Najpierw ktoś zadzwonił do szpitala, że w budynku jest podłożona bomba. Dyrektor Zdzisław Juszczyk zaalarmował personel. Po chwili przed budynkiem eksplodował samochód. Słup czarnego dymu widać było aż z przedmieścia. Kilkudziesięciu pacjentów szybko przeszło w bezpieczne miejsce do szpitalnego ogrodu.
Pierwsza przyjechała do pożaru miejscowa straż. Policja z Prudnika była po kwadransie. Budynek szpitala sprawdził pies straży granicznej z Głuchołaz, szkolony w znajdowaniu materiału wybuchowego. Niczego podejrzanego nie znaleziono. Kilku pacjentów odjechało zaraz w dwóch karetkach pogotowia do innych szpitali. Pozostali poczekali 20 minut na przyjazd autobusu PKS.
- Takie ćwiczenia są potrzebne - komentuje akcję Jan Stec, pacjent z Kijowa pod Nysą - Mogę w tym brać udział. Nie boję się o zdrowie.
- Uprzedzono nas, że będą ćwiczenia, więc przygotowaliśmy się do ewakuacji - mówi Jan Korzeniowski z Przydroża Wielkiego. - Gdy siostra dała znak, zabrałem swoją piżamę, łyżkę, kubek i wyszedłem.
Rozmowa
Rozmowa
Henryk Ferster, po. dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim:
- Czy takie ćwiczenia w szpitalach są potrzebne?
- Niestety, i w takich budynkach trzeba ćwiczyć. Z taką inicjatywą wyszedł zresztą dyrektor szpitala w Białej. Telefony od szaleńców o podłożonej bombie się zdarzają. Dyrektor chciał przećwiczyć, co się będzie działo dalej. Wszystko odbywało się zresztą pod pełną kontrolą medyczną. Osoby niezdolne do ewakuacji z powodów zdrowotnych pozostały w środku, a na noszach zastąpili je pozoranci.
- Po co nagrywaliście akcję?
- Mamy świetny materiał, żeby teraz analizować wpadki. Każdy z uczestników, nawet NFZ, dostanie nagranie na płytce CD.
Dyrektor Juszczyk zapewnia, że lekarze zadbali o to, by żadnemu z pacjentów nie stała się krzywda. - Może nawet komuś pomoże, bo kardiolodzy zalecają pacjentom ruch na świeżym powietrzu - podkreśla.
Ćwiczenia za pośrednictwem trzech kamer obserwowali w sztabie przedstawiciele władz z wojewodą Bogdanem Tomaszkiem. Burmistrz Strzelec Opolskich, który ma za sobą ewakuację szpitala, mógł na gorąco komentować akcję.
- Odbieramy telefony o bombach - mówi Krzysztof Mróz, komendant powiatowy policji w Prudniku. - Czasem dyżurny oficer po tonie głosu może wyczuć, czy ma do czynienia z żartownisiem. Czasem jednak trudno to sprawdzić, a wtedy do dyrektora należy trudna decyzja o ewakuacji.
- Na szczęście jeszcze nigdy w życiu nie musiałem się z nią zmierzyć - mówi dyr. Juszczyk. - I mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?