Chemia miłości

Anna Grudzka
Anna Grudzka
Potrzeba maksymalnie kilka godzin, aby nasz organizm wiedział, czy ktoś nam odpowiada czy nie. Kolejny, wczesny etap "zakochania" trwa maksymalnie do kilku miesięcy - mówi Jacek Lipok, chemik z Uniwersytetu Opolskiego.

- To, co było natchnieniem poetów i malarzy, podobno nie jest już zagadką. Miłość - najpiękniejsze na świecie uczucie - można sprowadzić do poziomu ciągu reakcji chemicznych.
- Spokojnie, miłość nie jest uczuciem, które można tak prosto zdefiniować. To zbyt złożone zjawisko. "Chemią" można próbować tłumaczyć tylko pewne formy zachowania z nią związane. Dotyczą zwłaszcza pierwszego etapu "zakochania". Ja to nazywam "chemicznym zauroczeniem". Zjawisko to dotyczy wszystkich organizmów, które ewoluując rozwinęły się jako przedstawiciele odmiennych płci. Ludzie nie są tu wyjątkiem. "Piorun", "strzał" czy inne potocznie używane określenia dotyczą właśnie tego, co nazywam chemicznym zauroczeniem.

- Jak rozpoznać ten stan? Spotykamy kogoś i nagle nie wiadomo skąd zaczynamy się pocić, nabierać rumieńców?
- Dokładnie tak. Bije nam serce, robi się nam gorąco - wszystkiemu winne są związki chemiczne wpływające na nasze zachowanie. Cała gama tych substancji reguluje metabolizm naszego organizmu. To feromony - działające od zewnątrz na odpowiednie receptory oraz hormony działające wewnątrzustrojowo. Wszystkie znane nam organizmy wydzielają substancje typu chemomediatorów, które są odpowiedzialne za interakcje między nimi i pośrednio mają wpływ także i na zachowanie, w tym poszukiwanie partnera. Jeśli chodzi o ludzi, to trwają intensywne badania dotyczące składu takiej feromonowej kompozycji różnych związków chemicznych. W tym przypadku kluczem różnorodności, a co za tym idzie różnic w doborze partnera nie jest liczba odpowiednich składników mieszaniny, a raczej stężenie poszczególnych związków. Wśród substancji, o których rozmawiamy, najczęściej wymieniane są androstadienon - pochodna testosteronu oraz kwas 3-metylo-2-heksenowy. Feromony te wydzielane są przez gruczoły potowe przede wszystkim mężczyzn. Aby doszło do chemicznego zauroczenia, trzeba, żeby receptory jednej osoby były wrażliwe na aktualną kompozycję feromonów drugiej. Wrażliwe, czyli będące w stanie rozpoznać substancję i przesłać sygnał o jej obecności do ośrodków decyzyjnych, czyli do mózgu. W przypadku ludzi skupisko takich receptorów znajduje się w śluzówce nosa. Skład mieszaniny wydzielanych substancji zależy od kondycji psychofizycznej mężczyzny, a intensywność reakcji kobiet zależna jest na przykład od fazy cyklu miesiączkowego. Aby doszło do zauroczenia, potrzebna jest zatem przynajmniej chwilowa zgodność pomiędzy przedstawicielami obu płci. Jest takie potoczne powiedzenie "każda potwora znajdzie swojego amatora". To niezbyt zgrabne stwierdzenie, ale z punktu widzenia chemii oddziaływań pomiędzy organizmami jest w nim sporo mądrości.

- Ja tam wolę teorię o dwóch połówkach pomarańczy.
- To kwestia interpretacji. W każdym przypadku rzecz sprowadza się do jednego: osoby muszą być do siebie chemicznie dopasowane.
Poprzez uwrażliwienie na odpowiednią kompozycję feromonów natura daje nam znak, sygnał, że w tym momencie, to ta konkretna osoba pod względem chemicznym jest dla nas stworzona i powinniśmy poważnie brać ją pod uwagę przy doborze życiowego partnera. To, czy tę szansę, albo lepiej - sugestię wykorzystamy, zależy tylko od nas. Jako ciekawostkę dodam, że wszystkie prowadzone dotychczas badania dowodzą, że pary, które żyją zgodnie przez wiele lat są znakomicie dopasowane chemicznie. Jak to rozpoznać? Na przykład partnerzy rozumieją się bez słów, wyczuwają swoje nastroje albo niemal bezwiednie reagują w sposób najkorzystniejszy w danej sytuacji.

- Czytałam kiedyś o badaniach, które polegały na to, że pokazano kobietom zdjęcia kilku mężczyzn i kazano im uszeregować fotografie od najmniej atrakcyjnego do najbardziej atrakcyjnego. Gdy do zdjęć dodano próbki zapachowe kolejność bardzo się zmieniła? To dowód na skuteczność feromonów?
- Trzeba rozdzielić atrakcyjność wizualną od chemicznej. Możemy się zachwycać czyimś wyglądem, ale to nie musi oznaczać, że z tą osobą chcemy spędzić resztę życia. O tym decyduje wrażliwość chemiczna i to na jej podstawie ludzie się dobierają. Możemy zaryzykować stwierdzenie, że o bezpośrednich relacjach w pierwszym etapie nowej znajomości w większym stopniu decyduje atrakcyjność chemiczna niż wizualna.

- Czyli na początku się wąchamy?
- Dokładnie. Jeśli te bodźce są zgodne, to dochodzi do tego, co ja nazywam chemicznym zauroczeniem, a poeci piorunem z nieba. W ten sposób tłumaczy się też sytuacje, gdy ktoś z niewiadomych przyczyn robi na nas wrażenie, mimo że wygląd tej osoby bardzo odbiega od naszego wyobrażenia ideału urody.

- No dobrze, pierwsze koty za płoty, nasze feromony działają na drugą osobę i co dalej?
- W mózgu następuje integracja sygnałów, które są przetwarzane, analizowane w odpowiedni sposób, trochę jak w komputerze, i w końcu wywołują efekt - produkcję odpowiednich hormonów. Ich kaskada zalewa nasz krwioobieg, docierając do odpowiednich tkanek i narządów, a tam do określonych komórek, wywołując efekt. Hormony można porównać do posłańców przekazujących instrukcje z centrum dowodzenia. Jednym z wydzielanych hormonów jest kortyzol - hormon stresu.

- Hormon stresu powoduje zakochanie?
- Nie do końca, chociaż ten stan jest także niezwykłym stresem metabolicznym. Porównajmy rekcję organizmu, gdy jesteśmy przed egzaminem, z początkiem zakochania. W obu przypadkach serce bije szybciej, pocimy się, mamy rumieńce, rozszerzają się nam źrenice, odczuwamy niezwykłe pobudzenie, a często i przypływ sił. To jest reakcja, która w przypadku akceptacji nas przez partnera wyraźnie zwiększa szanse powodzenia, na przykład w przypadku starania się o dziecko. Chemii nie da się oszukać.
- Za flirt podobno odpowiedzialna jest adrenalina?
- To hormon walki, a czym jest flirt, jeśli nie formą prężenia muskułów na wielu różnorodnych polach? Tu liczy się szybka i cięta riposta, odpowiedni gest, postawa, prezentacja naszych walorów. Musimy być na przysłowiowym topie, cały czas w stanie najwyższej gotowości.

- Ale to zauroczenie nie zawsze działa w dwie strony.
- Taka sytuacja byłaby idealna. Oznaczałaby, że dwie osoby mają podobne typy wrażliwości na bodźce chemiczne. Ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jednostronna reakcja nie gwarantuje powodzenia, w tym przypadku po prostu - chemia nie zadziała.

- To jak wytłumaczyć, że niektóre osoby mają ogromne powodzenie, a inne niekonieczne. Czy natura wyposażyła te pierwsze w jakieś superuniwersalne feromony?
- Nie ma uniwersalnej mieszanki. Może chodzić o to, że w mieszaninie feromonów niektórych osób najbardziej aktywne składniki występują w ilości statystycznie najczęściej akceptowanej. A może to kwestia pewnych propagowanych wzorców… Nie znam niestety żadnych szczegółowych wyników badań na ten temat.

- A perfumy z feromonami? Czy naturę można oszukać?
Nie ma takiej możliwości. Komplementy, czułe słówka, gesty… tego wszystkiego można się nauczyć. Chemii nie da się oszukać. Powód jest prosty - każdy organizm jest wrażliwy na inny skład kompozycji zapachowej. Zatem nie ma możliwości wyprodukowania uniwersalnej kompozycji. Poza tym gdyby taka powstała, okazałoby się, że osoby używające tego zapachu są tak samo atrakcyjne dla wszystkich, a chyba nie o to chodzi. Wiem, że na rynku reklamowane są takie perfumy albo mieszaniny feromonów, ale proszę zauważyć, że gdyby były naprawdę skuteczne, to osoba używająca perfum z feromonami nie mogłaby spokojnie przejść ulicą, a tak się przecież nie dzieje. Poza tym na to, jakie chemiczne sygnały generujemy wpływa nawet skład posiłku. Można jednak łączyć zapachy kojarzone z określoną sferą doznań, ale to coś, co wymyka się tylko chemicznej interpretacji.

- Ten stan zauroczenia długo trwa?
- Percepcja bodźców, czyli lapidarnie ujmując wzajemne "obwąchiwanie" trwa dość krótko. Potrzeba maksymalnie kilka godzin, aby nasz organizm wiedział, czy ktoś nam odpowiada czy nie. Kolejny, wczesny etap "zakochania" trwa maksymalnie do kilku miesięcy. W tym czasie także dzięki endorfinom i serotoninie czujemy się szczęśliwi, spełnieni i możemy "przenosić góry".

- Podobnie jak po zjedzeniu tabliczki czekolady. Niektórzy chemicy porównują do tego zakochanie.
- Bo efekty chemiczne są podobne. Zjedzenie czekolady też powoduje wzmożone wydzielane serotoniny i endorfin, czyli hormonu szczęścia. Proszę jednak pamiętać, że sama chemia nie jest gwarantem udanego, długiego związku. Zauroczenie mija, jeśli między ludźmi nie wytworzy się wyjątkowa więź.

- Ulżyło mi. Mówi się, że po dwóch latach większość par przechodzi kryzys. Tu też chemia ma zastosowanie?
- Mija hormonalne rozbuchanie organizmu. Przyzwyczajamy się także chemicznie, myślę tu o progu percepcji bodźców, do obecności ukochanej osoby. W tej sytuacji do wydzielenia większych ilości endorfin nie wystarcza już sama obecność, a nawet spojrzenie partnera. Potrzebujemy czegoś więcej: przyjaźni, poczucia bezpieczeństwa, żadne hormony tego nie zapewnią. Początek to chemia, dalej jest już tylko i aż miłość.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska