Brytyjski następca tronu kupi rezydencję na Śląsku?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Czy brytyjski następca tronu zamieszka w śląskim pałacu?
Czy brytyjski następca tronu zamieszka w śląskim pałacu?
Los śląskich pałaców przypomina dzieje polskich firm. Po wielu zostanie tylko wspomnienie. Chyba, że znajdzie się bogaty kupiec. Taką szansę ma dwór w Ścinawie.

Wrocławskie gazety już spekulują, że brytyjski następca tronu książę Karol, który przed rokiem odwiedził Polskę poruszony książką "Śląsk: Kraina umierających pałaców", kupi dwór Sarny w Ścinawie Małej koło Nowej Rudy.

- Uzgadniamy oficjalny komunikat w tej sprawie z naszymi partnerami. Na razie nie mogę tego potwierdzić - mówi Wojciech Wagner, współautor wydanego w Londynie w 2009 roku opracowania o pałacach Śląska, które wstrząsnęło brytyjskim następcą tronu. Wagner wszedł w skład niewielkiego zespołu, który po wizycie księcia odwiedzał potencjalne lokalizacje i szukał najbardziej właściwej.

- To nie będzie tak, że książę Karol przyjedzie później z walizką pieniędzy na remont kupionego obiektu. To będzie bardziej złożona, wieloetapowa praca. Książę będzie dla nas bardziej jak patron czy pewna marka - mówi Wojciech Wagner, który ma wejść do fundacji zajmującej się renowacją wybranego pałacu. Polacy i Anglicy zaangażowani w projekt odwołują się do doświadczeń brytyjskich. 40 lat temu Wielka Brytania miała podobny problem z opuszczanymi, popadającymi w ruinę posiadłościami ziemskimi. Dla wielu udało się znaleźć nowe przeznaczenie, zagospodarować, zachować.

- Dotychczas na Dolnym Śląsku odrestaurowano z powodzeniem może kilkanaście podobnych obiektów. Zazwyczaj kupował je inwestor z zewnątrz, który przerabiał je na hotel albo centrum konferencyjne - mówi dalej Wojciech Wagner. - To jest pomysł na wykorzystanie kilku procent wszystkich zasobów pałacowych Śląska, bo przecież hotel czy centrum SPA nie może powstać w każdej wiosce. My chcemy pokazać trochę inną drogę ratowania zabytków. W Wielkiej Brytanii zagospodarowywano posiadłości nawet na sklepy czy mieszkania, lokalne centra. Będziemy szukać takiego przeznaczenia, konsultować to z ekspertami z Anglii. Chcemy do naszego pomysłu wciągnąć lokalne władze i społeczności. Liczymy, że staniemy się przykładem dla innych, gdy pojawią się widoczne efekty naszej działalności.

Lista opolskich ruin jest długa

W urzędzie opolskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków leży lista prawie stu obiektów zabytkowych Opolszczyzny zagrożonych zniszczeniem. Służby konserwatorskie objęły je szczególną kontrolą. Większość to zespoły pałacowo-dworskie. Na pytanie o rozpoczęte czy prowadzone w ubiegłym roku remonty Iwona Solisz, wojewódzki konserwator zabytków, wymienia tylko kilka:
- Bardzo zagrożony zagładą był pałac w Wysokiej - mówi Iwona Solisz. - Nowy właściciel zaczął remont, zadaszył budynek. Efekty prac są już widoczne. W pałacu w Piotrowicach Nyskich wykonano skomplikowany remont zadaszenia. Systematyczne prace prowadzi właściciel pałacu w Miejscu koło Namysłowa, w Sulisławie, w Ziemiełowicach. Zaczęły się prace w Chrzelicach. W kilku innych miejscach prowadzone są prace projektowe.

Własnością gmin czy Skarbu Państwa zostały tylko najbardziej zrujnowane, najtrudniejsze do sprzedaży obiekty. Większość opolskich pałaców znajduje się już w prywatnych rękach. Od lat na rynku nieruchomości trwa sprzedaż wtórna. Prywatni właściciele intensywnie szukają kolejnych kupców, na własną rękę albo za pomocą specjalistycznych firm. Zazwyczaj za cenę znacznie wyższą, niż sami zapłacili, choć większość z nich jest już w znacznie gorszym stanie technicznym.

- Na rynku jest coraz mniej małych posiadłości, które nadają się na prywatne rezydencje - przyznaje Adam Urbuś, właściciel agencji nieruchomości historycznych Be Happy. Agencja ma w swojej ofercie kilkanaście zabytkowych pałaców i dwa zamki na Opolszczyźnie. - Dziś trudno znaleźć nabywcę, zainteresowani czekają raczej na jakąś wyjątkową okazję. Widać recesję na rynku hotelarskim, a takie obiekty były kupowane głównie z zamiarem wykorzystania turystycznego.

Na ok. 200 opolskich pałaców w ubiegłym roku właściciela zmieniły dwa. Państwowa Agencja Nieruchomości Rolnych sprzedała pałac w Wierzbicy Górnej. Prywatny właściciel znalazł nabywcę na pałac w Rożnowie. Skarb Państwa czy gminy nadal sprzedają zabytki za niewielkie pieniądze. Pałac w Kazimierzu w gminie Głogówek z prawie dwuhektarową działką od dwóch lat nie może znaleźć kupca za 300 tys. zł. Na rynku wtórnym ceny są znacznie wyższe.
- Nabywca nie ma szans na zdobycie kredytu bankowego na kupienie zabytkowej nieruchomości - przyznaje Adam Urbaś. - Kupujący może liczyć tylko na własne pieniądze. Z uzyskaniem kredytu na remont jest tylko nieco lepiej. Dla banków takie inwestycje należą do mało rentownych, co niestety źle wpływa na remonty i renowacje.

Właścicielom pozostaje składanie wniosków o dotacje z budżetu państwa czy województwa. Wojewódzki konserwator zabytków daje po 10 - 20 tys. zł. Minister kultury nawet ponad 100 tys. Ale przy kosztach remontu liczonych nawet w dziesiątkach milionów to jedynie kropla.
- Z Opolszczyzny mieliśmy 24 wnioski o dotację ministra kultury w roku 2011, z czego tylko trzy dotyczyły obiektów prywatnych - mówi Iwona Solisz, która opiniuje każdy z nich. - To niewiele. Tymczasem szanse na dotacje dla właścicieli prywatnych są spore. W ubiegłym roku dostali ją np. właściciele Piotrowic Nyskich.

Katalog utrudnień. Unia nie sypnęła pieniędzmi

Mrzonką okazał się deszcz unijnych pieniędzy na ratowanie zabytków.

- Zdobycie unijnego dofinansowania na obiekt zabytkowy jest trudne i wymaga ogromnego zaangażowania sił i środków. Najtrudniejsze jest przebrnięcie przez gąszcz przepisów. Trzeba do tego dysponować ogromną wiedzą - przyznaje Anna Orlik z Fundacji Ortus, powołanej przez właścicieli ruin zamku w Chrzelicach koło Białej. Fundacja zdobyła dofinansowanie z Regionalnego Programu Operacyjnego Opolszczyzny i obecnie wybiera wykonawcę remontu. Już po przejściu wszystkich formalności potężnym problemem okazało się zdobycie własnego wkładu finansowego. W Chrzelicach udało się go "zmontować" z dotacji od marszałka, od gminy Biała, z pieniędzy ministerstwa kultury, a także z wpłat od osób prywatnych i Narodowego Instytutu Audiowizualnego.

- Dla organizacji pozarządowych uzyskanie wkładu własnego jest wielkim problemem i ryzykiem - mówi Anna Orlik. - Większość takich organizacji nie ma własnych pieniędzy ani możliwości wzięcia kredytu. Dobrym rozwiązaniem byłoby np. zapewnienie gwarancji dla tych inwestycji przez samorząd.

Chrzelice i fundacja Ortus to pierwszy na Opolszczyźnie przykład realizowania modelu brytyjskiego przy renowacji zniszczonego zabytku. Prywatni właściciele zamku, choć mieszkają w Warszawie, świetnie dogadali się z lokalną, bardzo aktywną społecznością. Już teraz razem przygotowują wiejskie, lokalne wydarzenia kulturalne. Po remoncie nie planują przerobienia zamku na hotel czy SPA. Chcą tu zorganizować międzynarodowy ośrodek kultury. Dobrych przykładów zadbanych zabytków mamy trochę więcej. Renesansowy pałac w Piotrowicach Nyskich zmieniał właścicieli, aż trafił na polsko-angielskie małżeństwo, które od razu zdecydowało się zamieszkać w obiekcie i powoli go remontuje. W Jarnołtówku pałac wyremontował współwłaściciel firmy przemysłowej z sąsiednich Głuchołaz. W Paczkowie XIX-wieczny pałacyk stał się rezydencją warszawskiego biznesmena. Pałac we Frączkowie od 12 lat jest własnością polsko-włoskiego małżeństwa. Po trzech latach remontu stał się stylowym ośrodkiem szkoleniowo-konferencyjnym. Ostatnio też został wystawiony na sprzedaż.
- Nabywców jeszcze nie mamy. Czy ostatecznie zdecydujemy się na sprzedaż, to zależy od ceny i warunków kupującego - przyznaje właścicielka Maria Horwat-Natoli. Nie bardzo chce się zwierzać, dlaczego zamierza sprzedać posiadłość, ale ma chyba ochotę na zmianę trybu życia. - Tu jest pięknie, 24 hektary parku, po którym spacerują sarny. Wielu gości przyjeżdża tu dla wyjątkowego klimatu tego miejsca. Ale utrzymanie takiego obiektu jest bardzo kosztowne. Przydałoby się więcej pomocy ze strony władz. Przez te lata nie dostaliśmy jej za wiele.
Bo zabytki nie mogą liczyć w Polsce na specjalne traktowanie. Śląskie pałace, zjawisko wyjątkowe w kulturze europejskiej, dla władz państwowych są od lat zwykłym elementem gospodarki wolnorynkowej. Traktuje się je tak samo jak wszelki inny zbędny majątek czy prywatyzowane firmy. Sejmowa Komisja Kultury zajmowała się sprawą kilkuset pałaców niszczejących, pozbawionych właściciela, dozoru tylko raz. W 1994 roku. Wniosek ze spotkania był jeden - sprzedawać i maksymalnie obniżać ceny. Niech się nowi właściciele martwią o zabezpieczenia zabytków, bo przecież państwa na to nie stać.

Państwo daje, ale nie kontroluje. Zabytki niszczeją

Właściciel nieruchomości wpisanej do rejestru zabytków nie płaci podatku od nieruchomości. Kupując pałac od gminy czy Skarbu Państwa, korzysta z 50-procentowej bonifikaty, żeby oszczędzone pieniądze wydać na ratowanie zabytku. Tylko że państwo nie kontroluje ciągu dalszego tej finansowej pomocy. A wystarczyłoby np. te dodatkowe kwoty zabezpieczyć w depozytach i zwracać dopiero po wykonaniu remontu.

Nadzorem nad setkami zabytków zajmują się wojewódzkie urzędy konserwatorskie. W sąsiednich Niemczech konserwator zabytków jest w każdym powiecie i przeciętnie dozoruje cztery razy mniej obiektów niż podobna jednostka w Polsce. Na dodatek polski WKZ ma w ręku słabe argumenty, aby zmusić właściciela do działania. Jeśli właściciel zlekceważy konserwatorskie zalecenia i nakazy, to może najwyżej trafić do sądu obwiniony o wykroczenie. Maksymalna kara - 5 tys. zł. grzywny.

- Właściciel pałacu w Kopicach miał do grudnia 2010 roku zabezpieczyć obiekt, przede wszystkim zadaszyć kaplicę pałacową - mowi Iwona Solisz. - Nie zrobił tego. Podejmiemy kroki, aby wyegzekwować niezbędne roboty, ale firma stara się przedłużyć postępowanie ze względów formalnych. Właściciel pałacu w Łące Prudnickiej przebywa w Stanach Zjednoczonych. Za pośrednictwem konsulatu staramy się dostarczyć mu wezwanie. Przekazaliśmy policji wniosek o ukaranie. Nie możemy tam nawet wejść na kontrolę.
Kij nie działa, ale słabo wygląda też sprawa marchewki. Brakuje państwowego systemu wsparcia inwestora, choćby przez preferencyjne kredyty. Brakuje listy najcenniejszych zabytków, które powinny pozostać własnością państwa i na koszt państwa powinny być remontowane. Brakuje organizowanej przez państwo, jako ciągle właściciela części pałaców, profesjonalnej promocji czy pozyskiwania inwestorów, nawet za granicą. Ciągle zajmuje się tym Agencja Nieruchomości Rolnych, która zasadniczo dba o grunty rolne. Dlaczego przez 20 lat nie powołano dla zabytków osobnej agencji? Czegoś na wzór specjalnych stref ekonomicznych, które przyciągną inwestora za pomocą dodatkowych ulg podatkowych. Być może pewne zmiany przyniesie nowelizacja ustawy o ochronie zabytków. Ministerstwo kultury przygotowuje obecnie założenia nowych przepisów.

- Wiem, że będzie propozycja, aby niszczenie zabytków karać bardziej surowo i traktować jako przestępstwo, a nie jako wykroczenie - mówi Iwona Solisz. - Przydałaby się zmiana systemu wywłaszczeń zabytków popadających w ruinę. Obecnie gmina czy powiat mogą takie obiekty przejmować, ale muszą zapłacić odszkodowanie równe rynkowej wartości nieruchomości. Dla właścicieli byłby to niezły interes, bo kupili pałace za znacznie mniejsze pieniądze. Trudno się dziwić, że nikt nie występuje o wywłaszczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska