Bolechów - miasto leśników cz. 2

Archiwum prywatne
Siedziba dyrekcji  od 1893 r. dawnej Szkoły Lasowej w Bolechowie.
Siedziba dyrekcji od 1893 r. dawnej Szkoły Lasowej w Bolechowie. Archiwum prywatne
Jednym z wyróżników Bolechowa była prężna uczelnia kształcąca leśników. Funkcjonowała od 1883 roku jako Cesarsko-Królewska Szkoła Lasowa i miała zbawienny wpływ na poziom wykształcenia leśników w Polsce.

Była to druga, po założonej we Lwowie w 1874 r. Krajowej Szkole Gospodarstwa Lasowego, placówka edukacyjna tego typu w Galicji. Uczelnie te odegrały ogromną rolę w kształtującym się wówczas europejskim ruchu ekologicznym, gdyż powstały w okresie rodzenia się masowej eksploatacji lasów.

W drugiej połowie XIX wieku zaczęto ciąć drzewostany na skalę przemysłową. W lasach skolskich, turczańskich, nadwórniańskich i dalej na Pokuciu powstawały setki tartaków. Potentatami stawali się Gartenbergowie w Turce i Groedlowie w Skolem. Budowano linie kolejek wąskotorowych, którymi transportowano drewno. Górskimi rzekami spławiano tysiące nieokorowanych pni. Gwałtownie rosła liczebność drwali.

Zatrzymać masakrę lasów!

Wtedy to na jednym z posiedzeń Sejmu Krajowego we Lwowie hr. Włodzimierz Dzieduszycki (1825-1899), twórca Muzeum Przyrodniczego, krzyknął: "Masakrują lasy - brońmy je!". Władze oświatowe i miłośnicy przyrody w Galicji rozumieli, że nie można bezmyślnie ciąć lasów, że trzeba wykształcić fachowców umiejących wypełniać ubytki powstające w wyniku masowych wycinek, że muszą powstać szkoły leśników, że należy tworzyć szkółki, w których ulepszano by odporność sadzonek drzew i krzewów.

Rozumiano też, że muszą być lekarze chorych drzewostanów, znawcy nowych gatunków, które sprowadzano często z odległych krajów. Wiedziano również, że potrzebni są twórcy i opiekunowie parków dendrologicznych oraz arboretów. Szkoła bolechowska takich właśnie ludzi kształciła. Uczyła lokalnego patriotyzmu i miłości do przyrody. Pracowicie budowała swój prestiż i estymę w całej Galicji.

Kadry ekologów

Absolwenci bolechowskiej Szkoły Lasowej obejmowali w posiadanie leśniczówki oraz nadzór nad stanem i eksploatacją lasów. Być wychowankiem "Bolechowa" znaczyło mieć pierwszeństwo przy zatrudnieniu w nadleśnictwach. Uczelnia miała świetnych nauczycieli.

Dyrektorami jej byli pasjonaci i wybitni fachowcy: Piotr Hirek, Józef Petrl, Stanisław Szczęścikiewicz, Stanisław Schidler i Gustaw Pattek. Oni to właśnie dbali, aby w murach bolechowskiej uczelni gościli i dzielili się wiedzą najwybitniejsi leśnicy polscy tamtej epoki, m.in. Henryk Strzelecki (1819-1901) i Emil Hołowkiewicz (1839-1892).

Biografii tych genialnych miłośników lasów nie można skwitować jednym zdaniem. Starszy, Henryk Strzelecki, był wyjątkowo sprawnym organizatorem. On to założył w 1857 r. pierwszą prywatną, niewielką, szkołę dla leśniczych w Hołubli koło Przemyśla w czasie, gdy był zarządcą lasów sapieżyńskich w Krasiczynie. Zdobyte doświadczenia przeniósł później do Lwowa, obejmując nadzór nad lasami podmiejskimi i doprowadził swym uporem do powstania wspomnianej już Krajowej Szkoły Gospodarstwa Lasowego. Po pewnym czasie zorganizował Galicyjskie Towarzystwo Leśne, do którego w 1877 r. w ciągu dwóch miesięcy zapisało się 338 osób.

Organem prasowym, na którego łamach leśnicy dzielili się swymi doświadczeniami i pomysłami był "Sylwan" - jedno z najstarszych w Europie pism leśników, powstałe w 1820 roku (wychodzi do dziś). Pismu patronował Sylwan - w mitologii rzymskiej bóg lasów i dzikiej przyrody, uchodzący za opiekuna również pól, sadów, zagajników i stad zwierzyny. Był okrutnikiem dla wandali bezmyślnie niszczących drzewa i leśne runo. Miał nasyłać na nich drapieżniki. Strzelecki napisał kilka klasycznych pionierskich w polskiej literaturze dzieł przyrodniczych, m.in. "Cięcie lasu", "Las w stanie natury", "O rozpoznawaniu drewna".

Z Hołowkiewiczem poznał się osobiście podczas wizyty w Bolechowie. Emil był o 20 lat młodszy. Cechował go entuzjazm i wrodzony optymizm. Z pochodzenia był Rusinem urodzonym w Łukawicy Górnej w rodzinie grekokatolickiego proboszcza. Kształcił się w szkołach Sambora, Munkacza oraz w renomowanej austriackiej Akademii Leśnej w Schemnitz (obecnie Szemnice na Słowacji). Szybko awansował na ck komisarza inspekcji leśnej. I jako człowiek niezwykle ruchliwy znał kondycję i topografię wszystkich lasów w Galicji. Podziwiano jego głęboką wiedzę i charyzmatyczną elokwencję.

Był pracowity i zadziwiająco płodny. Częstokroć zdarzało się, że w "Sylwanie" 1/3 tekstów w numerze była jego autorstwa. To w redakcji "Sylwana" często dyskutował ze Strzeleckim i wymieniał z nim doświadczenia. Opublikował równie pionierskie prace jak Strzelecki, m.in. "Flora leśna i przemysł drzewny w Galicji", "Las na Podolu". Interesowało go szczególnie pielęgnowanie drzew na ziemiach piaszczystych. Był prekursorem sadzenia drzew i krzewów na wydmach i lotnych piaskach.

Bytność Strzeleckiego i Hołowkiewicza w Bolechowie była wielką inspiracją dla kształcących się tam leśników. Jaką estymą w społeczeństwie cieszyli się ci dwaj wybitni leśnicy świadczą ich niezwykłe pomniki, wzniesione na Cmentarzu Łyczakowskim. Przedstawiają one pnie ściętych drzew ozdobione płaskorzeźbami wieńców i gałązek dębowych z tablicami epitafijnymi sławiącymi ich czyny oraz wykutymi w piaskowcu grubymi księgami, na których wyryto główne tytuły ich dzieł.

Te pomniki są do dziś miejscem pielgrzymek dla kolejnych pokoleń polskich leśników. Równie rzadki w swej symbolice jest pomnik na grobie ich ucznia Iwana Majkowskiego (1874-1936) - zarządcy lasów w Bolechowie. Jego nagrobek na cmentarzu w Bolechowie jest ozdobiony niespotykanymi na nekropoliach atrybutami: potężnymi żeliwnymi rogami jelenia z koroną cierniową w środku i płaskorzeźbami o motywach roślinnych.

Szkoła Lasowa w Bolechowie istniała do II wojny światowej. Później Sowieci zniszczyli ją, lokując w budynkach dydaktycznych na wiele lat dowództwo miejscowego garnizonu. Odrodziła się dopiero w niepodległej Ukrainie w roku 1993 i dzisiaj funkcjonuje na prawach college'u, kształcąc na pięciu wydziałach 1000 słuchaczy.

Szkoły partnerskie

Nie zanikły tradycje bolechowskiej szkoły w Polsce w nowych powojennych granicach. Bezpośrednim kontynuatorem dawnej Szkoły Lasowej z Bolechowa stało się Technikum Leśne w Lesku, w Bieszczadach.

Tam osiadła część grona pedagogicznego, tam kultywowane są tradycje i tam znajduje się dokumentacja i archiwum bolechowskiej szkoły. Drugą szkołą, która nawiązuje mocno do tradycji bolechowskich, jest świetne Technikum Leśne w Tułowicach na Śląsku Opolskim.

Od 2005 r. szkoły tułowicka i bolechowska blisko współpracują, głównie dzięki obu dyrektorom, Jerzemu Piędziochowi i Jurijowi Czernewijowi, który jest równocześnie wybitnym ukraińskim fotografikiem. Bolechowska i tułowicka szkoły wymieniają się doświadczeniami, wzajemnie się odwiedzają, goszczą młodzież na różnego rodzaju praktykach.

To pod wpływem tułowiczan w szkole bolechowskiej powstał zespół sygnalistów, czyli grających utwory myśliwskie, szczególnie na rogach myśliwskich. Zaszczepiono czy też raczej przywrócono w tamtej szkole tę tradycję. Ukraińcy wprowadzili też specjalne mundury dla młodzieży uczącej się leśnictwa. Od kilku lat regularnie przyjeżdżają w maju na Święto Huberta do Tułowic i biorą udział w konkursach muzycznych, często wyróżniając się wyjątkową muzykalnością, która cechuje Ukraińców. W Święto Huberta grają na mszach w kościele tułowickim.

Spośród absolwentów dawnej bolechowskiej szkoły na Śląsku Opolskim osiadł Franciszek Pasternak (1914-1947), wujek opolskiego malarza Zbigniewa Korzeniowskiego. Pasternak trafił do Niemodlina po ciężkich przeżyciach na Sybirze i schorowany nie wrócił już do przedwojennego zawodu, który uprawiał wcześniej z tak wielką pasją. Zmarł przedwcześnie i spoczął na cmentarzu w Niemodlinie obok swego ojca, Jana Pasternaka, również pracownika lasów z okolic Nadwórnej.

Wybitni bolechowianie

Z Bolechowem związane są biografie kilku interesujących postaci. Najwybitniejszą z nich jest niewątpliwie światowej sławy śpiewaczka, w popularności porównywana z Adamem Didurem i Janem Kiepurą, Marcelina Sembrich-Kochańska (1858-1935), córka bolechowskiego garbarza, pierwsza gwiazda Metropolitan Opera.

Ponadto w Bolechowie urodzili się: Juliusz Petry (1890-1961) - wybitny dziennikarz, literat, pierwszy dyrektor rozgłośni radiowych we Lwowie i Wilnie, a po wojnie we Wrocławiu, autor licznych słuchowisk; Natalia Kobryńska (1855-1920) - ukraińska poetka i powieściopisarka, pionierka ukraińskiego ruchu kobiecego; Tadeusz Fabiański (1894-1972) - dziennikarz, redaktor radia lwowskiego, autor wspomnień "Na skraju Dzikich Pól"; Roman Skworyj (zm. 1996) - ukraiński etnograf i historyk, autor książek o Bolechowie; Janina Makota (1921-2010) - anglistka, filozof, poetka, starszy kustosz w Bibliotece Jagiellońskiej oraz Marceli Najder (1914-1991) - farmaceuta, autor przejmującego "Dziennika z bunkra", w którym opisał dramat Żydów kołomyjskich, po wojnie poseł na Sejm PRL i jeden z najbardziej znanych polskich filatelistów. Jego żona, Pola Najder, która przeżyła wspólnie z nim holocaust, wyjechała po wojnie do Izraela. Po kilku latach, nie mogąc się tam zaadoptować, wróciła do Polski, oświadczając: "Izrael to piękny kraj, ale do suszenia bielizny".

Opolscy bolechowianie

Gdy w wyniku układów jałtańsko-poczdamskich Polacy musieli opuścić Bolechów, najliczniejsza ich grupa osiadła w Chojnowie, ale też w Rzeszowie, Zielonej Górze i Opolu.

Przynajmniej od czasów wojen napoleońskich z Bolechowem związana była rodzina Feusette'ów. Według legendy rodzinnej, po klęsce Napoleona Bonaparte jeden z żołnierzy, który pod Moskwą stracił nogę, po wielkich trudach dotarł do Bolechowa.

I tam zaopiekowała się nim Polka. Okaleczony żołnierz nosił rzadkie sabauckie nazwisko Feusette (w wolnym przekładzie "miotający ogień" lub też rodzaj rakiety). Opiekunka była tak troskliwa, a Francuz tak wdzięczny za opiekę, że ta rozpoczęta romantycznie historia nie mogła zakończyć się inaczej, jak tylko małżeństwem. Nie są znane imiona tej pary, ale prawdopodobnie ich wnukiem był Jakub Feusette (1870-1961), który, służąc w armii austrowęgierskiej jako marynarz, przypuszczalnie w Fiume (dziś Rijeka), ożenił się tam z Francuzką Pichnetée, a po jej śmierci wrócił do rodzinnego Bolechowa, żeniąc się z Elżbietą Hörl, córką niemieckiego kolonisty z Bolechowa.

Oto kolejny przykład atrakcyjności polskiej kultury na Kresach, dowodzący, że z małżeństw tak mocno pomieszanych narodowościowo wyrastali częstokroć żarliwi polscy patrioci. I tak było z Jakubem Feusette, z zawodu maszynistą, który był w Bolechowie zatrudniony na wąskotorówce przy transporcie drewna do tartaku. Był on ojcem Heleny (1904-1979), Mariana (1906-1990), Józefa (1911-1995) i Ludwika (1912-2010). Cała ta liczna bolechowska rodzina po II wojnie światowej osiadła w Opolu i wpisała się wyraziście w pejzaż naszego miasta. Byli długowieczni. Wszyscy, począwszy od Jakuba, a skończywszy na Ludwiku, spoczywają na cmentarzu na Półwsi.

Nie sposób pisać tu o wszystkich rozgałęzieniach rodziny Feusette'ów, ale kilku z nich ma trwałe miejsce nie tylko w historii naszego miasta. I tak - Marian był po wojnie w Opolu właścicielem jednego z pierwszych sklepów spożywczych przy ulicy Katedralnej, a gdy mu ten sklep upaństwowiono, pracował nadal w uspołecznionej sieci handlowej. Jego syn Stanisław jest elektrykiem i pracuje w szpitalu na Witosa. Córka Teresa jest matematykiem na Politechnice Wrocławskiej. Brat Mariana, Józef, był maszynistą, ale też ławnikiem w sądzie, długoletnim radnym miasta Opola i przyjacielem Karola Musioła. Miał troje dzieci, z których Czesław przez lata był kierownikiem i dzierżawcą restauracji w Niedźwiedniku, później w Opolu pod "Pod Arkadami", a następnie szefował w "Zajeździe Kasztelańskim" na Zaodrzu.

Bardzo ciekawą postacią był najmłodszy z braci urodzony w Bolechowie, a osiadły w Opolu, Ludwik Feusette - z zawodu mechanik obróbki drewna. Od dwunastego roku życia pracował w tartaku w Bolechowie. Po wojnie ze względów politycznych musiał często zmieniać miejsce pracy. Jego szlak wraz z rodziną wiódł przez Limanową, Rogów pod Piotrkowem, Białystok i Morąg.

Ciągle był związany z przemysłem drzewnym. W Rogowie, pracując w tartaku, był współtwórcą tamtejszego arboretum. Po zamieszkaniu w Opolu w 1956 r. pracował w Przedsiębiorstwie Przemysłu Drzewnego, później w warsztatach w Zakrzowie, a gdy przeszedł na emeryturę, otrzymał zatrudnienie w prywatnym przedsiębiorstwie drzewnym, które prowadził włoski biznesmen w Murowie i w innych miejscowościach Polski.

Feusette był jego konsultantem i doradcą do późnych lat życia. Można go chyba wpisać do Księgi Rekordów Guinnessa, bo według statystyk ZUS miał najdłuższy staż pracy - 66 lat. Był ojcem dwóch synów, powszechnie znanych dziś w Opolu: Adama (rocznik 1940) - matematyka, pracownika WSP w Opolu, znakomitego pedagoga, przez 32 lata dyrektora Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. K. Gzowskiego, i Jana (ur. 1946) - polonistę, poetę, eseistę, dyrektora Teatru Kochanowskiego, a obecnie dyrektora Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej i redaktora naczelnego kwartalnika "Strony". Synem Adama jest Piotr (rocznik 1967) - wybitny polski kardiolog.

Synem Jana natomiast jest Krzysztof (rocznik 1971) - jeden z najbardziej błyskotliwych polskich publicystów ostatnich lat, ostry, często "jadący po bandzie" felietonista "Rzeczpospolitej" ze świetnym wyczuciem języka, swego czasu student warszawskiej szkoły aktorskiej i opolskiej polonistyki. Jego brat Tymon był młodo zmarłym poetą, a siostra Małgorzata jest obecnie pracownicą Narodowego Centrum Kultury w Warszawie i recenzentką filmową.

Drugą bolechowską rodziną osiadłą po wojnie w Opolu byli Leszycowie. Jan Leszyc (1932-1996) - z wykształcenia prawnik i długoletni pracownik opolskiej Wagonówki i Ofamy, był synem Juliusza Leszyca (1908-1939), który w Bolechowie miał zakład szewski. W tym rodzinnym zakładzie pracowali też dwaj jego bracia - Józef i Stefan. Józef (.......) był absolwentem szkoły szewskiej.

W czasie wojny działał jako kurier na pograniczu polsko-węgierskim. Aresztowany pod koniec okupacji został wysłany do obozu w głąb Niemiec i gdy wojna się skończyła jako jeden z pierwszych przyjechał do Opola, które było jeszcze w łunach pożarów. Zamieszkał na ulicy 1 Maja i ściągnął całą rodzinę. Założył w Opolu jeden z pierwszych zakładów szewskich, który przez lata prosperował na ulicy 1 Maja 67.

Było to miejsce, gdzie nie tylko naprawiano buty, ale gdzie schodzili się często na długie pogawędki i wspomnienia kresowiacy, w tym bolechowianie. Żoną Jana Leszyca jest lwowianka Kazimiera, z domu Mroczkowska - ekonomistka, długoletnia pracownica RSW "Prasa" i TWP, której córka jest obecnie właścicielką znanej opolskiej kawiarni "Pożegnanie z Afryką". Siostrą Jana Leszyca jest Wanda Leszyc-Pichurska (rocznik 1930) - znana opolska dentystka, żona Ryszarda Pichurskiego - chirurga i matka Janusza Pichurskiego - obecnego ordynatora chirurgii w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. Pichurscy są kresowiakami z Tarnopola. Wit Pichurski - znany opolski rzeźbiarz, twórca pomników Papy Musioła i Marka Grechuty jest bratankiem tej kresowej rodziny.

W Bolechowie w 1940 r. urodził się Tomasz Michalski, jeden z najbardziej zasłużonych dla Śląska Opolskiego budowniczych, absolwent Politechniki Śląskiej i opolskiej WSI, przez 30 lat pracujący, a w ostatnim okresie kierujący Opolskim Przedsiębiorstwem Budowlanym (OPB 1), a później przez 12 lat (1994-2006) dyrektor Energopolu, który wzniósł w naszym województwie wiele obiektów.

Jest synem Eugeniusza Michalskiego (1909-1971) - bolechowskiego mistrza garbarskiego. Michalscy musieli uciekać z Bolechowa przed niosącymi śmierć oddziałami ukraińskich nacjonalistów. Jako 3,5-letniemu chłopcu został mu w pamięci widok 17 płonących domów podpalonych przez banderowców na ulicy Chudziejowskiej w Bolechowie, gdzie mieszkał. Nigdy później już tam nie pojechał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska