Chodzi lisek koło drogi...

Redakcja
Rude przechery pustoszą kurniki, szarogęszą się wokół domów, zaglądają nawet do okien. "Te zwierzęta w końcu nas zjedzą!"- skarżą się ludzie.

Pani Agata mieszka w samym centrum wsi, wokół sklepy, niedaleko urząd gminy. - Nawet do takiej cywilizacji lisy wchodzą - kręcą głową sąsiedzi pani Agaty. - Jeszcze trochę, a te zwierzęta nas zjedzą.
W ogrodzie,koło domu stoi namiot - syn pani Agaty, Marcin, oraz jego rówieśnicy lubią się w nim bawić, ganiać się po ogrodzie. Ale nie tylko dzieci bywają w tym ogrodzie.
- Miałam zaprowadzić Michałka do przedszkola. Już byliśmy gotowi do wyjścia. Złapałam za klamkę drzwi i... zamarłam - wspomina kobieta.
Drzwi są częściowo przeszklone, pani Agata, spojrzawszy przez szybę, dostrzegła, że na schodach prowadzących do domu siedzi lis.

- Siedział jak gdyby nigdy nic, przyglądał się nam przez szybkę. Baliśmy się wyjść, bo przecież lis może pogryźć. Trzeba było zorganizować całą akcję ratunkową. Dzwoniłam do nadleśnictwa. Stamtąd przysłali posiłki - człowieka uzbrojonego w wielki kij. On przegnał lisa, choć zwierzę wcale nie wyglądało na specjalnie przestraszone - wspomina kobieta.
W okolicy można nasłuchać się wielu opowieści o lisach: co to zaglądają przez okna do domów i straszą psy w budach, o tych, które potrafią otworzyć zamknięte na klamkę i podparte deską drzwi, i o takich, które w ciągu nocy potrafią zadusić i wywlec z kurnika 25 kur.

- Roz mi lis wzioł dwadzieścia pięć kur. Jak amen w pacierzu. I to w biały dzień, w niedzielę. Ino do kościoła poszłam. Jak wróciłam, to już było po pogromie - mówi Łucja Kupke z Marszałek koło Turawy. - Lisy to chytre bestie są. One zwąchują, kto jest w domu, a kto nie. Sama widziałam, jak szedł drogą i patrzył w okna gospodarstw, jakby szacował: tu są ludzie, a tu nie. Jak przechodzi pod mymi oknami, to stukam w szybę, aby go przestraszyć. Ale on nic z tego sobie nie robi, idzie dalej.
Rozalia Jagusz nie tak dawno straciła z kurnika niemal wszystko, co tam żyło:

- Cholernik lis zjadł mi trzynaście kurów. I kaczkę! I kaczora na dodatek - mówi z pewnym podziwem w głosie. - Lis jest cwany, nie darmo zwie się lis. Ino pióra zostawił na podwórku i żadnych więcej śladów. Teraz muszę jaja na targu kupować.
W Marszałkach według lisów można ustawiać zegarki. Codziennie wieczorem około 20.00 na boisku pojawia się ruda kita. Lepiej w tym czasie ptactwo mieć już zamknięte w kurniku i to na cztery spusty.
- W mojej zagrodzie lis porwał koguta, i to kilka godzin po tym, jakżem tego koguta przywiozła. Ładny był ptak - ozdobny, cudnie prezentował się w zagrodzie. No i lisowi też przypadł do gustu - mówi pani Aniela, mieszkająca w zadbanym domku przy ulicy Bukowej w Marszałkach.
Lisy w tej chwili wyprowadzają młode. Młode liski są dość duże, ale jeszcze niesamodzielne. Mają za to spory apetyt. Lisice muszą je wykarmić - stąd tak energicznie polują. A najłatwiej jest upolować domowe, bezbronne ptactwo.

- Zawsze tak było, że lisy dusiły kury. Ale nigdy nie były aż tak bezczelne, nie podchodziły ludziom pod drzwi - mówi pani Aniela. - Ale tak to jest, jak się człowiek miesza w prawa natury.
Od 1997 roku na terenie Opolszczyzny zrzucane są szczepionki przeciwko wściekliźnie. Szczepionki nie tylko przyczyniły się do likwidacji zjawiska wścieklizny na Opolszczyźnie. Polepszyły też ogólną kondycję lisów, co wpłynęło na wzrost ich populacji
- Dzięki akcji zrzucania szczepionek, od listopada 1997 roku nie stwierdziliśmy ani jednego przypadku wścieklizny. Raz tylko jednego z lisów znalezionych na pograniczu polsko-czeskim podejrzewaliśmy o tę chorobę - mówi wojewódzki lekarz weterynarii, Wacław Bortnik.
Wojewódzki lekarz weterynarii zdaje sobie sprawę z tego, że populacja lisów nagle wzrosła i że zwierzęta te coraz odważniej poczynają sobie w ludzkich gospodarstwach.

- Ale uważam, ze należy wybrać mniejsze zło. Dzięki naszej akcji szczepienia, nie mamy takich problemów, jakie są na wschodniej ścianie Polski. Na Mazurach wściekły kot, który miał prawdopodobnie wcześniej kontakt z lisem, pogryzł swą właścicielkę, która zmarła - mówi Wacław Bortnik.
Uważa, że problem lisiej nadwyżki mogliby rozwiązać myśliwi. W tej chwili jednak obowiązuje zakaz odstrzału lisów.
- Ostatecznie zaczniemy się sami bronić, stawiać pułapki na lisy. Tylko wtedy będą nas karać za kłusownictwo? - mówią mieszkańcy Turawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska