Bójcie się swoich obrońców

Danuta Berlińska
Rozpoczęła się kampania wyborcza. Sądzę, że dlatego kandydat mniejszości niemieckiej do Sejmu Hubert Beier napisał tydzień temu w "NTO" tekst pt. "Bronić słabszych się nie opłaca".

Beier, strojąc się w piórka obrońcy uciemiężonej rzekomo mniejszości niemieckiej w województwie opolskim, przypisuje mi poglądy całkowicie sprzeczne z tym, co mówiłam w sprawie dostępu do mediów.
Nigdy nie kwestionowałam potrzeby dopuszczenia przedstawicieli Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców (TSKN) do telewizji, przeciwnie - podkreślałam na łamach prasy regionalnej, że członkowie mniejszości niemieckiej płacą abonament i powinni mieć programy realizowane przez telewizję publiczną we współpracy z TSKN.
Mniejszość niemiecka miała swobodny dostęp do mediów od początku przemian ustrojowych - dostęp pojmowany jako możliwość nieskrępowanego wyrażania poglądów przez działaczy TSKN w radiu i telewizji publicznej. Od 1992 roku mniejszość miała własny program telewizyjny "Schlesien Aktuell", potem przygotowywany przez zespół "Pro Futura" "Schlesien Journal". Program ten przestał się ukazywać w 2000 roku z powodu odmowy finansowania przez stronę niemiecką w rezultacie konfliktów w zespole. Konsul RFN poparł współpracę przedstawicieli TSKN z Polakami w ramach Stowarzyszenia Telewizji Regionalnej Śląska Opolskiego, użyczając stowarzyszeniu sprzęt, który użytkowała spółka "Pro Futura". Współpraca ta zaowocowała pojawieniem się codziennego 20-minutowego programu Ośrodka TVP w Opolu. Co wtorek emitowany jest program dla i o mniejszości niemieckiej "Schlesische Wochenschau" realizowany przez zespół redakcji opolskiej. W programie tym działacze i członkowie mniejszości niemieckiej mówią własnym głosem, a jeśli chcą, to po niemiecku.
W tym miejscu warto przypomnieć, że trudności w powrocie programu "Schlesien Journal" na antenę są związane z odrzucaniem przeze mnie i innych członków sądu konkursowego tzw. autoryzacji przez TSKN zespołu "Pro Futura" jako jedynego, który ma prawo wypowiadać się na temat mniejszości niemieckiej i adresować do niej programy telewizyjne. Jest to bowiem praktyka rodem z PRL, kiedy to wszechwiedząca PZPR decydowała, kiedy, kto i co może mówić publicznie. Spór toczył się w istocie o to prawo wyłączności i potrzebę współpracy, a nie powrót programu realizowanego przez "Pro Futurę". Jeśli TSKN założy swoją prywatną stację telewizyjną, to będzie mogło decydować i "autoryzować", kto i dla kogo ma robić programy.

Przywoływany przez autora przykład programu dla mniejszości białoruskiej jest bardzo pouczający. Otóż Oddział Telewizji Polskiej w Białymstoku emituje co tydzień 15 minut programu dla mniejszości białoruskiej (a nie 40 minut), 10 minut dla ukraińskiej i co dwa tygodnie 15 minut dla Litwinów oraz 7,5 minuty programu dla Rosjan, Romów i Tatarów. Przy Oddziale TVP w Białymstoku powstała Rada Konsultacyjna Mniejszości Narodowych, w której zasiadają przedstawiciele wyżej wymienionych mniejszości. Rada ta współpracuje z kierownictwem oddziału i prowadzi dialog na temat programów dla mniejszości. Programy te mają wydawcę z poszczególnych mniejszości i są realizowane przez pracowników i z użyciem sprzętu ośrodka. Redakcja mniejszości narodowych przygotowuje nie tylko programy dla mniejszości. Nie ma mowy więc o udostępnianiu anteny i horrendalnych honorariach. Dziennikarze z mniejszości narodowych na co dzień współpracują z dziennikarzami większości. Trzeba też pamiętać, że Oddział TVP w Białymstoku emituje co najmniej 2 godziny programu dziennie, a nasz ośrodek ma zaledwie 20 minut.

Myli się też autor, twierdząc, że stosunki etniczne są oparte na błędnych podstawach i nie ma fundamentów nasz modelowy region. Są nimi: po pierwsze - zapisy w Konstytucji RP, po drugie - traktat polsko-niemiecki o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy oraz po trzecie - ratyfikowana przez Sejm "Konwencja ramowa o ochronie mniejszości narodowych". Szczególnie ważny jest art. 6 Konwencji, który głosi: "Strony będą umacniać ducha tolerancji oraz dialog międzykulturowy i podejmą skuteczne środki w celu wzajemnego poszanowania, zrozumienia i współpracy pomiędzy wszystkimi osobami żyjącymi na ich terytoriach niezależnie od ich tożsamości etnicznej, kulturalnej, językowej i religijnej, zwłaszcza w zakresie edukacji, kultury i środków przekazu". Przedstawiciele TSKN, odmawiając wejścia do wspólnej rady programowej, w której zasiadać mieli reprezentanci organizacji mniejszości niemieckiej województw opolskiego i śląskiego oraz odrzucając współpracę w tworzeniu programów dla mniejszości z obu regionów, proponowali monolog, a nie dialog. Jest to sprzeczne ze standardami europejskimi.
Konwencja ramowa gwarantuje, że "osoby należące do mniejszości narodowych będą miały możliwość tworzenia i używania ich własnych środków przekazu", więc TSKN może skorzystać z tej możliwości i założyć własną telewizję. Natomiast w odniesieniu do publicznych mediów dokument ten stanowi, że "strony przyjmą stosowne środki, aby ułatwić osobom należącym do mniejszości narodowych dostęp do środków przekazu w celu wspierania tolerancji i pluralizmu kulturowego". Propozycja, aby programy dla mniejszości były realizowane zarówno przez zespół "Pro Futura", jak i przez redakcję opolską, była próbą realizacji tego właśnie zapisu. Rada programowa mniejszości niemieckiej miała być stroną dialogu i współpracy z redakcją opolską.

Postulat prof. Joanny Rostropowicz, aby mniejszość jako podmiot mogła uczestniczyć w dialogu na temat przyszłości regionu, jest spóźniony, ponieważ jest on już realizowany. W rezultacie wyborów samorządowych w 1998 roku TSKN w województwie opolskim współrządzi w koalicji z AWS i UW. Ma swoich przedstawicieli w zarządzie województwa oraz na kierowniczych stanowiskach w urzędzie marszałkowskim. Ponadto 13 radnych z ramienia TSKN zasiadających w sejmiku województwa prowadziło dialog w pracy nad strategią i nakreślaniem wizji przyszłości regionu. Józef Kotyś - przewodniczący Klubu Mniejszości Niemieckiej - w dyskusji na sesji sejmiku powiedział: "Klub Mniejszości Niemieckiej aktywnie uczestniczył w tworzeniu tej strategii. Uważamy, że nie jest to strategia Ťwaszať i Ťnaszať. Jest to nasza strategia wspólna". Jak do tego ma się stwierdzenie autora, że "w dalszym ciągu są tu dwie grupy ludzi: my i wy" i "ten podział będzie trwał długo"?
W demokratycznej Polsce coraz więcej jest wspólnych spraw do załatwienia i problemów do rozwiązania, w rezultacie ten podział przestaje mieć znaczenie. Np. w staraniach o własny telewizyjny program regionalny była to wspólna "nasza" sprawa, podobnie jak strategia rozwoju regionu. Integrowanie nie jest, jak sądzi autor, "sklejaniem dwóch tak różnych grup na siłę", lecz współpracą opartą na wzajemnym poszanowaniu odmiennych poglądów, cech kulturowych czy systemów wartości.

Spóźniony jest także postulat, aby "odwołać kłamstwa napisane o Śląsku i powiedzieć prawdę o tym, jaki los zgotowano jego autochtonicznym mieszkańcom". Bibliografia napisanych po 1989 roku prac historycznych i socjologicznych, które opisują los mieszkańców regionu, jest tak obszerna, że nie sposób jej tutaj zamieścić. Zasoby biblioteczne Instytutu Śląskiego są powszechnie dostępne. Trzeba tylko przyjść i z nich skorzystać lub regularnie czytać "Schlesisches Wochenblatt". Organ TSKN prezentuje ważniejsze publikacje na ten temat. Poza tym przez wiele miesięcy na łamach tego tygodnika ukazywały się teksty Piotra Madajczyka dotyczące historii mniejszości niemieckiej w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Górnego Śląska.
Niczym nie poparty zarzut bałamutności moich twierdzeń jest chybiony. Nie wykrzywiam rzeczywistości. To autor wykrzywił moją wypowiedź, "dorabiając" początek i następnie dodając wyrwane z kontekstu zniekształcone zdania. Moja pełna wypowiedź brzmiała: "Mówienie, że Ťichť telewizja nas nie obchodzi, można potraktować jako brak woli współpracy i budowania szacunku oraz porozumienia Polaków i Niemców. Twierdzenie, że współpraca oznacza asymilację, jest cofnięciem się do początku lat 90.".
Odrzucam też wniosek, że doradca wojewody ds. mniejszości "powinna zadbać o to, aby media nierzetelnymi informacjami nie burzyły większości przeciw mniejszości". Media w Polsce są niezależne i żaden urzędnik nie może być cenzorem. Jeśli przedstawiciele mniejszości niemieckiej wskażą mi takie nierzetelne informacje, to służę swoim piórem, aby pomóc im sformułować sprostowanie, które media są zobowiązane zamieścić.
Nazywanie sporu o to, jak najlepiej realizować dialog międzykulturowy - "konfliktem wokół dążenia mniejszości do uzyskania prawa emitowania własnego programu telewizyjnego" jest przesadą. Nikt tego prawa nie kwestionował. Nie spotkałam się też z przejawami konfliktu - protestami telewidzów czy też oficjalnie wyrażonym stanowiskiem zarządu TSKN odrzucającym propozycję przedstawiciela mniejszości niemieckiej z województwa śląskiego Dietmara Brehmera, aby były dwa programy dla mniejszości niemieckiej - jeden realizowany przez zespół "Pro Futura" i drugi przez zespół redakcji opolskiej. Rozumiem, że kampania wyborcza ma swoje prawa. Kiedy trudno jest sformułować pozytywny program, zawsze można pokazać, że jest podział na "my i wy", aby wyborcy wiedzieli, na kogo głosować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska