Chrześcijaninie, wyjeżdżaj albo giń

sxc.hu
sxc.hu
- W Egipcie można postawić meczet pod oknami chrześcijan, nie pytając ich o zdanie. Ale żeby pomalować ściany na chrześcijańskiej plebanii, trzeba zebrać trzynaście zezwoleń. Myślę o przyszłości Europy z niepokojem - dr hab. Michael Abdalla z Katedry Orientalistyki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

- Pierwszego stycznia 2011 eksplozja przed koptyjskim kościołem w Aleksandrii zabiła 21 chrześcijan, a 97 osób raniła. To zdarzenie wyjątkowe czy codzienność chrześcijan w Egipcie?
- Niestety, ataki na nich od kilku lat są w tym kraju codziennością. Ta masakra miała charakter symboliczny. Przeprowadzono ją dokładnie rok po podobnym zamachu. Wtedy pod świątynię podjechały samochody i do wychodzących z kościoła chrześcijan zamachowcy otwarli ogień. Wymowa obu tych ataków jest oczywista: nie szanujemy waszych świąt ani uczuć. Zamienimy waszą radość w smutek. A ostatecznie: wyjeżdżajcie stąd. Nie ma tu dla was miejsca. Władze egipskie zapewniają, że nie mają z tymi zamachami nic wspólnego. Po ataku w Aleksandrii jeszcze przed zakończeniem dochodzenia ogłoszono, że to byli nie Egipcjanie, ale terroryści z zewnątrz. Ale egipscy chrześcijanie na swoich stronach internetowych skarżą się na ciche przyzwolenie władz na prześladowania.

- Jak często w krajach islamskich chrześciajnie są zmuszani do emigracji?
- Żądania, by chrześcijanie się wynosili, można usłyszeć w niejednym meczecie i przeczytać na wielu islamskich stronach internetowych. Niedawno grupa chrześcijan Asyryjczyków w Bagdadzie usłyszała od agresorów wprost, że muszą wyjechać, bo ich działalność nie jest zgodna z prawem muzułmańskim. W ten sposób przygotowuje się grunt pod powstanie jednorodnych państw muzułmańskich, bez innowierców. Naturalnie nie wszyscy wyznawcy islamu tak postępują, ale wiele takich radykalnych grup działa. Chrześcijanie reagują różnie. Jedni przymuszeni lufami karabinów wyjeżdżają albo w rejony, gdzie chrześcijan jest więcej, albo za granicę. Ale wielu deklaruje, że są gotowi umrzeć, a nie wyjadą. Przypominają, że na Bliskim Wschodzie najpierw byli chrześcijanie, a Kurdowie i Arabowie potem.

- Krwawe zamachy i spychanie na emigrację to jedyne sposoby prześladowania chrześcijan?
- Najczęstszą i chyba najbardziej przykrą formą agresji jest porywanie chrześcijanek. Napastnicy zwykle je gwałcą, bo jest to w świecie muzułmańskim forma najgorszego upokorzenia nie tylko kobiety, ale i jej rodziny. Trzeba podkreślić, że muzułmanki nie wychodzą za mąż za chrześcijan, zabrania tego, choćby w Egipcie, konstytucja. Natomiast chrześcijanki są chętnie brane za żony przez wyznawców islamu. Małżeństwo z muzułmaninem, a według niektórych interpretatorów islamu także gwałt, czyni je automatycznie muzułmankami. Znam osobiście przypadek chrześcijańskiej kobiety, która została porwana, a po trzech dniach zabita lub sama odebrała sobie życie. Dochodzenia nikt nie prowadził. Odmówiono wydania jej ciała chrześcijanom i pochowano ją zgodnie z tradycją muzułmańską, argumentując, że jest dowód, iż została ona muzułmanką. Tym dowodem był właśnie gwałt.

- Rozumiem, że te kobiety często nie są w stanie walczyć z mężczyznami, ale dlaczego nie uciekają?
- Ależ uciekają, choć nie bardzo mają dokąd. Jakieś dwa tygodnie temu w arabskiej telewizji widziałem, jak ulicami Kairu przechodziły demonstracje z wielkimi transparentami żądające od chrześcijan wydania więzionych w klasztorach dwóch kobiet muzułmańskich. W rzeczywistości były to przymuszone siłą do małżeństwa z muzułmanami chrześcijanki, zresztą żony koptyjskich duchownych, które ratowały się ucieczką. Boją się pokazywać publicznie. Skoro zostały uznane za muzułmanki, to gdyby teraz chciały wrócić do chrześcijaństwa, groziłaby im śmierć. Konstytucja ani kodeks karny nie karzą w ten sposób za odstępstwo od wiary, ale one wiedzą, że na pewno znajdzie się grupa fanatyków, która wykona wyrok.

