Całe życie na szlaku

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Anna Michalska, opolska emerytka, codziennie chodzi pieszo dwadzieścia kilometrów. Nie potrafi tak po prostu przestać. Przecież za to jej płacili całe życie.

Gdybym któryś dzień przesiedziała przed telewizorem, tobym chyba nazajutrz nie wstała z łożka - mówi pani Anna, energiczna, zadbana kobieta.
Michalska jest jednym z ponad 30 przewodników turystycznych, zrzeszonych w opolskim kole PTTK. Większość z nich jest bezrobotna, od kilku lat dramatycznie maleje bowiem liczba wycieczek na Opolszczyznę.
- W latach 70. to był istny cyrk, wprost zatrzęsienie wycieczek - mówi pani Anna. - W jeden dzień potrafiło przyjechać na Opolszczyznę do pięćdziesięciu grup turystycznych. Trzeba było pracować na dwie zmiany, człowiek się nie wyrabiał.
Dzisiaj większość przewodników spaceruje po Opolu samotnie.
- Od początku sezonu mieliśmy w mieście jakieś 10, może 12 wycieczek - mówi Ryszard Zarzycki, prezes koła przewodników. - To już jest poziom dramatycznie niski. Bo ludzie kompletnie nie mają pieniędzy, poznikały fundusze socjalne. Jeśli ktoś z Polski jeszcze zwiedza Opolszczyznę, to jakieś niedobitki wycieczek szkolnych.
Wsie jak laleczki
Anna Michalska skończyła kurs przewodnika w 1975 roku. Zaczęła oprowadzać po Opolszczyźnie wycieczki z całej Polski. Głównie zakłady pracy, pegeery, koła gospodyń wiejskich.
- Pamiętam, że przyjeżdżały tu setki kobiet z Wielunia, Kalisza, Sieradza. Śpiewało się w autobusie "Szła dzieweczka do laseczka". Dla nich Opolszczyzna to było odkrywanie innego świata. "Oj, oj, każda wioska piękna jak laleczka" dziwiły się te kobiety.
Bohdan Gołąbek, 74-letni i wciąż aktywny przewodnik, też pamięta te zachwyty związane z wyglądem opolskich gospodarstw.
- To był szok dla ludzi z centralnej Polski, że te podwórka takie czyste - opowiada. - Oni tego u siebie nie znali. Opowiadałem im na przykład o zwyczaju sobotniego zamiatania ulic. Oni nie mogli się nadziwić.
Michalska: - Ja tłumaczyłam tym kobietom z kół gospodyń wiejskich, że tutaj chłopi nie leżą pod lipą z piwem, tylko dbają o dom. I one z uznaniem kiwały głowami.
Pierwsze powroty
Każdy przełom polityczny, gospodarczy, miał swoje odzwierciedlenie w pracy przewodników. Po stanie wojennym już nigdy nie było tak wiele rozśpiewanych wycieczek jak w epoce Gierka. Jednak wszystko zmieniło się na dobre dopiero po upadku PRL - w Opolu zaczęły królować wycieczki z Niemiec.
- Pamiętam osoby, które wracały w te strony po raz pierwszy - mówi Bohdan Gołąbek. - Bywało tak, że jak grupa miała nocleg w Opolu, to oni się wymykali i jechali do jakiejś konkretnej wioski szukać swojego przedwojennego domu, sąsiadów, znajomych, rodziny.
To był czas pierwszych kontaktów z polskimi mieszkańcami wsi, pierwszych lokalnych aktów pojednania. Jeszcze przed spotkaniem Mazowieckiego z Kohlem w Krzyżowej.
Gołąbek jeździł z tymi Niemcami, pomagał im szukać ludzi, miejsc. "Mój tata był w Zabrzu burmistrzem, musimy odszukać ten dom, tę ulicę, ten park, do którego z ojcem chodziłem..." - to tylko jedna z rodzinnych historii, którą odkrywał opolskich przewodnik.
- Muszę powiedzieć, że u tych Niemców nie było widać jakiejś złości, zawziętości - opowiada Bohdan Gołąbek. - Przeciwnie, byli szczęśliwi, że mogli tu wrócić. Czasem tylko było żal, gdy okazywało się, że jakiegoś domu już nie ma...
Głowa, serce, buty
Kurs przewodnika turystycznego robili zaraz po maturze. Potem, na studiach, zjeżdżali Polskę wzdłuż i wszerz.
- Bo turystykę trzeba kochać, trzeba być urodzonym traperem - mówi Anna Michalska. - Ja w trakcie pracy zaliczałam prywatnie po trzydzieści wycieczek w roku. Po prostu bez podróży nie potrafię żyć.
Dobry przewodnik musi się stale dokształcać. Na biurku Bohdana Gołąbka leży piętnaście książek o turystyce, każda z jakimś zaznaczonym fragmentem.
- Czytam też dużo gazet - wyjaśnia Gołąbek. - Musimy być na bieżąco, żeby jakiś turysta nie złapał nas na niewiedzy.
Ważne są też buty. Bo jeśli człowiek pół życia, dzień w dzień, maszeruje, to mimowolnie robi się ekspertem z dziedziny obuwnictwa.
- Żadne tam adidasy - zastrzega pan Bohdan. - Ostatnio testowałem takie sportowe buty na Ukrainie i nie sprawdziły się. Najlepsze są proste, skórzane i wiązane. Takie, żeby stopa swobodnie oddychała.
Wieża nie dla emerytów
Na Opolszczyźnie od lata obowiązuje stały schemat zwiedzania. Wiadomo, że turystów najpierw prowadzi się do kościoła Franciszkanów, potem opolska katedra, amfiteatr.
- Wieża Piastowska owszem, ale tylko dla wycieczek szkolnych - mówi Gołąbek. - W tej chwili, kiedy w Opolu dominują niemieccy emeryci, ta wieża jest niewykorzystana. Przecież ci emeryci nie są w stanie się tam wdrapać. Gdyby była winda...
Potem grupa wsiada w autokar i jedzie na zamek do Brzegu, na Górę Świętej Anny, ostatnio również do Kamienia Śląskiego.
- Na Opolszczyźnie przybywa pięknych, odrestaurowanych miejsc - mówią przewodnicy. - Ale są też negatywne zjawiska. Żelaznym punktem zwiedzania był otmuchowski zamek. Od czasu kiedy prywatna spółka prowadzi tam hotel, nie chcą wpuszczać wycieczek.
Jan Dobry kontra Big Mac
"Witam wszystkich serdecznie w naszym opolskim grodzie" - Anna Michalska te zdania wypowiedziała kilkanaście tysięcy razy. Stara się zawsze bardzo miło uśmiechać. Bo jeśli wycieczki "nie kupi" się już na starcie, to potem trudno utrzymać uwagę. Najtrudniej jest kupić młodych.
- Ja jestem pełna obaw o te nasze dzieci - frasuje się Michalska. - Owszem, młodzi zawsze filgowali i psocili, ale nie na taką skalę. Ja pamiętam, jak dzieci z przejęciem, z otwartymi buziami słuchały opowieści o królach, o mumiach. A teraz pytają swoich nauczycieli, kiedy wreszcie skończę i będą mogli pójść do McDonaldsa. Muszę te dzieci łapać za rękę, za nogę, za koszulę...
Opolscy przewodnicy twierdzą, że poziom nauczycieli też pozostawia ostatnio wiele do życzenia. Nie potrafią na przykład pouczyć dzieci, jak zachować się w kościele, młodzież biega naokoło ołtarza. Doszło do tego, że opolscy franciszkanie wypraszają z kościoła niektóre wycieczki.
- Za każdym razem, kiedy podchodzę do grupy młodzieży, to mam stres - przyznaje pani Anna.
Babcie z kamerami
W Opolu dominują w tej chwili wycieczki niemieckich emerytów.
- Chodzą po Rynku i cmokają z zachwytu - mówi Gołąbek. - Są mile zaskoczeni, że Opole jest czystym miastem, że tak wiele zabytków pięknie odrestaurowano. Szczególnie podoba im się Rynek.
Opolski rynek turystyczny polega coraz częściej na tym, że niemieckich emerytów oprowadzają po mieście polscy emeryci - przewodnicy.
- Widać, jak im się świetnie powodzi - mówi Gołąbek. - Oni jak wychodzą z autobusu, od razu wyciągają kamery i aparaty fotograficzne. Bardzo interesują się zabytkami, historią. Zadają pytania, kiwają głowami...
Dorośli Polacy w ogóle już nie przyjeżdżają podziwiać uroków Opolszczyzny.
- Kiedyś za te wycieczki płaciły zakłady pracy - mówią przewodnicy. - Dziś każdy płaci sam. Jak już uzbiera, to jedzie nad morze, najlepiej południowe. Bo kto dziś się pochwali w pracy, że był na wycieczce w Opolu? Takiej turystki już nie ma. Bo popatrzymy odwrotnie. Ile wycieczek z Opolszczyzny było ostatnio w Toruniu?
Teksty do poprawki
"Na Opolszczyźnie żyją Niemcy". Albo "W Łambinowicach Polacy zabijali Ślązaków" - takie zdania nie przeszłyby im kiedyś przez gardło. Teraz owszem. Przewodnicy twierdzą, że nie zatajali przed turystami faktów z historii. Po prostu nie mieli o pewnych faktach zielonego pojęcia.
- Ja w ogóle nie mówiłem wycieczkom o ostatnich latach funkcjonowania obozu w Łambinowicach - mówi Ryszard Zarzycki. - Prywatnie byłem jednak przekonany, że Polacy więzili tutaj faszystów. Bo taka była wtedy powszechna opinia.
Michalska: - Raz w miesiącu mieliśmy specjalne szkolenia. Mówiono nam, jak krzewić patriotyzm, miłość do ziemi opolskiej. W politykę się nie bawiliśmy. Ale pamiętam, jak już w latach 90. musiałam rewidować pogląd na temat Opolczyka. Wszystko to, co przez dwie dekady opowiadałam o nim ludziom, legło w gruzach.
Bohdana Gołąbka już w latach 70. wycieczki z Polski pytały, czy na Opolszczyźnie żyją Niemcy.
- Odpowiadałem, że nie ma tutaj żadnych Niemców. A co miałem mówić? Że są? Przecież takie wtedy były realia, nikt się do tego pochodzenia nie przyznawał.
Wycieczki po biurach
W Polsce pracuje w tej chwili około siedmiu tysięcy licencjonowanych przewodników. W miarę dobrze powodzi się tylko tym , którzy oprowadzają zagraniczne wycieczki po znanych ośrodkach turystycznych.
- W Krakowie czy Warszawie można dobrze zarobić, ale też konkurencja jest ogromna - mówi Robert Nowak, 33-letni przewodnik z Oławy.
Nowak reprezentuje nowe pokolenie w branży przewodników. Twierdzi on, że czasy są nie tyle gorsze, ile po prostu inne.
- Przewodnicy prowadzą zwykłą działalność usługową - mówi Nowak. - Nie wystarczy siedzieć i czekać na zlecenie. Dziś trzeba uderzać do biur podróży, do szkół. Sprzedawać te usługi jak każdy inny towar.
Robert twierdzi, że do fachu garnie się spora grupa młodych ludzi. Oni jednak nastawiają się głównie na turystów zagranicznych, namiętnie uczą się języków.
- Śląskie eldorado to Karkonosze: Karpacz, Szklarska Poręba - mówi. - Tam jeździ mnóstwo Niemców, tam przewodnicy całkiem przyzwoicie zarabiają i na pewno się nie nudzą. A Opole? No, cóż. Byłem u was kilka razy z wycieczkami, ale raczej przejazdem i na chwilę.
Dorobić do emerytury
Przewodnicy z Opola dziękują Bogu, że załamanie opolskiego rynku wycieczkowego zastało ich już na emeryturach. Bo jeśli w miesiącu uda się złapać jedną wycieczkę, to już jest dobrze. Do skromnej emeryturki dorzucą wtedy jakieś 120 złotych.
- Młodzież szkolną oprowadzam często za darmo, żeby nie wypaść z formy - mówi Anna Michalska. - Ale też dlatego, że nie wszystkich rodziców stać na wycieczki.
Michalska nie potrafi myśleć wyłącznie kategoriami rynkowymi. Dla niej turystyka pozostanie już na zawsze romantyczną przygodą, a nie jakimś biznesem.
- Gdybym patrzyła tylko na pieniądze, to powinnam odganiać wszystkich tych, którzy przyłączają się do wycieczki i podsłuchują "za darmo" moich opowieści. A ja przeciwnie, cieszę się, że kolejny człowiek czegoś się nauczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska