Chcą nas zastraszyć

rys. Andrzej Czyczyło
Kierowcy i personel medyczny grożą zbiorowym złożeniem wypowiedzień z pracy. - Mamy dość tej firmy - mówią.
Kierowcy i personel medyczny grożą zbiorowym złożeniem wypowiedzień z pracy. - Mamy dość tej firmy - mówią. rys. Andrzej Czyczyło
Pracownicy pogotowia w Prudniku zbuntowali się przeciwko szefostwu, po tym jak dyrektorka zwolniła jednego z kierowców.

Jacek Rybiczko jest kierowcą pogotowia w Prudniku od 20 lat. 15 listopada dostał wypowiedzenie z pracy. Jego koledzy twierdzą, że wyrzucono go za to, że pytał. Chciał się dowiedzieć, dlaczego zamiast zapowiadanej przez rząd podwyżki otrzymał tylko 100 złotych dodatku.

W wypowiedzeniu Beata Gąsior, dyrektor regionalny spółki Falck, która prowadzi oddział pogotowia w Prudniku, nie wpisała żadnego uzasadnienia. Dyrektor Gąsior była wczoraj dla nas niedostępna. Kierownik oddziału Falcka w Prudniku dr Zdzisław Imiołek powiedział, że nie jest upoważniony do komentowania decyzji personalnych swojej szefowej.

- Zastanawiamy się nad zbiorowym złożeniem wypowiedzeń z pracy - powiedziało nam wczoraj 6 pracowników Falcka, prosząc o zachowanie anonimowości. - Mamy dość tej firmy. Z drugiej strony, chcemy służyć ludziom i trudno nam odchodzić.

Pracownicy zapewniają, że podobnie myśli większość z około 40-osobowej załogi oddziału. Jacka Rabiczko broni też 7 lekarzy pogotowia, którzy wystawili mu bardzo pozytywną opinię z jego pracy.

- Pan Jacek jest działaczem związkowym i jest chroniony przed zwolnieniem - mówi Waleria Dąbrowska, szefowa prudnickiej Solidarności. - Nasz radca prawny pomógł mu już przygotować pozew do sądu pracy o wycofanie tego wypowiedzenia.

Rozmowa

Rozmowa

Andrzej Marcyniuk, wiceprezes ds. medycznych Prudnickiego Centrum Medycznego:

- Może pan pomóc w rozwiązaniu konfliktu w pogotowiu?
- Personel pogotowia to pracownicy firmy Falck i nie mogę ingerować w ich sprawy, kogoś zwalniać czy przywracać do pracy. Ostatnio spotkałem się jednak z nimi i wystąpiłem do centrali firmy w Warszawie z wnioskiem o możliwość zorganizowania dla nich spotkania z dyrektorem. Teraz oni muszą starać się o to sami.

- Ma pan zastrzeżenia do działalności Falcka?
- Jeśli spółka Falck nie spełni wymogów zapisanych w umowie z nami, to będziemy reagować. Dotychczas jednak nasze kontrole czy kontrole prowadzone przez Narodowy Fundusz Zdrowia nie miały żadnych zastrzeżeń np. do wyposażenia karetek. Na wypadek awarii jednego z samochodów duża firma może podstawić zamiennie inny pojazd, z czym PCM sam miałby trudności.

- Czy są pieniądze na podwyżki w pogotowiu?
- Na podstawie ustawy o wzroście wynagrodzeń podpisaliśmy z firmą Falck porozumienie o zwiększeniu ich kontraktu, z przeznaczeniem na wynagrodzenia dla pracowników. Te pieniądze są w trakcie przekazywania do firmy, niebawem dotrą na jej rachunek. PCM nie ma wpływu na sposób ich rozdzielenia, ale powinny być one wydane zgodnie z ustawą o wzroście wynagrodzeń, która dokładnie reguluje te sprawy.

Zdesperowani pracownicy Falcka opowiadają o sytuacji w swojej firmie, która może wpływać na bezpieczeństwo pacjentów trafiających pod opiekę pogotowia:

- Oddział jest zaopatrywany w leki i środki opatrunkowe raz w miesiącu - mówią kierowcy i sanitariusze. - Jeśli w tym czasie coś się zużyje szybciej, czegoś zabraknie, musimy sami sobie radzić. Jak się kiedyś zepsuł reduktor tlenu, przez półtora miesiąca nie mieliśmy możliwości podawania tlenu rannym i chorym.
- Leków nie brakuje, jak coś się zużyje, to firma zaraz to sprowadza - zapewnia szef oddziału dr Imiołek.

Pracownicy skarżą się, że kierownictwo ogranicza im korzystanie z rękawic ochronnych, nie dostarcza ubrań. Kiedy jedna z karetek ulegnie awarii, na miejsce jest podstawiana druga karetka, ale pusta. Wtedy całe wyposażenie muszą przenosić do nowego pojazdu.
- Modlimy się wtedy, żeby akurat nie było wezwania do wypadku!

- Takie są zasady, bo cały sprzęt jest przypisany do jednostki. Nikt go nie zostawi - odpowiada dr Imiołek. - Przenosiny nie wpłynęły na pracę pogotowia. Dostępu do rękawic ochronnych nikt nie ogranicza, ale powinni ich używać ci, co mają kontakt z materiałem biologicznym. Kierowcom są niepotrzebne.

Personel prudnickiego Falcka narzeka też na stosunki z przełożonymi. - Zakazują nam kontaktu z innymi oddziałami, nagrywania spotkań, pisania protokołów ze spotkań. Wymuszają lojalność dla firmy.
- Jestem zaskoczony zarzutami - dziwi się kierownik oddziału. - Wcześniej nikt mi nic nie zgłaszał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska