- Wybraliśmy kancelarię prawniczą, która będzie nas reprezentowała. Ma ona doświadczenie w walce ze szpitalami o odszkodowania - mówi Bartłomiej Bonk, opolski olimpijczyk z Londynu i ojciec dziewczynki.
Rodzice nie zdradzają na razie kwoty o jaką zamierzają walczyć. Mówią, że rozmowy z prawnikami na ten temat trwają. - Ale już dziś mogę powiedzieć, że będzie to bardzo duża kwota - mówi pan Bartłomiej.
Bonkowie nie mają wątpliwości, że odszkodowanie zostanie im przyznane.
- W Katowicach Julcia miała przeprowadzone badania, m.in. genetyczne, z których wynika, że w chwili gdy trafiła do szpitala była zdrowa. To lekarze próbowali nam wmawiać, że dziecko było słabsze i dlatego doszło do dramatu - mówi rozżalony pan Bartłomiej. - Oni popełnili całą masę błędów i na podstawie dokumentacji medycznej będziemy w stanie to udowodnić. Myślę, że ci, którzy odbierali poród wiedzą, że popełnili błędy, ale nie mają honoru, żeby się do tego przyznać - kwituje.
Pan Bartłomiej i jego żona mają żal do szpitala przy Reymonta w Opolu, w którym odbył się fatalny w skutkach poród, że po tym jak ich córeczka opuściła placówkę nikt nawet nie zadzwonił do nich, żeby zapytać czy stan dziecka się poprawia.
Rodzice, oprócz odszkodowania, będą domagali się przed sądem również dożywotniej renty dla swojej córeczki.
- Julcia do końca życia będzie wymagała opieki. Koszty leczenia i rehabilitacji są ogromne, a nas na pewno nie będzie stać na to, żeby pokryć je z własnej kieszeni - mówi pan Bartłomiej. - Jeszcze kilka miesięcy temu mieliśmy tyle planów... Teraz liczy się tyko to, żeby z Julcią było dobrze...
Bonkowie nie tracą nadziei i cieszą się choćby z drobnych sukcesów, np. z tego, że od kilkunastu dni Julka oddycha bez pomocy respiratora. - Od dwóch tygodni jest też rehabilitowana. Na razie mała nie przełyka sama śliny, nie ma też odruchu ssania, ale wierzymy, że ćwiczenia to zmienią - mówi ojciec.
Dziewczynka przebywa w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu, ale rodzice marzą o tym, żeby zabrać Julię do domu, gdzie czeka na nią starszy brat i siostrzyczka bliźniaczka.
Tym, że rodzice małej Julki chcą walczyć o odszkodowanie przed sądem szpital nie jest zaskoczony. - Państwo Bonkowie od początku mówili, że tak zrobią i mają do tego prawo - mówi Aleksandra Kozok, dyrektor Samodzielnego Specjalistycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Opolu, w którym przyszły na świat bliźniaczki Maja i Julka.
Kozok, pytana o zawarcie ewentualnej ugody, mówi, że nie wyklucza żadnej ewentualności.
Szpitale mają obowiązek ubezpieczać się od odpowiedzialności cywilnej, dlatego, gdyby sąd zasądził Bonkom odszkodowanie, powinien je wypłacić ubezpieczyciel. Wszystko zależy jednak od tego, do jakiej kwoty jednorazowo on odpowiada (jeśli kwota przyznana przez sąd byłaby wyższa niż przewiduje ubezpieczenie, to różnicę musiałby dopłacić szpital). Tego na ile opiewa umowa szpital na razie nie ujawnia. - Jesteśmy teraz w trakcie wyboru nowego ubezpieczyciela, więc kwota ta nie została jeszcze ustalona - przekonuje dyrektor Kozok.
Córeczki państwa Bonków przyszły na świat w listopadzie ubiegłego roku, miesiąc przed planowanym terminem. Maja urodziła się zdrowa. Przy narodzinach drugiej dziewczynki wystąpiły komplikacje, ale lekarze nie zdecydowali się na cesarskie cięcie, w skutek czego doszło do niedotlenienia mózgu.
Sprawę badała komisja, złożona z pięciu lekarzy i rzecznik praw pacjenta, która uznała, że w trakcie porodu doszło do szeregu nieprawidłowości. Postępowanie wyjaśniające w prokuraturze i Izbie Lekarskiej trwa. Dopóki się nie zakończy dyrekcja szpitala nie chce wypowiadać się na temat ewentualnej winy. - Poczekajmy na ustalenia. Pośpiech jest złym doradcą - mówi Aleksandra Kozok.
Po tym, jak o sprawie zrobiło się głośno stanowisko stracił ordynator oddziału patologii ciąży i jego zastępca. Były ordynator do dziś przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jego zastępczyni została przesunięta do pracy na innym oddziale.