Ciasto musi zapiszczeć

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Kule drożdżowego ciasta nadziewane różą przygotowywano w cukierni Tylczyńskich w Opolu już od wczorajszego południa.

SUPERKONKURS Z ŁAKOCIAMI
Dziś tłusty czwartek
Wszystkich łasuchów zapraszamy do "Reala" na II Opolskie Zawody w Jedzeniu Pączków na Czas. Zaczynamy o godz. 14.00 w holu głównego hipermarketu. Do rywalizacji staną trójki zawodników, którzy będą jedli pączki na czas. Do wielkiego finału przejdą zawodnicy z najlepszymi czasami.
Dla superzjadaczy pączków mamy radiomagnetefon stereo z cd, kawiarkę, toster, żelazko i walkman.
Konkurs organizujemy z Radiem Opole i hipermarketem "Real".

Właściciel nie chce zdradzić dokładnej liczby smażonych na dziś pączków. W budce firmowej przy Filharmonii Opolskiej codziennie sprzedaje się około 200 pączków z marmoladą i delikatesowych z serem i jabłkami. Dziś samochód dostawczy dowiezie tu dziesięć razy więcej drożdżowych smakołyków.

Na tłusty czwartek Tylczyńscy robią tylko jeden rodzaj pączków: z różą i pomadą (zwaną też lukrem albo glazurą) albo posypywanych cukrem pudrem.
- Nie możemy się rozdrabniać na różne rodzaje, bo nie nadążylibyśmy z przygotowaniem tych tysięcy - mówi Jan Tylczyński. Sam woli te z lukrem, bo dłużej zachowują wilgotność.
Na przygotowanie firmowych pączków trzeba ponad dwie godziny. Najpierw do metalowej dzieży trafia mąka, tłuszcz, cukier i drożdże. Ciasto wyrabia się mechanicznym mieszalnikiem.
- Tak, że aż piszczy, to znaczy wydaje specyficzny odgłos - tłumaczy Jan Tylczyński, z zawodu inżynier budowlaniec, po ojcu cukiernik.
Szefowa cukierni Anna Kutkowska dzieli wyrobione ciasto na porcje półtorakilogramowe. Takie bochenki układane są na metalowej prasie i cięte na trzydzieści części. Na każdej z nich układana jest kropla różanej marmolady. Tylczyńscy stosują metodę zawijania marmolady w ciasto, a nie szprycowania gotowych pączków. - Kiedy zimny wypełniacz dostaje się do gorącego ciasta, to wokół niego tworzy się zakalec - wyjaśnia pan Jan.

Kilka młodych pracownic formuje kawałki ciasta w kulki i układa po 80 - 100 sztuk na wywrotnicach (sita podzielone wzdłuż na rynienki, w których układa się kulki). Tajemnica mięciutkich firmowych pączków tkwi w garowniku. To specjalne urządzenie, w którym ciasto drożdżowe rośnie.
- Musi mieć odpowiednią wilgotność i temperaturę. Jak przerosną, to robią się z nich kluchy. Zbyt mało wilgoci powoduje, że skórka jest twarda - wyjaśnia właściciel. Wyrośnięte pączki trafiają na patelnię. Smażą się w rozpuszczonym smalcu zanurzone w połowie na sitach. Po kilku minutach przewraca się je na drugą stronę, zdejmuje całymi partiami, osusza.

Wysmażone na brąz trafiają do skrzynek i czekają na dostarczenie do punktu sprzedaży, gdzie pojawiamy się my. - Tradycja tłustego czwartku jest ciągle żywa, ale ludzie z racji mniejszych zarobków kupują mniej niż przed laty, dlatego ciągle rozszerzam krąg odbiorców - komentuje Jan Tylczyński.
Pączkowe szaleństwo zakończy się dla pracowników cukierni dziś około godziny osiemnastej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska