłby zabrać się do eksterminacji sinic.

Obecnie na tapecie są aeratory, które wymyślił inny łódzki naukowiec, prof. Tadeusz Podsiadłowski. Jeden taki aerator natlenia już wodę w jeziorze średnim. Jeśli się sprawdzi, podobne ustrojstwa mają się pojawić na dużym, w liczbie co najmniej dziesięciu.

Jest też plan radykalny, proponowany już przez Skowronka. Trzeba po prostu zdjąć z dna kilkumetrową warstwę toksycznego mułu i gdzieś go wywieźć. Problem w tym, że najbliższe składowiska przyjmujące odpady niebezpieczne mamy w Tarnowskich Górach. Co znaczy, że koszt transportu musiałby dodatkowo podnieść koszty operacji, którą i tak szacowano na 60 mln zł.

Te pieniądze miała nam dać Warszawa, ale sanacja Jeziora Turawskiego wypadła z listy zadań kluczowych. I raczej na nią nie wróci. Podczas wizyty w Opolu minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska dała do zrozumienia, że nie warto czyścić jeziora, skoro dorzecze Małej Panwi nie jest skanalizowane i cały czas do zbiornika wpływają nowe ścieki.

Biznes w cieniu sinic

Całkiem inny turysta

Nad Jeziorem Turawskim wypoczywają dziś zupełnie inni ludzie niż kilka lat temu. Wtedy, oprócz wpadających w weekendy mieszkańców Opola, przeważali goście z czarnego Śląska. Na promenadzie na północnym brzegu jeziora w niedzielę rano można było spotkać leczących kaca młodych mężczyzn z charakterystycznymi czarnymi obwódkami pod oczami (zmycie pyłu węglowego to nie taka prosta sprawa).

Właściciele ośrodków na południowym brzegu wspominają z kolei autokary pełne górników, którzy zjeżdżali na weekend ze skrzynkami gorzały. A dziś turyści z województwa śląskiego to rzadkość.

Kto w takim razie przyjeżdża? Paradoksalnie, turyści z Pomorza czy Podhala, którzy nie tyle chcą wypocząć nad jeziorem, co zwiedzić Opolszczyznę. Nocują nad wodą, ale Turawę traktują jako bazę wypadową. Zwykle zamawiają tylko śniadania i kolacje, bo obiad jedzą gdzieś w Brzegu czy na Górze św. Anny.

Im nie przeszkadza to, że w lipcu jezioro wygląda tak, jakby ktoś wylał do niego cysternę starej zielonej farby. Bo kąpiel ich nie kręci. Są też rodziny z małymi dziećmi, dla których uruchomiono kilka miniogrodów zoologicznych z egzotycznymi kózkami. Bo jak nie można się wykąpać, to przynajmniej można nakarmić koziołka.

A Pawlicki pracuje nad kolejnym targetem: schorowanymi seniorami. Z myślą o nich zaprasza w sezonie lekarzy z rodzinami, oferując im tani pobyt w ośrodku. W zamian dwa razy dziennie udzielają porad wiekowym letnikom. A ci, mając bezpośredni dostęp do lekarza rodzinnego, czują się bezpiecznie i chętnie przyjeżdżają.

Basen... w jeziorze

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska