Chcą wypożyczyć dziecko na święta

sxc.hu
sxc.hu
Do opolskich domów dziecka zgłaszają się ludzie, pytając, czy mogą zabrać wychowanków na Boże Narodzenie. Ci jednak nie chcą "rodziny na chwilę".

Piszą albo dzwonią.Pytają, czy mogą zabrać jakieś dziecko na święta. Niektórzy mają nawet konkretne preferencje, szukają np. chłopczyka w danym wieku.Czasami te żądania brzmią wręcz kuriozalnie - przyznaje Marzena Kłysz, dyrektorka Domu Dziecka w Skorogoszczy.

- Oczywiście odmawiamy w takich wypadkach, gdyż nie można oddawać dziecka w opiekę ludziom z ulicy - dodaje. Pytania o możliwość "adopcji" na kilka dni trafiają przed BożymNarodzeniem niemal do wszystkich opolskich domów dziecka. Szefowie placówek potwierdzają, że ofert jest sporo. - Każdej z takich osób odpowiadam, że jeśli chcą pomóc, to niech się zgłoszą do nas, ale po świętach - mówi Lidia Kaczyńska-Pampuch, szefowa Domu Dziecka w Opolu. - Wtedy będziemy mieli większą pewność, że tę decyzję podejmą świadomie. Najpierw zapraszam takie osoby na wolontariat, wówczas mogą poznać naszych wychowanków, z którymi ewentualnie będą się chcieli związać na dłużej.

Dom Dziecka w Tarnowie Opolskim sam zorganizował kilka lat temu akcję, mającą na celu znalezienie rodzin, które będą chciały zapraszać do siebie podopiecznych placówki. - Pomysł nie wypalił, dzieci nie chciały brać udział w tej akcji - przyznaje Barbara Milewska z Domu Dziecka w Tarnowie Opolskim.

Lidia Kaczyńska-Pampuch tłumaczy, że młodzi podopieczni są nieufni wobec obcych. - I wcale nie stoją z nosem przy szybie w oczekiwaniu na kogoś, kto je zabierze choćby na chwilę - podkreśla. Podopieczni, którzy skończyli 13 lat, mają prawo do decydowania o tym, czy chcą być adoptowani. W Opolu ani jedno dziecko w tym wieku nie wyraziło na to zgody. - Powody są różnie, niektóre dzieci nie chcą w ten sposób tracić więzi ze swoimi biologicznymi rodzicami - dodaje dyrektorka.

Szefowie domów dziecka podkreślają, że kierowane przez nich placówki nie są "wypożyczalniami dzieci", choć wierzą w to, że dorośli zwracający się w tej sprawie mogą działać w dobrej wierze.

- Wigilia to okres oczekiwania na przyjście dzieciątka. Dziecko jest więc symbolem, dlatego też ludzie chcą mieć w domu dzieciątko jak zabaweczkę - tak dosadnie opisuje to zjawisko psycholog społeczny Andrzej Komorowski. - Tego typu zachowania obserwujemy też w tradycyjnych rodzinach. Najpierw mamy problem z małym dzieckiem, bo tylko się drze.Gdy ma cztery lata, cieszymy się nim, jest fajne i wszyscy je chwalą. A potem jest tylko przemądrzałe i coraz bardziej dorosłe. Dziecka nie wolno jednak traktować tak przedmiotowo.

Miłość jest nie tylko od święta

Jeśli ktoś chce "urlopować" sierotę, to musi zostać zweryfikowany i uzyskać zgodę sądu.

W Skorogoszczy do wspólnej kolacji wigilijnej zasiądzie prawdopodobnie 8 z 30 wychowanków. Reszta trafi na święta do zaprzyjaźnionych rodzin albo znajomych.

- Z tymi, którzy zostaną, wspólnie przygotujemy wigilijne potrawy, będziemy m.in. razem lepić uszka do barszczu - mówi Marzena Kłysz, dyrektorka placówki. Do stołu usiądą około godziny 17.00. Będą życzenia, kolędy. - Oprócz wychowawców co roku pojawiali się zaproszeni goście, m.in. ksiądz - dodaje dyrektorka. - Mamy nadzieję, że teraz też ktoś nas odwiedzi.

Na pewno nie zabraknie prezentów. Domy dziecka nie mają zbyt wiele pieniędzy na działalność, ale nigdy nie żałują ich na upominki dla wychowanków. W czwartek w Skorogoszczy święty Mikołaj przyniósł dzieciom m.in. prawdziwą gitarę i wędki wraz z osprzętem. - Bo nasi podopieczni wspólnie z wychowawcą często łowią ryby - uśmiecha się pani dyrektor.

Wspomniane "zaprzyjaźnione rodziny", które zabiorą dzieci na święta do domu, to ludzie, którzy mają zgodę sądu na opiekę nad podopiecznymi domów dziecka. Nie można jej jednak uzyskać, dzwoniąc do placówki na kilka dni przed świętami.

- To jest cały proces, rodzina jest weryfikowana powinna się angażować w życie placówki przez cały rok, a nie tylko pod wpływem chwili - podkreśla Barbara Milewska z placówki w Tarnowie Opolskim. Obecnie z tym domem dziecka współpracę utrzymuje jedna taka rodzina. W innych domach dziecka jest ich więcej. Często są to krewni biologicznych rodziców.

Pani Ewa z Kędzierzyna-Koźla, której po pobycie w domu dziecka udało się już założyć normalną rodzinę, nie najlepiej wspomina jednak święta w "bidulu".

- Wychowawcy starali się jak mogli, byli mili i mieli zawsze fajne prezenty - opowiada. - Ale choćby nie wiem co robili, to jednak nie byli w stanie wywiązać się z roli prawdziwych rodziców. Dlatego dla mnie i większości kolegów oraz koleżanek były to smutne i przygnębiające dni. Każdy myślał o mamie i tacie, których przecież nie mieliśmy. Nigdy nie chciałabym wracać do tych dni...

W tym roku w kozielskim domu dziecka świąt nie będzie. - Wszyscy spędzą je poza placówką, trafią głównie do rodzin zaprzyjaźnionych - mówi Ewa Miller, szefowa placówki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska