Chłopakowi wszystko mówię

fot. Sławomir Mielnik
Wicemistrzyni Polski w karate czas wolny spędza w sklepach, korzystając z przecenowych okazji.
Wicemistrzyni Polski w karate czas wolny spędza w sklepach, korzystając z przecenowych okazji. fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Aleksandrą Radziewicz z Opola, wicemistrzynią Polski w karate

W tym roku uzyskała promocję na IV rok filologii angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Od 10 lat uprawia karate w Opolskiem Klubie Karate Kyokushin. Robi to ze znakomitym skutkiem, bowiem przed rokiem zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy. W Polsce już dwa razy sięgała po srebrne medale mistrzostw kraju seniorek (raz gdy jeszcze była juniorką). Była też drugą zawodniczką roz-grywanych w Nowym Jorku Mistrzostw Obu Ameryk. Jest panną, ma chłopaka Bartka.

- Spotykamy się w ogródku piwnym w Rynku. Chłopak nie ma za złe, że w tym czasie nie pichci mu pani czegoś dobrego w kuchni?
- Nie. O wszystkim wie, jest świadomy, że się umówiliśmy służbowo.

- A gdybyśmy się umówili prywatnie?
- Myślę, że też nie miałby pretensji. Ale nie zdarza mi się umawiać z chłopakami za jego plecami.

- Przyjaciele wołają na panią Sandra. Czyżby była pani wielbicielką gwiazdy z wylewającym się biustem i ryczącej do mikrofonu: "boys, boys boys"?
- Nie. Rodzina skróciła moje imię Aleksandra do Sandry i od najmłodszych lat już tak zostało. Nikt do mnie nie mówi Ola, może z wyjątkiem wykładowców i osób, z którymi się znam na bardziej formalnym gruncie. Na Olę rzadko reaguję.

- Jest pani osobą samodzielną?
- (???) Staram się...

- Słyszałem, że w wieku 4 lat "zerwała" się pani spod opieki starszych kuzynek?
- Faktycznie, pewnego dnia byłam pod opieką kuzynek, które mieszały niedaleko naszego domu. I bardzo zdenerwował mnie fakt, że zamiast się mną zajmować, skupiły się na gronie swoich znajomych. Lubię być w centrum uwagi, dlatego nie spodobała mi się zaistniała sytuacja. Postanowiłam wrócić do domu. Jak na małą dziewczynkę miałam spory kawałek do przejścia, ale pomyślałam, że sama dojdę. I właściwie udało się! Pod samym domem złapała mnie znajoma mojej mamy.

- Od tamtej pory zawsze bierze pani sprawy w swoje ręce?
- Można tak powiedzieć, tym bardziej, iż sytuacja życiowa sprawiła, że dość szybko musiałam się usamodzielnić. Po śmierci taty dużo obowiązków domowych spłynęło na brata i na mnie. Potem przyszła powódź, która zniszczyła nasz dom. Nie było więc łatwo. Dużo więcej ciężaru przejął na swoje barki brat, ja wtedy byłam jeszcze za mała, ale usamodzielnić się musiałam.

- Samozaparcie i twardy charakter to cechy, który sprawiły, że od 10 lat uprawia pani sport walki, z natury przypisany mężczyznom?
- Na wybór dyscypliny nie miały wpływu cechy charakteru. W ten sport wciągnął mnie brat, wziął mnie na swoje zajęcia i tak zostało. Jako dziecko, przez pięć lat, uprawiałam tenis. Grałam dosyć dużo, ale nie znalazłam w tym sporcie większej satysfakcji. Nie sprawiał mi takiej przyjemności, jak treningi karate.

- W tenisie nie znalazła pani satysfakcji, a co takiego przyjemnego jest w karate. To, że można komuś dokopać?
- Rzadko mi się zdarza komukolwiek dokopać, nie postrzegam tego w tych kategoriach. Tenis jest sportem dosyć monotonnym. Robi się ciągle to samo, w zasadzie pracuje tylko jedna strona ciała. Karate jest bardziej urozmaicone. To sport dla wszystkich, dla tych którzy lubią się bić, ale i dla tych, co nie przepadają za bijatyką. Ja nie jestem osobą agresywną i nie przepadam za takim ujściem energii. Lubię się zmęczyć, a trening w karate jest bardzo różnorodny, daje mi wielkie pole do popisu.

- Zdarzało się, że stawać w obronie Bartka?
- Nie, on jest dużo większy i silniejszy ode mnie. Nie było też sytuacji, w której on stawał w mojej obronie.

- Nie boi się pani uszczerbku na zdrowiu i urodzie?
- Kontuzje się zdarzają, ale drobne. Złamanie palca, zwichnięcia, odbicia. Często mam siniaki, co w porze wakacyjnej czasem wywołuje szok u ludzi, którzy mnie nie znają.

- Myślą: "zupa była za słona"...
- Kiedy idę z chłopakiem i mam bardzo poobijane ręce albo nogi, to wszyscy się krzywo na niego patrzą.

- Nie żal, kiedy rówieśniczki gnają do salonów piękności na zestaw mani, pedi i innych kirów, a pani w tym czasie pędzi do sali gimnastycznej okładać chłopaków?
- W młodszym wieku: w szkole podstawowej i średniej, sprawiało mi to duży problem. Brakowało czasu dla siebie i przyjaciół. Codziennie mam treningi, czasami dwa razy dziennie, soboty i niedziele również są zajęte. Dlatego wcześniej był to dla mnie pewien kłopot. Teraz i ja i znajomi się do tego przyzwyczailiśmy. Jeśli chcemy się spotkać to przyjaciele się do mnie dopasowują.

- I na wyjście do kosmetyczki też znajdzie pani czas?
- Nie chodzę do kosmetyczki. Zajmuje się sobą sama, nie mam potrzeby chodzenia do salonów piękności. Do fryzjera wychodzę raz na trzy miesiące i to wszystko.

- Karate i sport to chyba nie jedyny sposób na życie? Jak sobie wyobraża pani dalsze lata, w czym chciała by się spełnić?
- Koncentruję się na najbliższym roku. Zależy mi na dobrym poprowadzeniu dodatkowej grupy treningowej. Poza sportem, uczę się i daję korepetycje z języka angielskiego, w ten sposób dorabiam. Zdarza mi się również tłumaczyć strony internetowe. Łapię się różnego rodzaju zajęć, w zależności od chwili. Nie mam stałej pracy, ale uczę się i uczę innych, trenuje i trenuje innych.

- Podobno językiem angielskim posługuje się pani nie mniej zręcznie niż polskim.
- To byłaby gruba przesada. Jestem studentką anglistyki więc język muszę znać. Staram się uczyć angielskiego tak jak karate: dosyć systematycznie i poszerzać swoje horyzonty dodatkową lekturą, czy rozmową lub korespondencją z kimś dla kogo angielski jest językiem ojczystym. Ale daleko mi do ideału.

- Wokół dobrej znajomości języka chce pani budować swoją przyszłość?
- Bardzo bym chciała zostać na uczelni. Mój brat robi doktorat i chciałabym pójść w jego ślady. Dużo zależy ode mnie, ale nie wszystko. Czas pokaże jaka będzie aktualnie sytuacja na uczelni.

- Jeśli już zdarzą się chwile wolnego to lubi pani poleniuchować?
- Preferuję aktywny wypoczynek: lubię pływać, spacerować, zimą pojeździć na łyżwach. Na nartach jeszcze nie jeżdżę, ale to kolejny cel. Gdy brat szusuje po trasie, to mi dogryza, że ja nie potrafię tego robić. Dlatego muszę się nauczyć. I jak każda kobieta, gdy tylko mam chwilę wolnego to lubię połazić po sklepach. Uwielbiam wszelkiego rodzaju promocje i przeceny. Zdarza mi się cały dzień poświęcić na bieganie po sklepach.

- Ale chyba nie opolskich. Od kobiet będących z temacie wiem, że w Opolu nie specjalnie można poszaleć.
- Faktycznie, ale to akurat mi ułatwia sprawę. W ciągu dwóch trzech godzien mogę przelecieć wszystkie sklepy i na bieżącą wiem co się dzieje. We Wrocławiu byłoby to niemożliwe, a ja nie mam czasu, by przez kilka dni chodzić po sklepach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska