Bronisław Kuliwaszka - legenda Brzegu

fot. Tomasz Dragan
Bronisław Kuliwaszka zdradza zasadę, której zawsze był wierny: - Karać trzeba umieć.
Bronisław Kuliwaszka zdradza zasadę, której zawsze był wierny: - Karać trzeba umieć. fot. Tomasz Dragan
Sam jeden trzymał w garści wszelkiej maści leserów oraz dozorców-bałaganiarzy. Kiedy wychodził w miasto na inspekcję, ludzie chwytali za miotły, a wokół się lśniło. Opole miało swego Papę Musioła, a Brzeg - Bronisława Kuliwaszkę.

Ze Staszkiem i Kazikiem stoimy na chodniku. Kwietniowe słoneczko świeci, a przed nami niecałe sto metrów deptaka do pozamiatania. Mamy mocne postanowienie, by na święta było uprzątnięte. Płyty są praktycznie czyste, po zimie nie ma zbyt wiele brudu. Ale "praktycznie" nie znaczy przecież to samo co "czyste". Nasza trójka pali się do roboty - znaczy na razie tylko językami. Od pół godziny opieramy się o kije mioteł, a gęby się nam nie zamykają. Dwaj sąsiedzi wspominają to, co ja pamiętam jak przez mgłę.

Miotły w dłoń!
- Oj, dawniej to już nasz chodnik o tej porze roku lśniłby jak ten przed pałacem prezydenta Kaczyńskiego - wspomina Staszek. - Jak w latach 70. i 80. śniegi puszczały i pojawiały się pierwsze promienie słoneczne, to Kuliwaszka - najpierw jako milicjant, a potem już pracownik komunalki - nigdy nie odpuszczał. Ale był porządek. I to w całym Brzegu!

Kazik potwierdza. Porządek był. I to jaki! Wystarczy, że Kuliwaszka pojawił się na jakiejkolwiek dzielnicy, a wszystkim ręce same paliły się do sprzątania. Czy w komunalce, czy w blokach spółdzielczych. Portierom-maruderom, dozorcom-leserom, a i piwkującym pod sklepem też się dostawało. Za to, że są nierobami. Służbowy, a zarazem majestatyczny opiernicz od Kuliwaszki czekał każdego, kto uchylał się od sprzątania. Wszelkie dyskusje kończyły się w najlepszym wypadku mandatem. Najpierw Kuliwaszka pytał się delikwenta, ile chce dostać, a potem po prostu wlepiał "kwita".

- Menda był i tyle - oburza się Franciszek N., emerytowany dozorca domów komunalnych. - Swojemu też wlepiał mandaty. Nie miał litości dla nikogo.
Lepsi cwaniaczkowie, co to filozofowali, lądowali na kolegium. Tam już nie było zmiłuj i w najlepszym wypadku zamiast sprzątania własnego chodnika dostawali do obrobienia jeszcze kilka kilometrów deptaka państwowego. Gdzieś w mieście. Najczęściej przed prezydium rady narodowej.

- Wstyd jak cholera, bo zasuwanie miotłą na publicznym widoku. Wszyscy wiedzieli, że to przez niego - mówi pan Eugeniusz, któremu Kuliwaszka zafundował miesiąc takiej odróbki.

Już po kilku latach działalności Kuliwaszka zyskał wprost legendarną sławę. Co więcej: ludzie się go bali, a nawet dobrze nie wiedzieli, jak wygląda. Do dzisiaj w całym powiecie, jak ktoś komuś zagląda do mieszkania, ludzie mówią: - To moja sprawa i Kuliwaszki.

Kuliwaszka to ja
- Można się było nieźle naciąć - wspomina pan Arkadiusz, dawniej pracownik warsztatu mechanicznego. - Pamiętam, jak którejś zimy przyszedł do mnie jakiś gość i zapytał, ile ma wypisać mandatu za ten śnieg leżący na chodniku. A ja mu odparłem: Spadaj na drzewo, bo to moja sprawa i Kuliwaszki! A on tylko nakreślił na bloczku mandatowym sumę, a potem dziarsko wręczył mi do podpisania. Rzekł przy tym: - To się doskonale składa, bo to ja jestem Kuliwaszka.

- Te opowieści o mnie to przesada - drapie się po głowie Bronisław Kuliwaszka. Siadamy na działce, a on wspomina: - Ale jak ktoś nabałaganił, to musiał za to ponieść karę. Najpierw, owszem, było upomnienie, potem mandaty. A roboty był cały huk. Od Brzegu poprzez Lewin Brzeski aż po Skorogoszcz i Mikolin. Jak się ludziom pokazało, że ktoś się interesuje porządkiem na ulicach, to ochoczo sprzątali. Teraz, kiedy jadę rowerem przez Brzeg, to aż łza się w oku kręci, jaki miejscami jest zaniedbany. Święta, nie święta, a tu bałagan. Ja bym tam raz-dwa poustawiał wszystkich jak leci. Cóż... teraz mamy przecież straż miejską, policję! Muszą się jeszcze wiele nauczyć...
Bronisław Kuliwaszka do Brzegu przyjechał wprost z frontu w 1945 roku, gdzie walczył w Pierwszej Armii Wojska Polskiego. Potem przez 30 lat pracował w milicji, a następnie w gospodarce komunalnej. W walce z obiboctwem i bałaganiarzami dla niego liczyło się, jak mawiają Rosjanie, dzieło, czyli sprawa.

- Widziałem efekty swojej pracy i to sprawiało mi radość - przyznaje pan Bolesław. - Komuna, nie komuna, ale niezależnie od ustroju musi być ktoś, kto czuwa nad porządkiem.

Lepszy niż miejska straż
Jan Pikor, w latach 80. naczelnik miasta i gminy Brzeg, a dzisiaj radny miejski, potwierdza, że na dźwięk nazwiska Kuliwaszka drżeli nawet milicjanci, u których ludzie próbowali szukać pomocy. A co tak naprawdę można było zrobić? Guzik z pętelką. Owa służba w sprawie "ważnoje dieła" sprawiała, że na buty skoczyć mu mogli koledzy z komendy, rozmaitej maści esbecy, a nawet towarzysze z komitetu. No, chyba że sami sprzątali, to ewentualnie mogli z nim nawiązać nić rozmowy.
- Można mówić o nim co się chce, ale ja do tego człowieka mam ogromny szacunek - przyznaje Jan Pikor. - To prawda, że sam jeden wystarczał za całe hordy policjantów i straży miejskiej. Trzymał porządek nie tylko w mieście, ale i na wsiach. Proszę pamiętać, że wtedy Brzeg był gminą wiejsko-miejską, a w naszych granicach była dzisiejsza gmina Skarbimierz.

Dawny naczelnik wspomina mozolną, wręcz morderczą pracę Kuliwaszki z bałaganem. Pamięta, jak Bronisław wsiadał na rower i jeździł po posesjach miejskich, upominając dozorców. Wtedy nie miał bowiem już prawa dawania mandatów. Notował przy tym, gdzie był oraz kogo upominał. W kolejnym tygodniu zjawiała się komisja, czyli trójka porządkowa: pracownik prezydium, milicjant oraz Kuliwaszka. Jemu można było powierzyć do załatwienia jakąś sprawę, czyli zwyczajnie nakablować. W urzędowym języku brzmiało to następująco: złom zalega na posesji u obywatela N., a obywatel B. ma chwasty przed wyjazdem na drogę publiczną.

Stanisław Szypuła, były pierwszy sekretarz, potem dyrektor szkoły ekonomicznej, a następnie starosta brzeski, pamięta doskonale Kuliwaszkę.

- Był nawet bohaterem dowcipów. Myślę, że wynikało to z jego zawziętości. Nie miał pobłażania dla bałaganiarzy. Dzisiaj ze świecą szukać osoby tak oddanej sprawie - ocenia były sekretarz komitetu partii.

- Robił to z czystej pasji - wspomina były naczelnik.
- Gdy w dniu pracownika komunalnego władze miasta postanowiły uhonorować go zegarkiem, prawie płakał, tak był szczęśliwy i dumny z nagrody - wspomina Jan Pikor.

Ze Staszkiem i Kazikiem o Kuliwaszce gadamy chyba już dobrych dwadzieścia minut, a ze sprzątaniem chodnika nie posunęliśmy się ani o pół metra. Robota nie zając, nie ucieknie.

Bronisław Kuliwaszka tylko się uśmiecha. Siedząc na ławce działkowej, zdradza nam swoją starą zasadę, której zawsze był wierny:

- Karać ludzi trzeba umieć. Dzisiaj straż miejska lub policja leci i wali surowe mandaty. Oczywiście, za komuny, jak siedzieliśmy na komendzie, to też mi kazali wlepiać wysokie kary. A ja zawsze mówiłem, że to na nic. Gdy człowiek dostanie mandat, że aż siądzie, to się tylko wkur… Gdy mandacik lekko uwiera, to zmusza do myślenia, czy było warto…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska