- Uprawiam je ekologicznie, bez żadnej tam chemii - Rygobert Piegrzyk z Kopaliny pokazuje na cztery hektary granatowego pola usianego borówką amerykańską. - A zrywam tylko, gdy są dojrzałe. By dogodzić klientom, a nie hurtownikom, którzy wolą brać twarde owoce.
Na pomysł, by zająć się uprawą borówki, Piegrzyk wpadł w 1991 roku. Tajniki hodowli podpatrzył w Niemczech u jednego z tamtejszych gospodarzy.
- Zafascynowała mnie ta roślina i postanowiłem przenieść ją do mojej Kopaliny, tym bardziej że w naszym lesie jagód było coraz mniej - mówi pan Rygobert.
Początki były trudne. Pierwsze sadzonki wyjadały zające. - Gorsze jednak były te "zające" na dwóch nogach - śmieje się Piegrzyk i opowiada, jak to przeganiał z pola amatorów darmowych jagód. Piegrzyk senior ma już godnego następcę. Syn Michał pomaga mu w gospodarstwie razem z żoną Pią.
Przez zimne miesiące wszyscy mieszkają w Niemczech, do Kopaliny ściągają wiosną. W Kopalinie bezrobotnych być nie powinno. Kto chce, może zarobić przy zbieraniu borówek. Najbardziej chętne są jednak nastolatki. Zarobione pieniądze odkładają na kino, kosmetyki.
Pracy jest sporo. W sezonie można uzbierać na plantacji nawet do 10 ton owoców. - Byłoby więcej, ale 3 tony idą na straty. Wyjadają je ptaki - tłumaczy hodowca.
A skąd w ogóle nazwa borówka amerykańska? Jak opowiadają Piegrzykowie, to mieszkanka Stanów, niejaka Elizabeth, stworzyła tę krzyżówkę jagód. Pan Rygobert jednak uzupełnia: - Tak naprawdę pierwsze odmiany tej rośliny powstały w 1933 roku we... Wrocławiu. Wyhodował je dr Herman.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?