- Jak wygląda sytuacja chrześcijan w Iraku?
- Za jej symbol można by uznać mord dokonany w październiku 2010 roku w bagdadzkiej katedrze. Podczas niedzielnego nabożeństwa do świątyni weszła uzbrojona po zęby bojówka muzułmańska. Katedra została zdemolowana. Zginęła połowa ze 120 uczestników mszy, w tym trzech kapłanów, trzyletni chłopiec i dwumiesięczne niemowlę. Niestety, zamach nie spotkał się z ostrym potępieniem w naszej części świata. Także media niespecjalnie się tym interesowały.

- Czym pan to tłumaczy?
- Może nie wypadało pisać źle o kraju, w którym walczą lub przynajmniej walczyli nasi chłopcy. Więc świat milczy, a już na pewno nie krzyczy, choć w Iraku dokonuje się niszczenie lub rugowanie chrześcijan. Są oni przede wszystkim Asyryjczykami, czyli rdzenną ludnością Iraku. Wystarczy spojrzeć na ich imiona: Serbon, Niniwa, Semiramida, Gilgamesz, Ninos itp.

- Przyzwolenie na prześladowanie jest w Iraku jest powszechne?
- Z całą pewnością nie. Nad ich losem płaczą przede wszystkim lepiej wykształcone warstwy społeczeństwa, ale pomóc im specjalnie nie mogą. W konfrontacji z fanatyzmem sami nie czują się bezpiecznie.

- Jak wygląda dziś codzienne życie chrześcijan w Bagdadzie?
- Kiepsko. Bagdad coraz częściej przypomina miasta w Afganistanie z czasu rządów talibów. Zamknięto nie tylko wszystkie nocne kluby i sklepy monopolowe, ale także teatry, galerie sztuki, wydziały artystyczne na uczelniach. Więc niemal zamarło życie kulturalne. I to także uderzyło w irackich chrześcijan, bo bardzo często oni te placówki kultury prowadzili. Zresztą powinniśmy mieć tę świadomość, że w muzułmańskim dziś Iraku lokomotywą postępu próbują być stanowiący zaledwie trzyprocentową mniejszość chrześcijanie. Wyznawcą Chrystusa jest np. co drugi nauczyciel akademicki.

- Na ile wejście do Iraku Amerykanów i próba wprowadzania tam demokracji pogorszyła sytuację chrześcijan w tym kraju?
- Chrześcijanie stali się główną ofiarą przemian. Często jestem pytany, skąd wzięło się nagle tylu ekstremistów muzułmańskich gotowych walczyć z chrześciajanami. Otóż Amerykanie, wchodząc do tego kraju, rozwiązali wszystkie zastane instytucje pamiętające Saddama Husajna, łącznie z armią. Masy zdemobilizowanych żołnierzy i oficerów zostały bez środków do życia. Łatwo więc tworzyli rozmaite ugrupowania, także fanatyczne. W dodatku przez słabo strzeżone granice przenikali bojownicy z Arabii Saudyjskiej, Libii i Jordanii gotowi walczyć w imię islamu z niewiernymi najeźdźcami. Dla większości muzułmanów przynależność religijna jest o wiele ważniejsza od państwowej. Największe autorytety muzułmańskie uczą, że dla prawdziwego Irakijczyka muzułmanin z Egiptu jest o wiele bliższy niż irakijski chrześcijanin.

- Amerykanie z punktu widzenia Irakijczyków są w pewnym sensie okupantami...
- ... którzy wprowadzają demokrację. Tylko że demokracja w modelu europejskim czy amerykańskim nie sprawdza się w tamtym świecie, a ludzie są kompletnie nie przygotowani do jej przyjęcia. Choćby dlatego, że w krajach islamskich od początku ich istnienia władza świecka i duchowna nie była rozdzielona. Inaczej niż w Europie, gdzie od wieków trwa autonomia obu tych sfer. Więc chrześcijanie są obcy i uważani za wrogów nie tylko jako innowiercy, ale także jako przeciwnicy ładu państwowego. Paradoksalnie, najlepiej żyło się im w Iraku za rządów Saddama.

- Jak to możliwe?
- On był okrutnym dyktatorem. Ale wścibskość reżimu szła tak daleko, że w kraju był spokój. Można było zostawić drzwi otwarte, bo pospolici przestępcy byli pod kontrolą, więc i religijni ekstremiści nie mogli stosować przemocy. To nie było rozwiązanie idealne, ale jakaś przestrzeń działania dla chrześcijan istniała. Dla Saddama, choć był muzułmaninem, religia nie była tak ważna, by z jej powodu kogoś prześladował.

- Prześladowania nie ustają w Sudanie, nazywanym Golgotą chrześcijan. I nic dziwnego, skoro 2 mln z nich zginęło, ponad 4 mln zmuszono do emigracji, a krzyżowanych mężczyzn i gwałconych kobiet nikt nie próbuje nawet liczyć.
- Szansą dla chrześcijańskiego południa jest trwające właśnie w Sudanie referendum na temat podziału kraju. Wszystkie prognozy mówią, że do niego dojdzie. Dopiero wtedy chrześcijanie odetchną z ulgą. Dotąd kazano im przyjmować szariat, prawo islamskie, nie do pogodzenia z doktryną chrześcijańską, choćby z powodu wielożeństwa. Niestety, potrzeba było 20 lat wojny, by to zrozumieć.

- Cudu nad urną nie będzie?
- Wszystkie głosy są liczone w stolicy kraju Chartumie, co mogłoby sprzyjać fałszerstwom wyborczym. Z drugiej strony łatwiej będzie nadzorować liczenie głosów międzynarodowym obserwatorom. Ewentualne powodzenie podziału Sudanu może być iskrą, która rozpali inne podziały w świecie arabskim. Myślę nie tylko o izolacji muzułmanów od chrześcijan. W tych krajach jest wiele grup etnicznych, które mogą zgłaszać aspiracje separatystyczne. Myślę choćby o Berberach. Są muzułmanami, ale zachowali odrębny język i tradycję, a w Algierii i w Maroku jest ich więcej niż Arabów.

- Za to chrześcijan w świecie muzułmańskim z roku na rok ubywa z powodu przymusowej emigracji.
- Ubywa ich z wielu powodów. Oczywiście są wypychani na emigrację. Ja urodziłem się w Syrii. Kiedy byłem dzieckiem, w mojej wiosce było około 100 domów chrześcijańskich. Dziś został jeden. Reszta mieszkańców wyjechała, głównie do Europy. W miastach ta proporcja wygląda trochę lepiej, ale i tam połowa chrześcijan opuściła ojczyznę. W Iraku w najlepszych latach żyło 1 mln 700 tys. chrześcijan, zostało około 400 tys. Liczba chrześcijan w proporcji do muzułmanów zmniejsza się nie tylko z powodu uchodźstwa. Chrześcijanie mają jedną żonę i zwykle mniej dzieci, bo stawiają raczej na jakość - staranne wychowanie i wykształcenie - a nie na ilość. Muzułmanom kilka żon rodzi sporą gromadkę dzieciaków.

- W Europie buduje się kolejne meczety, a muzułmanie mnożą żądania, choćby osobnych szpitali i przychodni. Jak to się skończy?
- Na pewno nieprędko skończy się migracja muzułmanów do Europy. W swoich krajach często nie mogą znaleźć pracy, co powoduje społeczne niepokoje, szczególnie wśród młodzieży. Tunezja jest najnowszym przykładem. Nie ma też co liczyć, że muzułmanie będą się trwale asymilować. Ich religia zabrania im tego. Traktują Europę raczej jako przestrzeń rozszerzania islamskich wpływów.

- Chce pan powiedzieć, że za najdalej 100 lat nasz kontynent będzie muzułmański?
- Wiele zależy od tego, na ile Europejczycy będą bronić swojej odrębności. Nie tylko religijnej, ale także obyczajowej, kulturowej, swojej tradycji praw człowieka itd. Czasem mam wrażenie, że współczesna Europa zupełnie sobie tych wartości nie ceni. Uważamy za coś naturalnego, że każdy może wierzyć, jak chce. I rozciągamy to prawo na wszystkich. Przywykliśmy, że ludzie są wrażliwi, uprzejmi, mają miłe usposobienie. Nie zdajemy sobie sprawy, że to ma podłoże w chrześcijaństwie, choć oczywiście cechuje także Europejczyków niereligijnych. Wolimy nie wiedzieć, że w świecie islamu o takich prawach nie ma mowy. Urzędnik policzkujący interesanta lub wyzywający go od osłów nie jest niczym dziwnym. W Egipcie można postawić meczet pod oknami chrześcijan, nie pytając ich o zdanie. Ale żeby pomalować ściany na chrześcijańskiej plebanii, trzeba zebrać trzynaście zezwoleń. Myślę o przyszłości Europy z niepokojem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska