Biznesmeni chcą, żeby Polacy zarabiali po 800 złotych. Mówią, że to dla naszego dobra

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Niektórzy przedsiębiorcy sprawiają wrażenie, jakby oczekiwali dopłat za to, że umożliwiają ludziom pracę.
Niektórzy przedsiębiorcy sprawiają wrażenie, jakby oczekiwali dopłat za to, że umożliwiają ludziom pracę. 123RF
Już w 1776 roku myśliciel Adam Smith udowadniał, że płaca minimalna powinna wystarczać na utrzymanie czteroosobowej rodziny. W innym wypadku kapitalizm będzie zagrożony. Ale nasi przedsiębiorcy tego nie rozumieją.

Gdy Główny Urząd Statystyczny podaje co pewien czas wysokość naszych przeciętnych zarobków, wielu Polaków ma ochotę głośno zakląć. I nie ma im się co dziwić.

W 2013 roku przeciętna pensja w kraju wynosiła bowiem 3650 zł. Na wysokość owej średniej mają jednak wpływ także gigantyczne dochody nielicznej grupy najbogatszych Polaków. - Jak ja jem kapustę, a szef mięso, to statystycznie obaj jemy gołąbki - żartuje Andrzej Pazdan, pracownik niewielkiej firmy z Kędzierzyna-Koźla, którego pensja jest prawie dwa razy niższa od wskazanej średniej. Zupełnie inaczej to wszystko wygląda, gdy weźmiemy pod uwagę przeciętną pensję w tzw. mikroprzedsiębiorstwach, czyli firmach zatrudniających do 9 osób.

Tam przeciętna pensja w 2013 roku wyniosła 2145 zł. To o tyle istotne, że w owych mikroprzedsiębiorstwach pracuje aż 40 procent Polaków.

Uwagę na ten fakt zwrócił Business Centre Club, organizacja zrzeszająca najprężniejszych przedsiębiorców w kraju. Jednak nie po to, aby zastanawiać się, jak podnosić płace w małych firmach, ale jak je... zmniejszać.
BCC przekonuje, że wspomniana duża dysproporcja pomiędzy przeciętnymi zarobkami w małych i dużych firmach jest powodem błędnie wyliczanej pensji minimalnej w Polsce (w roku 2013 - 1600 zł, obecnie 1750 zł).

Pensja minimalna stanowi nieco ponad 40 procent przeciętnej pensji w gospodarce narodowej. BCC chce, żeby ustawowo była ona nie wyższa, niż 40 procent, ale także aby przy jej wyliczaniu uwzględniać rodzaj przedsiębiorstwa, a także różnice w dochodach w poszczególnych powiatach czy województwach.

Innymi słowy przedsiębiorcy chcieliby, aby w małej firmie najniższe możliwe wynagrodzenie wynosiło 40 procent ze wspomnianych 2145 zł. Oznaczałoby to, że pensja minimalna w mikroprzedsiębiorstwach to 858 złotych. Czyli w praktyce byłaby niższa o połowę niż obecnie. BCC twierdzi, że zmiany takie proponowane są w trosce o... dobro pracowników.

Propozycja Business Center Club dotycząca wprowadzenia zróżnicowanej płacy minimalnej i tym samym jej realnego ograniczenia w wielu przypadkach niemalże o połowę jest bardzo kontrowersyjna.

Ale BCC twierdzi, że ma mocne argumenty, aby jej bronić. - Na około jednej trzeciej obszaru kraju, w tzw. Polsce C, i w większości mikroprzedsiębiorstw na terenie całego kraju poziom płacy minimalnej już teraz znacznie przekracza 50 proc. płacy średniej, a w wielu przypadkach jest zbliżony do płacy średniej przedsiębiorstw na tym obszarze i w tej kategorii - tłumaczy Stanisław Gomułka, główny ekonomista klubu i minister finansów w tzw. gospodarczym gabinecie cieni BCC.

Mówią, że przez to rośnie szara strefa

Według niego skutkiem takiego stanu rzeczy jest bardzo duże bezrobocie we wspomnianej Polsce C (tym mianem niektórzy ekonomiści nazywają woj. zachodniopomorskie i lubuskie), a także stosunkowo duża szara strefa w całej Polsce, gdzie pracownicy są zatrudniani na czarno albo na tzw. umowy śmieciowe.
- W wyniku tego procesu część zwalnianych osób powiększa grupę bezrobotnych, a część znajduje pracę w szarej strefie, ale traci przy tym jakąkolwiek ochronę socjalną - tłumaczy główny ekonomista BCC. - Budżet traci dochód z podatku od ich wynagrodzeń oraz składki na ubezpieczenia społeczne. Dodatkowo firmy, w których na skutek wzrostu płacy minimalnej i wynikającego z tego wzrostu kosztów pracy spada dochodowość, nie są w stanie finansować inwestycji, zatem stają się mniej konkurencyjne i stopniowo wypadają z rynku.

Związkowców takie argumenty wręcz bulwersują. - Ja bym dała takiemu panu z Business Centre Club 800 złotych na miesiąc, ciekawe, czyby przeżył za to - oburza się Cecylia Gonet, przewodnicząca "Solidarności" na Opolszczyźnie. - My od lat walczymy o to, żeby płaca minimalna wynosiła co najmniej 50 procent przeciętnego wynagrodzenia, ale wyliczanego dla całej gospodarki, a nie w wybranych firmach. Płaca minimalna ma zabezpieczać minimum egzystencji. Jakie to minimum można sobie zapewnić pracując ciężko za kilkaset złotych?

Nestor polskich ekonomistów, profesor Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Polityki Społecznej przypomina, że szkocki myśliciel i filozof Adam Smith już w 1776 roku napisał opracowanie pt. "Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów". - Udowadniał tam, że pensja minimalna powinna wystarczyć do tego, aby wyżywić robotnika, jego żonę i dwójkę dzieci - mówi prof. Kabaj. - Jeżeli nie będzie takiej możliwości, wówczas klasa robotnicza zniknie. A jeżeli zniknie, to zniknie także kapitalizm. A przecież to nie jest w interesie przedsiębiorców.

Ekonomista zwraca uwagę, że w wysoko rozwiniętych krajach europejskich nie różnicuje się płacy minimalnej w zależności od regionów i wielkości przedsiębiorstw. - Po pierwsze, wprowadzanie tak dużej ilości poziomów najniższego wynagrodzenia byłoby dość skomplikowane - zauważa Mieczysław Kabaj. - Ponadto działoby się to nie tylko ze szkodą dla pracown ików, którzy w wielu przypadkach dostawaliby jeszcze mniej pieniędzy na swoje utrzymani, ale również ze stratą dla samych przedsiębiorców.

Jeżeli ludzie będą zarabiać mniej, to spadnie popyt. Jak spadnie popyt, to spadną także zyski przedsiębiorców. To są pewne oczywistości, o których niektórzy zdają się zapominać.

1300 na rękę to jest absolutne minimum. I nie ma co czarować rzeczywistości

Profesor Kabaj prowadzi badania dotyczące warunków życia ludzi pracujących za minimalną pensję. Wynika z nich, że dochody w wysokości niecałych 1300 zł na rękę to absolutne minimum, za jakie można prowadzić gospodarstwo domowe. Poniżej nie jest to już w praktyce możliwe. - I dotyczy to wszystkich regionów, zarówno tych bogatszych, jak i najbiedniejszych - podkreśla ekonomista. - To nie jest tak, że na wschodzie kraju dużo łatwiej się utrzymać niż w bogatszych województwach.

Problem jest o tyle ważny, że w mikroprzedsiębiorstwach pracuje 40 procent wszystkich zatrudnionych. W małych i średnich firmach odpowiednio 12 proc. i 18 proc. Natomiast prawie co trzeci pracownik zatrudniony był w dużych przedsiębiorstwach zatrudniających więcej niż 250 ludzi. Tak wynika z danych Ministerstwa Gospodarki.

W 2013 roku roku przeciętna płaca w firmach zatrudniających do 9 osób wynosiła na Opolszczyźnie 2019 złotych brutto. To o 600 złotych mniej niż w woj. mazowieckim i zaledwie 130 zł więcej niż w świętokrzyskim, które znajduje się na samym dole stawki. Biorąc pod uwagę propozycję BCC, pensja minimalna w naszym regionie wyniosłaby 807 złotych.

W mikroprzedsiębiorstwach najwyższe przeciętne wynagrodzenia występowały w branży IT - 3,3 tys. złotych brutto miesięcznie. Było to jednak ponaddwukrotnie mniej niż w firmach większych zajmujących się tą samą branżą. W większych podmiotach przeciętne miesięczne wynagrodzenie w branży IT wyniosło 6,7 tys. zł.

Z kolei pracownicy większych firm z branży naukowej i technicznej otrzymywali średnią pensję 5,5 tys. zł, podczas gdy w mikrofirmach było to poniżej 2,5 tys. Tak duża dysproporcja wiązać się może przede wszystkim z zatrudnianiem w tej branży specjalistów szczególnie wysokiej klasy.

Kiedy zatrudnianie pracowników przynosi straty

Trzeba jednak pamiętać, że im większa firma, tym bardziej sformalizowana struktura i tym rzadziej zdarzają się przypadki wypłacania części wynagrodzenia bez formalnej umowy. W mniejszych przedsiębiorstwach szara strefa w wynagrodzeniach występuje częściej.

Mniej osób zaangażowanych w przygotowywanie list płac i zestawień do różnych urzędów stwarza większe poczucie bezpieczeństwa, mali przedsiębiorcy częściej więc wypłacają część pensji "pod stołem", żeby uniknąć opodatkowania i składek ZUS. Dlatego oficjalne dane - zwłaszcza dotyczące najmniejszych firm - mogą być obarczone błędem.

Dlaczego BCC upiera się przy tym, aby najniższe wynagrodzenie wynosiło akurat 40 procent przeciętnej pensji, a nie np. 35 czy 45?

Zdaniem jego przedstawicieli przy takim poziomie współczynnika najczęściej dochodzi na do porozumienia między pracodawcami a pracobiorcami. - Po przekroczeniu tej wartości zatrudnienie zaczyna spadać, ponieważ zatrudnianie nowych pracowników zaczyna przynosić straty - uważa Stanisław Gomułka. - Pracodawcy stają się też mniej skłonni do zatrudniania nowych pracowników o niskich kwalifikacjach. Oznacza to, że po przekroczeniu wartości 40 proc. płacy przeciętnej płaca minimalna zaczyna mieć negatywny wpływ na zatrudnienie tej kategorii pracowników.

Wysokość pensji minimalnej ma przede wszystkim znaczenie dla ludzi młodych, bo to właśnie oni są tą grupą, która najczęściej musi pracować za ustawowe minimum.

Firma doradcza Sedlak&Sedlak, zajmująca się m.in. badaniami poziomu wynagrodzeń w Polsce, opracowała raport na temat oczekiwań płacowych młodych pracowników. Okazuje się, że byliby oni zadowoleni ze swojej pracy pod względem finansowym, gdyby otrzymywali średnio 1981 zł netto miesięcznie.

Tak przynajmniej wynika z tzw. Bilansu Kapitału Ludzkiego. Oczekiwania płacowe mężczyzn są wyższe, przeciętnie chcieliby zarabiać 2 119 zł. Wynagrodzenie, które byłoby satysfakcjonujące dla kobiet, to średnio 1 816 zł. Na nieco wyższe zarobki liczą pozostali bezrobotni, czyli osoby po ukończeniu 30 lat.

Tę grupę niezatrudnionych zadowoliłaby przeciętna płaca w wysokości 2 018 zł netto miesięcznie.

Młody inżynier ma inne wymagania niż magister historii

Co ciekawe, stoi to w sprzeczności z tezami wielu przedsiębiorców, którzy mówią, że oczekiwania młodych pracowników są dużo wyższe.

Z danych Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu wynika jednak, że w praktyce pensje w pierwszej pracy są zwykle niższe niż oczekiwane przez młodych ludzi i oscylują wokół najniższej krajowej lub tylko nieco ją przewyższają.
- Oczekiwania młodych determinuje nie tylko poziom wykształcenia, na jakim zakończyli swoją edukację, ale również jego kierunek - zauważa Ewelina Jurczak z Sedlak&Sed lak. - Niezależnie od posiadanego wykształcenia, zdecydowanie wyższe oczekiwania finansowe mają mężczyźni niż kobiety. W grupie pań najwięcej chcą zarabiać te, które ukończyły studia wyższe na kierunkach inżynierskich, ścisłych lub przyrodniczych.

Zadowoliłaby je płaca w wysokości średnio 2130 zł netto miesięcznie. Na wynagrodzenie przekraczające 2000 PLN miesięcznie liczą również kobiety po studiach humanistycznych.

Podobnie jak panie, najwięcej chcą zarabiać panowie, którzy są absolwentami studiów inżynierskich, ścisłych bądź przyrodniczych. Oczekują oni zarobków w wysokości 2411 PLN netto.

Młodzi mężczyźni, którzy mają wykształcenie średnie o profilu technicznym, przeciętnie liczą na płacę w wysokości 2201 zł. To o 61 zł więcej, niż wynoszą oczekiwania panów, którzy ukończyli studia wyższe o profilu humanistycznym.

Miesięczne wynagrodzenia młodych absolwentów, którzy pracują etatowo, są niższe w grupie pań niż wśród panów.
- Przyglądając się propozycjom niektórych przedsiębiorców, można odnieść wrażenie, że niektórzy chcieliby, aby im jeszcze dopłacić do tego, żeby móc pracować - uśmiecha się profesor Mieczysław Kabaj. - W rzeczywistości nie ma tu jednak nic do śmiechu. Płaca minimalna to bardzo ważny instrument i nie można jej obniżać do takiego poziomu, w którym w praktyce nie będzie się w ogóle opłacało przychodzić do pracy.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska