Chicago. Rządził tu Al Capone

Fot. Sebastian Wieczorek
W polskich sklepach w Chicago można kupić wszystko to, co jada się nad Wisłą. Nawet ruskie pierogi.
W polskich sklepach w Chicago można kupić wszystko to, co jada się nad Wisłą. Nawet ruskie pierogi. Fot. Sebastian Wieczorek
Nazywane jest "Wietrznym Miastem" albo "miastem gangsterów". Polacy mają tu swoje Jackowo, zwane też Dziadowem. Pod względem liczby żyjących w jednym miejscu rodaków Chicago to drugie - po Warszawie - "polskie" miasto.

Wizy

Wizy

Polacy, wybierając się do USA, muszą mieć wizę, bilet powrotny i wystarczającą na pobyt sumę pieniędzy. O wizy można się ubiegać w konsulacie USA w Krakowie, pod który podlega województwo opolskie. Osoby w wieku od 14 do 79 lat muszą poddać się procedurze pobrania odcisków palców wskazujących obu rąk za pomocą elektronicznego skanera. Najważniejsza jest rozmowa z konsulem. Udzielane odpowiedzi powinny przekonywać urzędnika, że nie zamierza się zostać na stałe w USA. O pozytywnym wyniku decyduje również znajomość języka angielskiego oraz zachowanie się kandydata.
Opłata za rozpatrzenie wniosku o wizę nieimigracyjną wynosi 131 USD. Ostateczną decyzję o wjeździe do USA podejmuje jednak urzędnik kontroli granicznej, na miejscu w USA. Warto o tym pamiętać, gdy będzie zadawał kolejne z serii przedłużających się pytań...

Chicago od zawsze znane było z olbrzymiej ilości emigrantów. Obok siebie żyją tu Amerykanie, ale również Włosi, Irlandczycy czy Polacy. Ogromna liczba naszych rodaków przyjechała tu w latach 20., a potem 60. Głównym ich skupiskiem są Belmont i Milwaukee. Ta ostatnia zwana jest też często Polakowem, Jackowem (od istniejącego tu parafialnego kościoła św. Jacka), a przez niektórych nawet dosadniej - Dziadowem.

Na Dziadowie prawie jak w domu
- Na Milwaukee Avenue byłem tylko chwilę, ale miałem wrażenie, że to rzeczywiście skansen polskości - opowiada Maciej Kumor z Opola, który w Chicago był dwa miesiące temu. - Czas zatrzymał się tam jakieś 15-20 lat temu. Wyposażenie biur jest mocno sfatygowane, a sklepy momentami wyglądają jak budy z targowiska.

No, a poza tym turysta z Polski w zasadzie nie czuje, że przeleciał ocean i jest w Ameryce.

- Idąc ulicą, dookoła słyszysz tylko język polski, widzisz polskie sklepy, napisy, instytucje - czujesz się właściwie jak we własnym kraju - mówi pan Maciej. - Żeby tu żyć, w ogóle nie trzeba znać angielskiego. W pełni tłumaczy to fakt, że niektórzy polscy emigranci, mieszkając w USA od 15 lat, nie potrafią w ogóle porozumieć się w języku angielskim...

W każdym polonijnym sklepie można tu kupić polskie artykuły, głównie gazety i żywność - nawet nasze ruskie pierogi. W Chicago ukazuje się "Dziennik Związkowy", najpopularniejsza gazeta wśród tutejszej Polonii. Większość stron zajmują w niej ogłoszenia dotyczące pracy czy możliwości wynajmu mieszkania.

- Dużo Polaków przeprowadza się podobno obecnie właśnie na ulicę Belmont - stwierdza opolanin. - Jest bardziej czysta i bezpieczna. A przy tym jest równie swojsko, jak na Jackowie. Też istnieje tam wiele polskich sklepów czy banków.

Kto chce uważniej prześledzić drogi polskich emigrantów w Chicago, powinien zajrzeć przynajmniej do jednego z polskich kościołów (a jest ich w Chicago kilkadziesiąt!) albo do założonego w 1937 roku Muzeum Polskiego w Ameryce.

Mieści się ono w samym sercu pierwszej polskiej dzielnicy, na terenie tzw. Starego Trójkąta Polonijnego tworzonego przez ulice Milwaukee, Ashland i Division. Najbardziej znaną i przyciągającą tłumy turystów, także tych wierzących w zjawiska paranormalne, jest sala Ignacego Paderewskiego. Zgromadzono w niej przedmioty przekazane placówce przez siostrę znakomitego polskiego pianisty i kompozytora, a także polityka i premiera polskiego rządu w roku 1919, oraz przez Buckingham Hotel, gdzie Paderewski mieszkał w ostatnich miesiącach życia. Według legendy jego duch ma nawiedzać chicagowskie muzeum. Są nawet tacy, którzy mieli mieć z nim styczność...

<

W polskich sklepach w Chicago można kupić wszystko to, co jada się nad Wisłą. Nawet ruskie pierogi.
(fot. Fot. Sebastian Wieczorek)

b>Słynne wiatry, politycy i gangsterzy
Mimo że Chicago leży na podobnej szerokości geograficznej co Polska, tutejsze zimy są zawsze bardzo chłodne. Lato natomiast jest tak gorące, że bez klimatyzacji trudno w mieście wytrzymać.

Przydomek "Wietrzne Miasto", który zyskało Chicago, wcale nie pochodzi jednak od tutejszych wiatrów. Choć silne podmuchy "The Hawk" - wiatru wiejącego znad jeziora Michigan, nad którym malowniczo rozpięte są chicagowskie drapacze chmur, dają się czasem we znaki.

- W ciągu dnia ludzie chętnie wypoczywają tu nad wodą, a nadmorska promenada i plaża jest popularnym miejscem wielu pikników - opowiada opolanin.

Przydomek ten metropolia zawdzięcza historii i dawniejszym jej politykom.
- Wywodzący się stąd mężowie stanu słynęli podobno z tego, że zmieniali swoje opinie właśnie jak "chorągiewki na wietrze"... - wyjaśnia Maciej Kumor.

Ale bardziej niż niekonsekwentni politycy miasto rozsławili bezwzględni gangsterzy.

Al Capone w latach 20. ub. wieku zajmował się tu przemytem alkoholu na ogromną skalę. Przez wielu zwany nieoficjalnym burmistrzem Chicago, dorobił się na prohibicji grubych milionów. Przez lata był nietykalny - wszelkie przekazy mówią o tym, że miał w garści całe miasto - od dzielnicowych gliniarzy po burmistrza. Lubił też życie w świetle kamer i nie stronił od rozgłosu wokół siebie. Największego doczekał się chyba po śmierci. Stał się bohaterem kilku filmowych produkcji.

- Strzelaniny uliczne za jego czasów rzecz jasna się zdarzały, ale nie były ponoć aż tak częste, jak pokazują je filmy nakręcone w Hollywood - śmieje się pan Maciej.

Kres jego działalności położyła w 1931 r. grupka działających pod przykrywką urzędników, pracujących na zlecenie rządu federalnego. Capone, syn włoskich emigrantów, wylądował w końcu w więzieniu za niepłacenie podatków.

Kolejną czarną sławą miasta był John Dillinger, rabuś i bandyta, napadający głównie na banki w końcówce lat 20. i na początku 30. Agenci FBI zastrzelili go w końcu przy wyjściu z kina. Tak jak Capone stał się bohaterem filmu. W obrazie "Wrogowie publiczni" zagrał go sam Johnny Depp.

Wszystko tu jest w rozmiarze XXL
W Chicago wszystko jest olbrzymie. Na przykład lotnisko O'Hare, będące drugim co do wielkości portem lotniczym na świecie. W mieście istnieje też największy węzeł kolejowy na zachodniej półkuli naszego globu. Przecina się tam 41 linii kolejowych, a w ciągu doby odprawianych jest ponad 1500 pociągów!

Jezioro Michigan jest wprawdzie "dopiero" szóstym co do wielkości jeziorem świata, ale za to tak monumentalnej wręcz panoramy drapaczy chmur nie ma żadne z pięciu pozostałych.

Pierwsze wieżowce, projektowane przez grupę chicagowskich architektów, powstały tuż po zniszczeniu miasta przez pożar w 1871 roku. Jest wśród nich znany "Home Insurance Buliding", "Realiance Building", czy imponujący "John Hancock Center".

- Na tarasie 103. piętra "Sears Tower", z którego roztacza się niezwykły widok na miasto, chyba każdy turysta uświadamia sobie, że aż tylu wieżowców, z których każdy jest jedyny w swoim rodzaju, nie ma nigdzie indziej - zapewnia Maciej Kumor.

Chicagowski "Sears Tower" to najwyższy budynek Ameryki (do 1997 roku, gdy powstał gigantyczny Petronas Twin Towers w Kuala Lumpur w Malezji, też najwyższy na świecie). "Sears Tower" liczy 435 metrów wysokości i ma 110 pięter. Kursują w nim 102 windy, w tym lokalne jeżdżące ze zwykłą prędkością i 14 ekspresowych, zatrzymujących się tylko na piętrach przesiadkowych.

- Ponoć w słoneczny dzień można z niego zobaczyć aż cztery sąsiadujące stany - opowiada Maciej Kumor. - Nie miałem tyle szczęścia. Ale zrekompensował mi to widok miasta, zwłaszcza że zapadał już zmrok i Chicago zaczynało się mienić milionami świateł i neonów.

Aby poznać miasto, najlepiej zaopatrzyć się w "City Pass", specjalny bilet na komunikację miejską, i wsiąść do jednej z kolejek. Sercem Chicago jest Downtown (Dolne Miasto), dzielnica ogromnych biurowców skupionych właśnie nad brzegami Michigan. Centrum Downtown - nazywane potocznie "Loop" (Pętla) otoczone jest przez malownicze tory kolejki miejskiej.

- To tutaj rozgrywała się część akcji pamiętnego filmu "Ścigany" z Harissonem Fordem w roli głównej - opowiada turysta.

Trzeba zwiedzać lądem i wodą
Spacerując ulicami w centrum Chicago, daje się odczuć specyficzny wielkomiejski klimat. Ulice tworzą wąwozy, do których nie dochodzi światło. Wokół są tylko szerokie chodniki z dużych betonowych płyt, wysokie krawężniki, parkometry, stylowe latarnie, eleganckie wejścia do biurowców i ekskluzywne sklepy.

- Chicago to kulturalne i finansowe centrum Ameryki - stwierdza opolski globtroter. - W śródmiejskiej dzielnicy "Loop" mieszczą się filie największych amerykańskich firm oraz giełdy towarowe, których obroty stanowią jedną trzecią światowego handlu produktami rolnymi i przemysłowymi.

Główną ulicą miasta jest reprezentacyjna Michigan Avenue, a tuż obok ciągnie się słynna aleja zwana Magnificent Mile (Wspaniała Mila).

- Istniejące na niej sklepy należą do najbardziej ekskluzywnych i najdroższych na świecie - wyjaśnia Maciej Kumor. - Najsłynniejszym jej budynkiem jest natomiast "Tribune Tower", wieżowiec będący redakcją dziennika "Chicago Tribune". W jego fasadę wmurowano fragmenty wielu słynnych budowli - opactwa Westminster, piramidy Cheopsa czy indyjskiego cudu świata - świątyni Taj Mahal.

Będąc w Chicago, koniecznie trzeba się wybrać w rejs statkiem po rzece Chicago.

- Ma charakterystyczny zielony kolor - wyjaśnia pan Maciej. - Oddziela centrum biznesu od bogatej dzielnicy North Side, części handlowej i rozrywkowej Chicago.

Miastem zachwyceni będą miłośnicy sztuki i kultury. Pod względem ilości muzeów znajduje się ono na drugim miejscu w Stanach Zjednoczonych, po Nowym Jorku. Każdego dnia wszystkie te placówki odwiedza ponad 60 tysięcy osób. Warto zajrzeć chociażby do Instytutu Sztuki, czyli "Art Institute of Chicago", gdzie na bieżąco odbywają się wystawy i wydarzenia kulturalne.

- Będąc w Chicago, nie można też nie zobaczyć gigantycznej rzeźby Picassa, która ma 15 metrów wysokości, i nie odwiedzić chińskiej dzielnicy - choćby po to, by skosztować specjałów tamtejszej kuchni - zachęca mieszkaniec Opola.

Zobacz siebie w krzywym zwierciadle
W centrum miasta znajduje się z kolei Millennium Park, a w nim sporo dzieł sztuki współczesnej - w tym 100-tonowa lustrzana kula "Cloud Gate".

- Turyści przyjeżdżający do Chicago muszą się w niej obowiązkowo przejrzeć, choćby po to, żeby zobaczyć siebie w nienaturalnych proporcjach, bo lustro bardzo zniekształca - śmieje się Maciej Kumor. - Tuż obok stoi fontanna "The Crown Fountain", która składa się z dwóch wież. Na bokach każdej z nich są olbrzymie ekrany, a na nich na przemian z płynącą wodą wyświetlane są... uśmiechnięte twarze mieszkańców miasta. Skąd są te zdjęcia - trudno powiedzieć. Pewnie z jakiejś akcji promocyjnej. W każdym razie wrażenie jest niesamowite!

Fani sportu z kolei mają okazję zobaczyć w Chicago na żywo mecz legendarnej drużyny Chicago Bulls, jednej z najlepszych w historii światowej koszykówki. Choć zdobycie wejściówek na jakiekolwiek ich spotkanie może się okazać zadaniem ponad możliwości przyjezdnych... Sława i miłość mieszkańców miasta do "Byków" jest jednak ogromna. Ich była gwiazda, Michael Jordan, kilka lat temu dostał nawet złote klucze do miasta.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska