BS Leśnica 4 Liga Opolska 2021/22. Raporty, podsumowanie [19. KOLEJKA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Za nami już wszystkie spotkania 19. kolejki BS Leśnica 4 Ligi Opolskiej. Prezentujemy tym samym raporty z poszczególnych meczów oraz ich podsumowanie.
Za nami już wszystkie spotkania 19. kolejki BS Leśnica 4 Ligi Opolskiej. Prezentujemy tym samym raporty z poszczególnych meczów oraz ich podsumowanie. Paweł Sładek
Za nami już wszystkie spotkania 19. kolejki BS Leśnica 4 Ligi Opolskiej. Prezentujemy tym samym raporty z poszczególnych meczów oraz ich podsumowanie.

Zakończyła się 19. kolejka BS Leśnica 4 Ligi Opolskiej. Miniony weekend miał być ostatnim „granym” w tym roku, jednak z powodu złych warunków atmosferycznych zobaczymy zawodników jeszcze za tydzień w ramach 18 serii spotkań. Nie bez powodu rozpoczęliśmy od spotkania LZS-u Skorogoszcz z Polonią Nysa, gdyż powołując się na wypowiedź Marcina Fecia, trenera LZS-u Skorogoszcz tamtejsze warunki były – lekko mówiąc – średnio nadające się do gry w piłkę nożną.

- Takie mecze ogólnie nie powinny się odbywać. To nie miało nic wspólnego z piłką nożną: była to jedna wielka kopanina, ewentualnie piłka śnieżna. Dwóch zawodników z Nysy z powodu śliskiej nawierzchni kończyło mecz z rozbitymi głowami, dobrze że nie stało się nic poważniejszego. Chwała naszym działaczom i kibicom, że starali się doprowadzić boisko do stanu używalności, co było spowodowane wyłącznie naciskiem ze strony Opolskiego Związku Piłki Nożnej. Zarówno ja, jak i trener Polonii mieliśmy inne zdanie na temat rozgrywania tego meczu. Może ktoś w końcu zerknie na prognozę pogody i pójdzie po rozum do głowy. Granie to jedno, ale przecież obecnie większość drużyn nawet nie ma gdzie trenować… To ogromny problem, lecz najwyraźniej nie interesuje on tych osób, które powinien.

Polonia Nysa wygrała ten mecz 4:1, a my zaglądamy do Kędzierzyna, gdzie warunki były bardziej przyjazne, a bramek padło jeszcze więcej niż w Skorogoszczy. Zwycięsko z tej konfrontacji wyszła druga z Polonii, reprezentująca Głubczyce.
- Powiem szczerze, że Polonia stoi wysoko w lidze, ale porównując sobie jej grę przez parę lat, to wydaje mi się, że jest ciut słabsza – rzuca tezę trener Chemika Mateusz Sadyk. - Nie można jej natomiast odmówić skuteczności w ofensywie, w przeciwieństwie do nas. Mieliśmy okazję doprowadzić do wyrównania, ale nie wykorzystaliśmy okazji. O porażce zadecydowały błędy indywidualne i brak skuteczności, zarówno w ataku jak i w obronie.

Wygrana Polonii była bezdyskusyjna, ale mimo zwycięstwa nie wszyscy schodzili szczęśliwi po zakończonym spotkaniu. Wszystko to za sprawą wypadku Piotra Jamuły.

- Mecz przebiegał pod dyktando Polonii, byliśmy lepsi w każdym aspekcie – nie ukrywa prezes Polonii Marek Curyło. - Duża przewaga, większe posiadanie piłki. W drugiej połowie przeciwnicy mieli 3/4 kontry. Niestety zdarzył się wypadek. Piotrek dostał piłką w bok głowy, stracił przytomność, na szczęście natychmiastowa reakcja pozwoliła zapobiec nieszczęściu. Zdarzenie było poważne, każdy ramię w ramię stanął i pomógł. Pod koniec meczu chyba zabrakło koncentracji, było rozluźnienie w naszych szeregach, ale wygrana zasłużona i bezdyskusyjna. Nie było fragmentów przewagi Chemika nawet pod koniec.

Szczęśliwie dla Piasta Strzelce Opolskie zakończył się natomiast mecz z Porawiem Większyce. Szczęśliwie nie z racji przebiegu meczu, a z tego, że zdobyte trzy punkty wyniosły zespół ponad strefę spadkową. Czy drużyna pozostanie w bezpiecznej pozycji również za tydzień?

- Bardzo potrzebowaliśmy tych punktów, jechaliśmy na ten mecz z dobrym nastawieniem - chwali zespół trener Piasta Maciej Kułak. - Wyszliśmy mocno i udało nam się szybko strzelić dwie bramki, a mogliśmy dołożyć jeszcze trzecią. Niestety później byliśmy mniej skuteczni. W drugiej połowie Porawie ruszyło, ale byliśmy mocni w defensywie i mecz zakończył się dla nas bardzo dobrze. W następnym meczu z Chemikiem również chcemy wygrać, żeby okres zimowy był nieco spokojniejszy.

O spokój nie muszą się martwić sympatycy MKS-u Gogolin. Ich drużyna zeszła z boiska z podniesionymi głowami piąty raz z rzędu! Jak widać, przeprowadzone kilka tygodni temu rozmowy przyniosły swój skutek w postaci awansu na 10 pozycję w lidze.

- Trafiliśmy na fajnie zorganizowany zespół, nieźle grający piłką – nie miał wątpliwości trener MKS-u Adrian Pajączkowski. - Victoria postawiła się mocno, gospodarze starali się przygotować do boiska, ale murawa mimo wszystko była zmrożona. Mimo to dzięki ich staraniom boisko było przygotowane optymalnie jak na ten moment. Myślę, że sposób w jaki gra Victoria i styl jaki prezentuje powinien umieścić ich dużo wyżej w tabeli. Wygraliśmy z nimi pierwszy raz od czterech meczów i tym razem wygraliśmy, co jest naszym piątym zwycięstwem z rzędu. Do 75/80 minut naprawdę mieliśmy wszystko pod kontrolą, później się cofnęliśmy, końcówka była trochę nerwowa przez straconą bramkę, ale wygraliśmy.

- Patrząc na przebieg meczu, bylibyśmy niezadowoleni z remisu. Niestety wyszło tak, że zostaliśmy z niczym. Mikołaj nadchodzi, a my rozdawaliśmy prezenty. Daliśmy karnego, później nasz napastnik posłał piłkę do rywala i straciliśmy bramkę. W wielu meczach powtarza się to, że gra nie wygląda źle, ale nie przekłada się to na punkty. To powoduje frustrację i sportową złość. W tym meczu przewaga była po naszej stronie, nieźle wyglądaliśmy, ale jeśli popełnia się tak proste błędy to czego innego można się spodziewać – ocenił trener Victorii Wojciech Scisło.

Czy o sportowej złości może mówić trener Odry Adam Berbelicki? Być może. Jego zespół zaprezentował się bardzo dobrze w pierwszej części spotkania, ale na takiego rywala jak LZS Starowice trzeba zagrać skutecznie przez 90 minut, a tego zabrakło. Nie pomogła nawet gra w przewadze od 59 minuty spotkania.

- W pierwszej połowie rozgrywaliśmy bardzo dobre zawody, byliśmy zespołem lepszym, zdobyliśmy ładną bramkę po indywidualnej akcji - zaznacza trener Odry Adam Berbelicki. - Starowice odpowiedziały kilkoma sytuacjami, ale to my byliśmy bliżej zdobycia drugiej bramki w pierwszej połowie. W drugiej LZS zagrał dużo lepiej, a mecz się wyrównał. Rywale zaczęli stwarzać sytuacje bramkowe. Może nie stuprocentowe, ale bardzo dobre. W 70 minucie mieli rzut karny po bezmyślnym błędzie mojego pomocnika.
Oczywiście padła wtedy bramka. Mimo grania w przewadze zawodnika byliśmy słabsi. Dostaliśmy drugą bramkę, która bardzo mocno obciąża cała defensywę. Strzał powinien być wybroniony, a jeszcze wcześniej obrońcy nie powinni byli zostawiać tak dużo miejsca. Mimo to gol był zasłużony, bo rywale grali dobrą piłkę. Próbowaliśmy odpowiedzieć, natomiast bramka na 3:1 zamknęła mecz. Mimo bardzo dobrej pierwszej połowy nie zasłużyliśmy nawet na punkt z przebiegu całego meczu.

Raz gra się lepiej, raz słabiej. Tak to jest w sporcie. Nie inaczej było w rywalizacji TOR-u Dobrzeń Wielki i Skalnika Gracze. Tak przegrany mecz skomentował trener TOR-u Dariusz Surmiński.

- Pierwsze 54 minuty było słabe w wykonaniu obu drużyn, nie potrafiliśmy się zaadaptować do sztucznej murawy. Straciliśmy bramkę po naszym błędzie, ale w drugiej połowie gra ruszyła do przodu. Po strzelonej bramce mogliśmy trafić raz jeszcze i wyjść na prowadzenie 2:1. Nie wyszło. Skalnik dobrze wyglądał, ale wyrównaliśmy. Byliśmy bardzo blisko strzelenia kolejnych bramek, ale nie wykorzystaliśmy dwóch stuprocentowych okazji. Nie byliśmy w stanie odrobić. Uczciwie powiem, że mecz był na remis, ale niestety przegraliśmy.

O meczu na remis nie było mowy w rywalizacji Fortuny Głogówek z Unią Krapkowice. Unici nie dali szans gospodarzom, pewnie wygrywając 4:0.

- W pierwszych 10 minutach Fortuna mocno na nas napierała i wydawało się, że będzie nam w tym meczu bardzo trudno - wspominał Łukasz Wicher, trener Unii. - Nasz pierwszy wypad na połowę rywala zakończył się jednak golem i po tej akcji wyraźnie złapaliśmy wiatr w żagle. Początek nie wskazywał na tak wysokie nasze zwycięstwo, ale po dwóch kolejnych bramkach byliśmy już spokojniejsi. Mogliśmy dać pograć młodszym zawodnikom, a najbardziej cieszył mnie bardzo dobry występ juniora młodszego Mateusza Wójcika przez pełne 90 minut.

Tam, gdzie jedni mają powody do radości inni muszą się zastanowić co poszło nie tak.

- W poprzedniej rundzie przegraliśmy z Unią 0:3 i teraz widziałem niemal odzwierciedlenie tamtego spotkania. Znów teoretycznie nie graliśmy źle, a przegraliśmy wysoko. Początek meczu był zdecydowanie dla nas, ale to rywale strzelili gola, a potem dostaliśmy czerwoną kartkę i straciliśmy kolejnego gola z karnego. To wydarzenia miało oczywiście duży wpływ na dalsze losy meczu. Moi chłopcy walczyli o powrót do gry, nie poddali się, lecz byliśmy nieskuteczni. Unia wykorzystała nasze wszystkie błędy i dlatego zdecydowanie wygrała – podsumował Maciej Lisicki, trener Fortuny.

Powodów do refleksji nad obecnym stanem rzeczy nie brakuje również w Ozimku, gdzie tamtejsza Małapanew została ograna przez OKS Olesno. Goście grają w kratkę, utrzymując się jednak ponad strefą spadkową.

- Tylko w pierwszej połowie mogliśmy strzelić nawet pięć goli, ale jak zwykle w tej rundzie byliśmy nieskuteczni - twierdził Tomasz Michalak, prezes Małejpawni. - Efekt był taki, że po przerwie OKS strzelił dwa gole po naszych karygodnych błędach, a trzeciego dołożył z kontry. Rywale co mieli, to wykorzystali, a potem bronili się całym zespołem na swojej połowie. Mimo to mogliśmy nadrobić nawet trzybramkową stratę, ale niestety czegoś zabrakło. OKS ma na nas jakiś patent, bo w poprzednim meczu też musieliśmy uznać jego wyższość.

Nieco spokojniej do oceny spotkania podszedł Adam Kutynia, kierownik OKS-u Olesno.

- Zagraliśmy solidnie z tyłu, a gole zdobyliśmy po ładnych akcjach. Przed meczem z Małąpanwią zbyt wiele nie trenowaliśmy, bo odbyliśmy tylko dwie jednostki na Orliku. Pierwotnie byliśmy za przełożeniem tego meczu, ale skoro osiągnęliśmy tak dobry wynik, to jednak dobrze, że zagraliśmy.

Czy dobry wynik zawsze oznacza dobrą grę? Taka teza jest nie po drodze z komentarzem Marcina Fecia, który twierdzi, że gra jego drużyny była dobra, jednak zabrakło skuteczności. Tak to już jest w piłce nożnej.

- Jak się nie wykorzystuje trzech wybornych okazji bramkowych, to nie wygrywa się meczu. Teoretycznie prowadziliśmy grę, stwarzaliśmy sytuacje, ale nie wejdę na boisko i nie strzelę gola za moich zawodników. Mogliśmy nawet przegrać, bo w końcówce rywale mieli piłkę meczową. Nie grało nam się z nimi łatwo, ale taka drużyna jak nasza musi umieć w tego typu spotkaniach „wcisnąć” choć jednego gola - wspomniał Marcin Feć, drugi trener Ruchu.

Znów potwierdziło się, że lepiej idzie nam z zespołami, które chcą grać w piłkę niż z takimi, które stawiają przede wszystkim na obronę - oznajmił Adam Jaremko, trener LZS-u Piotrówka. Przeciwnicy piłkarsko wyglądali nieco lepiej, ale my byliśmy dobrze poukładani taktycznie i mogliśmy ich zaskoczyć po kontrze. Jestem bardzo zadowolony z wyniku i z tego, jak moi gracze realizowali założenia meczowe.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska