Chłód kociej łapy

Lina Szejner
Na Zachodzie podobno małżeństwa wychodzą z mody. Tak głoszą entuzjaści wszystkiego, co przychodzi do nas Stamtąd.

Od hamburgera po Halloween zamiast Wszystkich Świętych. Teraz w modzie jest kocia łapa. Nikt w świecie cywilizowanym tego tak oczywiście nie nazywa. Konkubinat też nie brzmi wielkoświatowo. Bardziej elegancko mówi się o takim nie-małżeństwie: związek bez żadnych zobowiązań. W wolnym tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: dopóki się kochamy, twoja szczotka do zębów może stać w naszej wspólnie wynajmowanej łazience. Jak stwierdzimy, że nam ze sobą w tym jednym mieszkaniu za ciasno, wyprowadzamy się. Każde do innego lokum i zaczynamy wszystko od początku. Entuzjaści wskazują na zalety takiego związku, w którym za największą uważa się to że nie trzeba publicznie prać brudów przy rozwodzie i nie daje się przy podziale majątku zarobić adwokatom. Wspólnego dorobku po prostu nie ma. Każdy "członek związku" wynosi tylko swoją walizkę z osobistymi rzeczami.
Nie wiem, jak to naprawdę wygląda, ale coś mi się zdaje, że przynajmniej jedna ze stron chciałaby przeżyć przysięgę wierności aż po grób, bo wierzyłaby, że z drugiej strony przynajmniej w tym momencie jest to rodzaj poważnej deklaracji.
Dlaczego tak sądzę? Ponieważ uważnie obserwuję rzeczywistość i widzę, że nawet w dobie marzeń o wakacjach w kosmosie, ludzie tęsknią do siebie nawzajem. Państwo ich oszukuje, pracodawca nie szanuje, politycy zdradzają, więc trzeba mieć na tym świecie kogoś, komu po prostu się ufa. Dotyczy to nie tylko nas, ale wszystkich innych nacji. Taka potrzeba tkwi w każdym człowieku, niezależnie od tego, czy mieszka on w Opolu czy w Nowym Jorku.
Wystarczy przypomnieć sobie, czego najbardziej pragnie bohaterka kultowej książki współczesnych kobiet Bridget Jones. Przecież na każdej stronicy dawała wyraz swoim najważniejszym marzeniom, którymi był kochający (ją, a nie inną!) mężczyzna.
W podobnym duchu utrzymana jest powieść Katarzyny Grocholi pt. "Nigdy w życiu". Porzucona kobieta przez całą książkę szuka i znajduje (na ostatniej stronie) swojego mężczyznę.
Myli się ten, kto uważa, że tego typu potrzeby dotyczą tylko kobiet, tych młodych i "posuniętych w latach". Otóż nie tylko. Wystarczy otworzyć internet, by zobaczyć, że i mężczyźni szukają tam swojej drugiej połowy. Mniej jest tam tych w późniejszym wieku tylko dlatego, że ci, którzy mają po "- dziesiąt lat", to albo żyją w niemodnych małżeńskich związkach i nie szukają kandydatki do zmian, albo już ich nie ma, bo podobno starsi kawalerowie i rozwodnicy żyją o wiele krócej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska