Chorego i piórko uwiera

Redakcja
Bardzo dobra proteza kosztuje 20 tysięcy. 3 tysiące daje NFZ, resztę trzeba mieć.
Bardzo dobra proteza kosztuje 20 tysięcy. 3 tysiące daje NFZ, resztę trzeba mieć. Paweł Stauffer
W pracowni ortopedycznej w Korfantowie stoi kowadło. Na pniaku, jak przystało na kowadło. Trochę przypomina to kuźnię, a nie zakład, gdzie dopasowuje się ludziom sztuczne ręce i nogi.
Aniela Bidzińska: – Pasy krępujące do izby wytrzeźwień to nasza uboczna produkcja.
Aniela Bidzińska: – Pasy krępujące do izby wytrzeźwień to nasza uboczna produkcja.

Aniela Bidzińska: - Pasy krępujące do izby wytrzeźwień to nasza uboczna produkcja.

Zdzisław Bochenek, szef spółki pracowniczej, ma głęboką świadomość tego, że w czasach, gdy inwalidom przykręca się do tułowia biotoniczne ręce, połączone z mózgiem podskórnymi elektrodami, na dodatek dwukierunkowo, taki widok może wzbudzić zaciekawienie reportera. Tym bardziej że gdy schodziliśmy do warsztatu, mijaliśmy na schodach serię fotografii.

Uśmiechnięty od nausznika do nausznika hokeista, wędkarz promieniejący radością, golfista z twarzą, jakby go aniołowie nieśli do nieba. A wszyscy zamiast nogi - prawej lub lewej - mieli futurystyczną protezę, taką jakby kurzą łapę zmajstrowaną w kosmicznym laboratorium. Taka kończyna potrafi czasem więcej niż naturalna.

A tu nagle - kowadło. Więc pan Zdzisław spieszy z wyjaśnieniami:
- Technika techniką, nauka nauką, a ręki rzemieślnika nic nie jest w stanie zastąpić od setek lat. Bo ręka to najdoskonalsza maszyna. Dlatego bardzo często protezę trzeba najpierw wyklepać na kowadle. Bo inaczej się nie da, tak zdeformowane jest ciało.

Oczywiście klepie się szkielet z metalu, na który przychodzi potem obudowa. Klepie Ryszard Grulich. Od 40 lat. Jego zdolnościom zawdzięcza swój komfort dobrych kilka tysięcy ludzi.
- Proszę pana, to są tak delikatne sprawy, że czasem chorego piórko uwiera. I wtedy wkraczam do akcji z młotkiem. Inaczej się nie da - tłumaczy pan Ryszard.

Pomalowała nawet paznokcie

Czesław Dębowski  fachu uczył się u samego Trockiego.Nie tego pomagiera Lenina, ale słynnego opolskiego szewca z lat 50.
Czesław Dębowski fachu uczył się u samego Trockiego.Nie tego pomagiera Lenina, ale słynnego opolskiego szewca z lat 50.

Czesław Dębowski fachu uczył się u samego Trockiego.Nie tego pomagiera Lenina, ale słynnego opolskiego szewca z lat 50.

W 2013 roku Narodowy Fundusz Zdrowia zapłacił za 13 227 amputacji. Zdaniem ekspertów za drugie tyle zabiegów chorzy zapłacili z własnej kieszeni. Najczęstszą przyczyną amputacji nóg są cukrzyca i miażdżyca.

A gdzie ręce? Gdzie amputacje powypadkowe? I po co to wyliczać? Bo tam, gdzie popyt, tam podaż. Ktoś te protezy musi teraz robić.

O, weźmy ręce. Niedawno zakład odwiedziła góralka spod Żywca. Krewka, energiczna i wściekła. Bo jej w Tarnowskich Górach przykręcili do tułowia męską rękę. Damskich akurat nie było. Początkowo nie spostrzegła się, wiadomo, dłonie góralki bywają szorstkie, krzepkie, bochnowate. Ale gdy się ludziska na wsi zaczęły śmiać, przyjrzała się swojej protezie. I trafił ją szlag.

Ktoś góralce poradził, że w Korfantowie na Opolszczyźnie jest taki pan, który robi ręce jak żywe. I się nazywa Józef Cwynar.

- Zrobiłem jej taką rękę, że nic, tylko klękać i całować twoją dłoń, madame - chwali się Józef Cwynar, jeden z filarów spółki pracowniczej, której szefuje Zdzisław Bochenek. - Przy mnie pomalowała sobie nawet na tej protezie paznokcie.

A jak góralka straciła swą naturalną rękę? Na pile tarczowej, gdy cięła drzewo na zimę. Zapamiętano ją w Korfantowie dobrze. Podobnie jak pewnego twardziela, który przyjechał tu do nich pekaesem z daleka i na kolanach obwiązanych szmatami. Poniżej kolan nie miał nic. To znaczy, wcześniej miał - dwie zgrabne drewniane protezy, które jednak połamał, taki miał rozrywkowy żywot.

Pan Józef pokazuje z dumą to, nad czym właśnie skończył pracę: malutka nóżka i noga szpotawa, na dodatek krótsza o 13 centymetrów od zdrowej. Tak, mimo że nie ma wojny, nieszczęścia wciąż chodzą po ludziach. Nawet swą technologię pan Józef nazywa przedwojenną, w czym nie ma żadnej przygany, bo wiedza ortopedyczna jest ponadczasowa. Mimo kosmicznych osiągnięć firm na Zachodzie.

Ofiary dobrobytu

Ryszard Grulich klepie szkielety protez od 40 lat.
Ryszard Grulich klepie szkielety protez od 40 lat.

Ryszard Grulich klepie szkielety protez od 40 lat.

- Pamięta pan lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte? - pyta mnie Zdzisław Bochenek i sam sobie odpowiada: - Wtedy po ulicach, pod kościołami pełno było inwalidów wojennych. Bez rąk, bez nóg, z drewnianymi kulami, z dłońmi z brązowej skóry, jakby w rękawiczce, z wystruganymi topornie z drewna protezami nóg. Tu był, niestety, Wschód i to było widać po tych kalekach. A potem nagle zniknęli…

Rzeczywiście, w latach 80. Tych topornych pirackich protez, zwanych też przez ludzi z branży "napoleońskimi", było na ulicach jakby mniej. Inwalidzi wojenni wymarli, a nie pojawili się nowi.

- A wie pan czemu? - pyta znów Bochenek. - Bo ubóstwo było. Cukier na kartki, skromne żarcie. Nie zdążyły się wytworzyć choroby cywilizacyjne takie jak cukrzyca na przykład. To się stało dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Obfitość produktów, słodycze, śmieciowe żarcie, tani alkohol. I znów przyszedł popyt na usługi takie jak nasze.

Tyle tylko, że lata 90. to także zapaść w służbie zdrowia. Chaos własnościowy, przekształcenia nie zawsze mądre, bieda z nędzą. Ponieważ słynny na całą Polskę korfantowski szpital, ta mekka polskiej ortopedii, też zaczął cienko prząść, pracownię protez wygnano na własne utrzymanie. Teraz pod nazwą Zakład Sprzętu Ortopedycznego i Rehabilitacyjnego radzi sobie ona w jakichś warsztatach po rolnikach. Funkcjonuje jako spółka pracownicza, której prezesem jest Zdzisław Bochenek.

- My ciągniemy całkiem nieźle już piętnasty rok, a szpital, choć lżejszy o nas, nadal dołuje - powiada prezes. A potem przechodzi do nowinek. Noga na pilota z elektrycznym kolanem - 100 tysięcy złotych. Idziesz sobie i naciskając guziki w kieszeni płaszcza, dyktujesz nodze, czy ma przyśpieszyć czy zwolnić. Hydrauliczne kolano - koszt podobny. Albo takie coś:

Naukowcy w szwajcarskiej Lozannie opracowali prototyp protezy dłoni wykorzystującej do sterowania palcami tak zwane minipotencjały, czyli impulsy elektryczne z mięśni. Wygląda to tak, że na protezie umieszczono serię czujników, które podyktują jej to, co pomyśli głowa. Podaj książkę? Proszę bardzo. Napełnij szklankę? Już się robi. Oczywiście, przesyłanie informacji jest dwustronne, co oznacza, że gdy proteza dotyka jakiegoś przedmiotu, mózg jest o tym informowany bezbłędnie. Mokre, suche, gorące lub zimne - do mózgu trafia taki właśnie sygnał (lecz bez bólu).

Lub jeszcze coś lepszego: naukowcy z Pittsburga w USA wymyślili mechaniczną rękę sterowaną przez mózg pacjentki, tyle że… sparaliżowanej. Jak czytamy w internecie, podczas testu protezy kobieta zjadła czekoladę, ser i trufle. Jedzenie do ust podawała sobie za pomocą mechanicznej ręki. Mechanizm poruszany jest za pomocą impulsów płynących z mózgu. Komputerowy algorytm tłumaczy sygnały wysyłane przez mikroelektrody wszczepione do kory mózgowej. Takie dane są natychmiast zamieniane w ruch protezy. - Nie mogę przestać się uśmiechać. To jest takie fajne. Nie przesuwałam żadnych rzeczy od 10 lat - powiedziała pacjentka, chora od lat na zwyrodnienie mózgu.

Chodziliby po ulicach boso

Józef Cwynar w tym fachu jest artystą, znanym w całej Polsce.
Józef Cwynar w tym fachu jest artystą, znanym w całej Polsce.

Józef Cwynar w tym fachu jest artystą, znanym w całej Polsce.

A zaraz po rozmowie o nowinkach technicznych schodzimy do warsztatu pana Czesława Dębowskiego. To ostatni żyjący mistrz szewstwa ortopedycznego na Opolszczyźnie. Taki normalny szewc, tyle że z medyczną wiedzą z dziedziny ortopedii. I to z jaką wiedzą. W jednym w pomieszczeń zakładu wisi jego zawodowy dyplom wraz z fotografią z lat 60. Wtedy "bitels", dziś poczciwy dziadzio. Tylko wąs wciąż ten sam.
Pan Czesław pozuje nam na tle regału z kopytami. Każda taka para kopyt to jedno ludzkie nieszczęście. Mistrz spojrzy tylko na kopyto i już widzi właściwą twarz, słyszy konkretny głos. Robi inwalidom buty już od 50 lat. Wyjściowe, domowe, na uroczystości. Buty zdzierają się, stąd tak ważne te kopyta, które są jak indywidualne odlewy stóp. Ludzie przyjeżdżają tu z całej Polski. Bez wiedzy pana Czesława chodziliby boso. Bo mają stopy, na które nie wejdzie żaden sklepowy but.

- Robię pięćdziesiąt par miesięcznie - mówi pan Czesław. - Fachu uczyłem się od samego Trockiego. Nie, nie tego pomagiera Lenina, tylko mistrza szewstwa, u którego sam najpierw byłem pomagierem. On miał zakład na Mondrzyka, dziś Osmańczyka, w latach pięćdziesiątych słynny na całe Opole.

Do mego ucha nachyla się Zdzisław Bochenek: - Ja naprawdę nie mam pojęcia, co zrobię, gdy pan Czesio ucieknie mi na emeryturę.

Sobie samemu buty pan Czesław robi także. - Tak można powiedzieć - śmieje się, zapytany. - Można powiedzieć, że to najwygodniejsze buty na świecie. No i najtańsze.

Nieopodal warsztatu pana Czesława dwie kobiety składają na kupę jakieś dziwne pasy, jak dla ciężarowców.
- To nasza produkcja uboczna - tłumaczy Aniela Bidzińska. - Pasy krępujące do izb wytrzeźwień i szpitali.

Każde ciało ma swoje fochy

Technika techniką, ale ręki fachowca nic nie zastąpi.
Technika techniką, ale ręki fachowca nic nie zastąpi.

Technika techniką, ale ręki fachowca nic nie zastąpi.

Szef zakładu podkreśla, że wszyscy jego pracownicy to mistrzowie nie lada.

- Robienie protezy to nie jest skręcanie mebelka z Ikei. Każdy organizm jest inny, każde ciało ma swoje fochy. Tego się trzeba nauczyć, a to zajmuje wiele, wiele lat.

A skoro mowa już o Szwedach, to jedna z tamtejszych wytwórni protez ma pod swoją opieką naszego Jasia Melę, beznogiego zdobywcę lodowych pustkowi. Jak mówi Zdzisław Bochenek, to bezcenny dla nich nabytek. W skrajnych pogodowych warunkach testuje to, co ich naukowcy wymyślą w laboratoriach. Całą elektronikę dźwiga na plecach.

- Nie ma nic za darmo na tym świecie - kiwa głową pan Zdzisław.

A za ile wobec tego można mieć przeciętną polską protezę? Taką, która nie uwiera, a pomaga chodzić? Bardzo dobra kosztuje 20 tysięcy, odpowiada Bochenek. 3 tysiące daje NFZ, 3 tysiące można wyciągnąć z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Resztę trzeba dopłacić samemu. Taka proteza chodzi jakieś 5-6 lat. Czasem do protez dokładają też fundusze samorządowe, ale tylko tym, którzy mają robotę. Tylko gdzie jajo, gdzie kura. Jak znaleźć robotę, nie mając nogi, żeby móc ją sobie wstawić? Polska…

Starzy ludzie nie tęsknią jednak za nowinkami. Chcą protez tradycyjnych, tych wszystkich drewnianych rąk w brązowych rękawiczkach, zwisających bezwładnie u boku. Albo skórzanych brązowych butów, które odróżniają się od buta ze sklepu na nodze zdrowej.

- To trochę jak z używaniem samochodu. Starszą osobę stać czasem na jakiś współczesny model, ale zarzyna z uporem trzydziestoletniego malucha - tłumaczą mi w Korfantowie. Młodzi przystosowują się szybciej. Chcą nowinek, chcą ukryć swe kalectwo. Chcą chodzić po górach jak jeden z pacjentów zakładu z Głuchołaz, który nie mając nóg, prowadza po szlakach drużynę harcerską.

Bywają też zamówienia ekstrawaganckie. Bezręki spawacz chciał dodatkowej protezy z uchwytem na elektrodę, mechanik chciał mieć hak i kółko, a brydżysta takiego układu palców w swej protezie dłoni, żeby mógł zmieścić w niej 13 kart.

W Korfantowie pełną parą idzie też produkcja gorsetów, bo coraz więcej dzieci rodzi się z krzywym kręgosłupem.

- Odginamy je jak drzewko w ogródku - tłumaczy pan Zdzisław.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska