Bunt opolskich gmin

Joanna Cybulka-Chruszcz
Premier nie chce iść na wojnę z wójtami, burmistrzami i prezydentami, obiecuje samorządom poluzowanie dyscypliny finansowej w przyszłym roku.
Premier nie chce iść na wojnę z wójtami, burmistrzami i prezydentami, obiecuje samorządom poluzowanie dyscypliny finansowej w przyszłym roku. Joanna Cybulka-Chruszcz
Cierpliwość włodarzy opolskich gmin powoli się kończy. - Warszawa nakłada na nas coraz więcej obowiązków, a zabiera coraz więcej pieniędzy - skarżą się wójtowie, burmistrzowie i prezydenci. - Najwyższy czas to zmienić.

Do Zdzieszowic przyjechali niedawno goście z zagranicy. To była już ich kolejna wizyta w mieście, o którym wcześniej mieli bardzo dobre zdanie. Tym razem jednak nie kryli rozczarowania. - Kiedy wy żeście burmistrza zmienili? - dopytywali mieszkańców, rozglądając się po okolicy.

- Nie zmieniliśmy, od 30 lat rządzi tutaj ten sam facet - tłumaczyli miejscowi.
- No, ale miasto nie wygląda już tak jak kiedyś. Zaniedbane trochę, trawniki nie wykoszone - pokazywali palcami goście.

Tę historyjkę opowiedział nto sam burmistrz Dieter Przewdzing, przez wiele lat postrzegany jako wzór zaradnego i bogatego gospodarza. Dziś nie kryje, że jego gmina zbiedniała. Gdy zaczynał pracę, miał budżet o równowartości dzisiejszych 9 milionów złotych.

W latach 90. dochody wzrosły do 25 mln zł, a w rekordowym roku 2010 - aż do 52 mln zł. Spore wpływy zapewniały gminie duże zakłady przemysłowe ze zdzieszowicką koksownią na czele, które na miejscu płaciły podatki dochodowe. Mniej więcej 10 lat temu pierwsze firmy zaczęły "uciekać" ze Zdzieszowic, zmieniając swoją oficjalną siedzibę. Sami pracownicy często nawet o tym nie wiedzieli, ale skarbnik gminy nerwowo zaciskał zęby. Przenosiny, nawet te na papierze, oznaczały bowiem, że samorząd traci wpływy z podatku dochodowego.

- Początkowo nie było to dla nas dużym problemem, nawet tego za bardzo nie odczuwaliśmy - przyznaje burmistrz Przewdzing.

Prawdziwe problemy zaczęły się, gdy w 2010 roku zakłady koksownicze zostały sprzedane i połączone ze spółką ArcelorMittal Polska z siedzibą w Dąbrowie Górniczej. Największy producent koksu w Polsce przestał płacić podatki dochodowe w Zdzieszowicach.

- Ministerstwo skarbu powinno było mnie poinformować, że coś takiego będzie miało miejsce - denerwuje się dziś Dieter Przedzing. - Gdybym był wiedział, zrobiłbym wszystko, żeby do tego nie dopuścić.

Stolica wysysa pieniądze

Burmistrz wylicza, że przez trzy lata gmina straciła na tym jakieś 30 milionów złotych. I tu jest - jak tłumaczy - odpowiedź na pytanie, dlaczego nie każda ulica w Zdzieszowicach jest teraz zadbana na miarę oczekiwań. Przewdzing alarmuje, że Warszawa wysysa pieniądze z samorządów, dlatego włodarzom coraz trudniej nimi zarządzać. Opowiedział się nawet za ekonomiczną autonomią Śląska.

- Stworzono prawo, które pozwala firmom na przenoszenie swoich siedzib gdziekolwiek chcą, i to fikcyjnie, bo tylko na papierze - ubolewa burmistrz Zdzieszowic. - W ten sposób wypompowano z samorządów miliony złotych, które w większości trafiły do Warszawy. Dziś staliśmy się biedakami, którzy muszą żebrać o każdą złotówkę.

Piotr Zimny, kibic Ruchu Zdzieszowice, cieszy się, że jego drużyna gra w II lidze (faktycznie to trzecia klasa rozgrywkowa). Ale przyznaje, że potencjał jest dużo większy.

- W takim Lubinie, gdzie mieści się siedziba koncernu KGHM, na piłkę idą miliony, a drużynę kroi się na miarę mistrza kraju - opowiada kibic Ruchu. - U nas też mamy wielki zakład, ale to nie przekłada się na finansowanie sportu, jak w Lubinie czy Bełchatowie.

Burmistrz Przewdzing daje na zdzieszowicką piłkę 700 tys. złotych. Mówi, że gdyby w kasie gminy było więcej, to i klub miałby się lepiej.

W podobnej sytuacji do Zdzieszowic jest Bierawa. To jedna z najbardziej uprzemysłowionych gmin wiejskich na Opolszczyźnie. Działają tu firmy transportowe, budowlane. Wśród nich producent emulsji asfaltowych - firma Bitunova, której właścicielem jest austriacki koncern Strabag. Kilka lat temu Bitunova przeniosła siedzibę do Warszawy i teraz tam płaci podatki.

- To była decyzja właścicieli, nie mieliśmy na nią wpływu, choć oczywiście nie ucieszyliśmy się z tego faktu - przyznaje Krzysztof Ficoń, pełniący obowiązki wójta Bierawy. Dodaje, że dziś jego gmina co roku dostaje z podatków 1,5 miliona złotych i to jest wciąż znacząca kwota w budżecie gminy.

Nie mamy z czego finansować szkół

Samorządowcy coraz częściej zaczynają głośno mówić, że czas na zmiany. Związek Miast Polskich przygotowuje właśnie zbiorowy pozew przeciwko rządowi i żąda pieniędzy. Powód? Gminy dostają coraz więcej zadań i coraz mniej funduszy na ich realizację.

Szczególnie drażliwe dla samorządów jest finansowanie szkolnictwa. Od lat skarżą się, że rządowa subwencja nie pokrywa wydatków. Np. Kędzierzyn-Koźle, którego budżet wynosi 200 mln zł, do szkół dopłaca blisko 30 mln zł rocznie.

- Popieramy takie działania Związku Miast Polskich - mówi Paweł Rams, wiceprezydent Kędzierzyna-Koźla. - Nietrudno wskazać przykłady, kiedy rząd obciąża samorządy zadaniami, nie dając na nie funduszy albo dając stanowczo za mało. Ustawa o przedszkolach za złotówkę, ustawa o pieczy zastępczej - to pierwsze z brzegu. Oświata, opieka społeczna, drogi, sport, kultura - wszędzie tu oczekiwalibyśmy większego wsparcia ze strony państwa.

Podobne opinie słychać w innych opolskich samorządach. - Brakuje pieniędzy np. na funkcjonowanie urzędów stanu cywilnego - mówi Danuta Janikowska, wiceburmistrz Praszki. Przypomina, że rok temu burmistrz Brzegu z tego powodu obciął godziny funkcjonowania USC do 2,5 godziny dziennie. - Dlatego uważamy, że inicjatywa ZMP jest jak najbardziej słuszna.

Samorządowcom nie podoba się rządowy projekt przedszkoli za złotówkę. Nie kwestionują samej idei, ale sposób finansowania. Rząd poinformował co prawda, że zrekompensuje gminom poniesione koszty, przekazując na ten cel specjalne dotacje.

Według wstępnych założeń mają one wynieść około 414 zł na jedno dziecko miesięcznie. Ale choćby władze Opola już wiedzą, że i tak do tego dopłacą. Jeśli rząd spełni daną obietnicę i przyzna wyrównanie w wysokości 414 zł na dziecko, to samorząd i tak będzie na minusie jakieś 400 tys. zł w skali roku. A jeśli dotacji nie będzie - czego nie można wykluczyć - miasto będzie musiało dopłacić 1,7 mln zł. Dlaczego tak dużo?

Ponieważ czesne to tylko niewielki procent kosztów utrzymania przedszkoli. Opole wydaje na nie w sumie 34 mln zł rocznie. W całości idą one na wypłaty dla pracowników i ich pochodne. Wpływy od rodziców to jedynie 6 milionów złotych, przeznaczanych są na bieżące utrzymanie placówek.

Między innymi z tego powodu Związek Miast Polskich chce przeforsować projekt ustawy w sprawie zmian w finansowaniu samorządów. Zakłada on zwiększenie udziału gmin w podatku PIT z 39,34 proc. do 48,78 proc.

Rząd łaskawie pozwoli się zadłużać

Premier nie chce iść na wojnę z wójtami, burmistrzami i prezydentami, obiecuje samorządom poluzowanie dyscypliny finansowej w przyszłym roku. Zapowiada, że gminy będą mogły korzystniej dla siebie obliczać wskaźnik długu. Nie uwzględnią w nim kredytów na projekty unijne, a w efekcie będą mieć więcej pieniędzy na inwestycje.

Granica, do której samorządy dziś mogą się zadłużać, to 60 procent ich rocznych dochodów. Izbicko jest jedyną gminą na Opolszczyźnie, która o ułamek procentu, ale jednak, tę granicę przekroczyło, a dług urósł do 11 mln zł.

- Ale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia - mówi Brygida Pytel, wójt Izbicka. Mało tego, uważa, że kierowany przez nią samorząd wykorzystał szansę, jaką dawały unijne fundusze, a kredyty brane były m.in. na wkład własny do inwestycji. Najważniejsze z nich to budowa kanalizacji w 7 miejscowościach, boisko Orlik, place zabaw, wodociągi. Pani wójt podkreśla, że ponad 40 procent budżetu samorząd przeznaczył właśnie na inwestycje. - Nie przejedliśmy ich - zaznacza.

Wysoko na liście najbardziej zadłużonych samorządów jest także powiat kluczborski, którego dług sięgnął 54 procent rocznych dochodów. Ale i tutaj po prostu rozpędzono się z inwestycjami.

Profesor Jerzy Regulski, współtwórca reformy samorządowej, stoi po stronie włodarzy gmin. - Samorządy są po prostu coraz bardziej obciążane przez kolejne ustawy, które nakazują im nowe zadania, a nie wskazują źródeł finansowania - mówi. - Co gorsza, wiele nowych przepisów narzuca nawet jednolity sposób wykonywania niektórych zadań w całym kraju, łącznie ze wskazaniem liczby urzędników, których trzeba zatrudnić.
Dr Norbert Honka z Instytutu Politologii UO, specjalizujący się m.in. w problematyce samorządności

- Związek Miast Polskich chce pozwać rząd, bo ten daje samorządom za dużo obowiązków, a za mało pieniędzy. Faktycznie potrzebne są zmiany?
- Uważam, że pozew zbiorowy jest jak najbardziej słuszny. Najlepszym rozwiązaniem, by zapewnić gminom fundusze na realizację zadań, byłoby zwiększenie dochodów ze źródeł własnych i nadanie im klauzuli prawa najwyższego rzędu, tzn. wpisanie ich do konstytucji. Takie rozwiązanie jest na przykład zastosowane w Ustawie Zasadniczej RFN, gdzie ustawodawca wyraźnie określił podział finansów: co należy się gminie, związkom gmin, krajowi i federacji. Podział jest niezwykle dokładny, bo określa, jaki podatek i w jakim układzie procentowym należy się na poszczególnych szczeblach. Takie same przepisy zawierają konstytucje krajowe oraz ustawy samorządowe. Wpisanie do konstytucji gwarantowałoby praktycznie nietykalność tym przepisom.

- Czyli musimy zmienić prawo.
- Które w tej chwili sprzyja stosowaniu manewrów związanych z płaceniem podatków wyłącznie tam, gdzie jest główna siedziba firmy. I jest tak, że firmy korzystają z infrastruktury jakiejś gminy, zanieczyszczają w niej środowisko, a podatki płacą w innej gminie. To ewenement na skalę europejską.

- Niektórzy samorządowcy mówią w nieoficjalnych rozmowach, że Opolszczyzna ze swoim prowincjonalnym charakterem nie ma większych szans, by przyciągać duże zakłady przemysłowe czy centra logistyczne. Ich zdaniem dlatego przegrywamy z Wrocławiem czy aglomeracją śląską. Tam przy autostradzie działa mnóstwo firm. U nas nie.
- Jesteśmy województwem niewykorzystanych możliwości. To że mamy obok Wrocław i Katowice, nie oznacza, że nie możemy z tymi ośrodkami rywalizować. Trzeba przede wszystkim mieć pomysł i nie bać się go zrealizować. Dla naszego województwa szansą na rozwój jest oparcie się na rzece Odrze w połączeniu z Kanałem Gliwickim. Jest to przecież najtańsza arteria komunikacyjna. Praktycznie tą drogą można przewieźć każdy towar. Myślę, że należałoby sięgnąć do przedwojennych rozwiązań, jakie były stosowane na terenie Śląska. Odra jako bardzo ważna arteria znajdowała się pod wyłącznym zarządem państwa, ale portami rzecznymi zajmował się samorząd terytorialny, czerpiąc z tego dodatkowe fundusze na funkcjonowanie. W pobliżu portów rzecznych można przecież zlokalizować centra logistyczne i znakomicie je skomunikować z autostradą i siecią kolejową. Jako województwo powinniśmy postawić również na rozwój turystyki i przemysłu rolno-spożywczego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska