Bo śmierć to kolejna podróż, podczas której żywi czasem nam towarzyszą

Redakcja
Wiszące trumny - tradycyjna forma pochówku w okolicach Sagady na północy Filipin.
Wiszące trumny - tradycyjna forma pochówku w okolicach Sagady na północy Filipin. Janusz Słodczyk
Kto z nas, podróżując po dalekich krajach, zagląda na cmentarze? Niewielu. - A przecież cmentarz mówi nam dużo o życiu - mówi profesor Janusz Słodczyk z Opola.

Profesor Słodczyk, prorektor ds. nauki i finansów Uniwersytetu Opolskiego, słynie z tego, że wolny czas poświęca na podróżowanie, dociera w odległe zakątki świata, zagląda do chat nieskażonych cywilizacją plemion.

- Gdziekolwiek jestem, staram się też pójść na tamtejsze nekropolie - mówi. - I przywożę z tych miejsc niezwykłe refleksje na temat obrzędowości i filozofii życiowej danych ludów.
Bo z tym, co ostateczne, wiążą się zwykle symbole i przekonania definiujące ludzi i ich światopogląd. Jak się przekonał - czasami zwyczaje, które mieszkańcom Europy wydają się nawet barbarzyństwem czy przejawem zabobonu, po zastanowieniu stają się godną zauważenia życiową wskazówką.

Na Filipinach profesor poszedł więc na standardowy cmentarz w Manili. Ten cmentarz można porównać z naszymi miejskimi. Stawia sie tam współczesne nagrobki. Tyle że bliżej owym grobowcom do domków jednorodzinnych. Ale jeśli porozmawiać z miejscowymi, budowanie owych cmentarnych "willi" nie było wyrazem chęci pochwalenia się bogactwem. Raczej potrzeby przebywania jak najdłużej tam, gdzie spoczywają bliscy.

- Grobowce wyglądały jak budynki, wewnątrz w kamiennych sarkofagach spoczywały ciała, zwykle jedno, dwa. Obok sarkofagów stały zaś, zbudowane lub wykute w stylistyce grobowca, ławy oraz siedziska. Niektóre grobowce mają dwa poziomy. Na jednym są sarkofagi, na drugim sale pobytu dla odwiedzających groby. Widziałem też grobowiec, w którym znajdowała się nawet toaleta - relacjonuje Janusz Slodczyk.

Filipińczycy nie przychodzą na cmentarze na chwilę, nawet nie na godzinę. Oni chcą tu być dłużej, czasami całe dnie. W tym czasie "porozmawiać" ze zmarłymi, oddać się zadumie, pomodlić. Dbają więc, by spędzać ów czas w jak najbardziej komfortowych warunkach. Wizyta na cmentarzu nie jest tu smutnym obowiązkiem, raczej ważnym w życiu wydarzeniem, niczym odwiedziny u kogoś bardzo szanowanego.

- Na tym samym cmentarzu było też kolumbarium. Wygląda podobnie jak nasze. Tyle że my stawiamy w miejscu spoczynku znicz. Tam zaś zdarzają się też kieliszki lub butelki z nadpitym alkoholem oraz żywność. To znak, że żywi dzielili się ze zmarłymi, wspólnie biesiadowali - mówi.

Ekshumacja obowiązkowa

Madagaskar. Jedna większych wysp świata, leżąca u północno-wschodnich wybrzeży Afryki, na Oceanie Indyjskim. Kojarzy się (poza popularnym filmem animowanym) z feerią barw, zapachów, bajecznymi plażami. Taki raj na ziemi.

Profesor Słodczyk wybrał się tam tymczasem do mało turystycznej wsi. Idzie ulicą przypominająca bardziej klepisko i...

- Nagle zobaczyłem sporą grupę biegnących i krzyczących w moją stronę ludzi - wspomina. - Myślałem, że stało się coś złego, ale potem zdałem sobie sprawę, że te krzyki nie są pełne grozy, raczej zadowolenia.

Janusz Słodczyk udał się za tubylcami. Trafił w okolicę cmentarza. Okazało się, że odbywa się tu niezwykły obrządek. Coś na kształt ekshumacji.

- Otóż po kilku latach od pochówku krewni zmarłego mają wręcz obowiązek, aby wydobyć trumnę, oczyścić ją, oblec w nowy całun. Przy tej okazji rozmawiają ze zmarłym, relacjonują wydarzenia z życia rodziny, wioski, proszą o wsparcie w realizowaniu ważnych planów. Po paru godzinach urządzają kolejny pochówek - wyjaśnia Janusz Słodczyk. - Ceremonia zamienia się w święto dla rodziny, ale i sąsiadów. Szykowane są potężne ilości potraw, którymi można się częstować.

Zwyczaj wydobywania z grobowca trumny w celu poddania jej zabiegom pielęgnacyjnym, a następnie obleczenia w nowy całun wydaje się makabryczny. Jednak dla mieszkańców wsi to obowiązująca od wieków tradycja.
- Tam zmarły wciąż traktowany jest jak ktoś bliski, o którego należy się troszczyć - mówi Janusz Słodczyk.

W wiosce mieszkali biedni ludzie, więc często, aby móc wypełnić tradycyjny obowiązek, oszczędzali latami. - Wiem, że niektóre rodziny się też zapożyczały - mówi profesor Słodczyk.

Jesteśmy przyzwyczajeni, że miejsce zmarłych jest na cmentarzu. Jednak nie wszędzie na świecie tak jest. Podróżując po Sumatrze, profesor zauważył w oddali drobną budowlę, przypominająca kapliczkę. Gdy do niej dotarł, okazało się, że jest to grobowiec właściciela tych ziem. Chodziło o to, aby człowiek także po śmierci znajdował się w bliskim mu otoczeniu, które darzył szczególnym sentymentem.

- Także dla żywych ważne jest, aby być jak najbliżej zmarłych. Widziałem więc przydomowe ogródki, których część wydzielano na miejsca pochówków domowników - mówi Słodczyk.
Na Filipinach zaś widział wzgórza obwieszone trumnami. Góry są miejscem magicznym, niedostępnym i zapewniającym wieczny spokój.

- Przewodnik uczulał nas, abyśmy nawet nie wskazywali gór palcami, bowiem ten gest - pokazywanie palcem - jest przecież bardzo niegrzeczny i można nim urazić tych, którzy odeszli - wspomina profesor.

Oby zwierzyna cię rozszarpała

To, co charakterystyczne dla obrzędów pogrzebowych wielu innych kultur, to przekonanie, że człowiek po śmierci staje się wędrowcem, który może odwiedzić żywych. Biada, jeśli zmarły - obrażony przez swych żyjących krewnych czy znajomych - okaże się złośliwym bytem.

- Ceremonie pogrzebowe, nawet tam, gdzie działają misje katolickie, odbywają się więc w porządku wynikającym z dawnych tradycji, aby nie obrazić zmarłych - mówi inny opolski podróżnik, Światosław Rojewski, który zasłynął z podróży po niedostępnych częściach Afryki oraz pokonaniem pustyni Gobi żaglowozem.

Tumikia to mała, rolnicza miejscowość w Republice Konga. Tam właśnie Rojewski był świadkiem tradycyjnego pochówku.

- Ksiądz pojawił się na końcu ceremonii, by pomodlić się za duszę zmarłego tuż przed złożeniem jego ciała do grobu. Wcześniej jednak wszystko odbyło się wedle dawnej tradycji. Śmierć członka tamtejszej społeczności ogłaszali mężczyźni, najbliżsi mu krewni. Oni też wynieśli ciało zmarłego z chaty. Rodzina i krewni oddali się trwającym cały dzień ceremoniom żałobnym - tańcom i śpiewom. Był też szaman, swego rodzaju łącznik między światem żywych i zmarłych - mówi podróżnik. - Sam grób też był wykopany w kształcie nakazym przez tradycję - a więc gruszki, co ma się kojarzyć z łonem matki, w tym przypadku - matki ziemi, przyjmującej swego syna. Do takiego grobu złożono też przedmioty codziennego użytku, które sprawią, że życie w zaświatach będzie łatwiejsze.

Były więc tam między innymi: latarka, kubek, scyzoryk. Kto wie, może w przyszłości będzie do grobu wkładany np. telefon komórkowy, obecnie jednak jest zbyt cenny.

W obrzędach tych przy zmarłym są tylko mężczyźni. Kobiety, w tym żona, obserwują je i lamentują z daleka. Co więcej - żona ma prawo zacząć się opiekować grobem dopiero po dwóch latach. Jeśli dotknie grobu wcześniej - może być przeklęta lub nawiedzana przez złe duchy.

Ludy, które żyją blisko natury, chcą też po śmierci z ową naturą się połączyć. - W Mongolii największą nekropolią jest cmentarz "Naran" (co po mongolsku oznacza słońce). - Tu wciąż odbywają się tradycyjne pochówki. Polegają one na tym, że ciało zmarłego nacierane jest masłem i składane na południowym nasłonecznionym zboczu, głową w kierunku północnym - mówi Rojewski.

Tłuszcz jełczeje, przyspiesza procesy gnilne, rychło pojawiają się dzikie zwierzęta. Wierzy się, że im szybciej ciało zostanie rozszarpane i zjedzone przez zwierzynę, tym lepiej, bo to znak, że zmarły był dobrym człowiekiem.

A jeśli jakieś szczątki pozostaną na powierzchni Naran - trudno. Tym bardziej że nie jest to uczęszczane miejsce.

- Mongołowie pojawiają się tu w dniu ceremonii pogrzebowej oraz dokładnie 49 dni później. Potem nigdy już nie zaglądają. Bo śmierć to temat tabu, nie należy jej kusić ani też niepokoić zmarłych - podkreśla podróżnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska