MINISTER MA POMYSŁ
Dwa tysiące bezrobotnych dziś absolwentów średnich i zawodowych szkół leśnych może niebawem znaleźć zatrudnienie. Taką szansę stwarza im program opracowany przez Stanisława Żelichowskiego, ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa. Chodzi o stworzenie tym ludziom zajęcia przy sprzątaniu i porządkowaniu lasów przylegających do głównych tras drogowych w kraju. Miałoby to charakter prac interwencyjnych, a pieniądze na wynagrodzenia czerpano by z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Wspomniany resort robi wszystko, aby ten program mógł ruszyć jeszcze w kwietniu br. Jedyny sęk w tym, że NFOŚ tylko przez rok finansowałby wynagrodzenia dla dwóch tysięcy sprzątaczy, potem płaciłyby im Lasy Państwowe. Te same, które z braku pieniędzy są dziś zmuszone do zwolnienia takiej samej liczby własnych etatowych pracowników!
Jak zapowiedział Janusz Dawidziuk, dyrektor generalny Lasów Państwowych w Warszawie, do końca przyszłego roku regionalne ogniwa tego przedsiębiorstwa będą musiały rozwiązać umowy o pracę z co najmniej dwoma tysiącami pracowników. Ta restrukturyzacja jest podyktowana koniecznością ograniczenia strat, które w roku ub. przekroczyły 30 milionów złotych, a do których doszło m.in. na skutek spadku sprzedaży drewna.
Z jednostek podległych Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach powinno ubyć około 350 pracowników. Specjalnie powołana tam komisja (w jej skład wchodzą m.in. przedstawiciele związków zawodowych) pracuje nad "rozbiciem" tego limitu na poszczególne nadleśnictwa. Oficjalnie o konkretnych ustaleniach będzie wiadomo dopiero pod koniec kwietnia br. Tymczasem już dziś szacuje się, że z Nadleśnictwa Opole (ono i trzynaście kolejnych nadleśnictw na Opolszczyznie podlegają katowickiej RDLP) w ślad za tymi ustaleniami będzie musiało odejść 10-15 osób.
Dziś w tym nadleśnictwie pracuje 56 osób. Zapowiadane zwolnienia obejmą wyłącznie pracowników zatrudnionych na stanowiskach nierobotniczych. Odejdą więc głównie pracownicy administracyjni, biurowi, redukcja nie ominie również strażników leśnych. - Niewykluczone, że zastosujemy też kompresję etatów, co w praktyce oznacza łączenie kilku leśnictw w jedną jednostkę gospodarczą - dodaje Zdzisław Dzwonnik, szef Nadleśnictwa Opole.
I tu powodem zwolnień jest sytuacja ekonomiczna przedsiębiorstwa. Nierentowny i przez to ograniczany eksport drewna, spadek sprzedaży tego surowca na rynku krajowym, do czego przyczynia się z kolei recesja w budownictwie oraz upadłości tartaków - i oto kłopot gotowy. Dodatkowo, zresztą nie tylko na Opolszczyznie, nadpodaż drewna wiąże się z tzw. wiatrołomami. To, co powaliły w lasach huraganowe wichury, trzeba usunąć i sprzedać. A sprzedać nie ma komu. W ten sposób kółko się zamyka. W roku ubiegłym tylko w następstwie nadpodaży drewna ceny tego surowca spadły o prawie 15 procent w stosunku do stawek z 1999 roku.
Nadleśniczy Dzwonnik przypomina, że cięcia kadrowe to nie jedyny środek, po który sięga się, aby obniżyć koszty funkcjonowania przedsiębiorstwa. Wcześniej dla wygospodarowania oszczędności ograniczono zabiegi pielęgnacyjne w lasach oraz zredukowano tabor samochodowy. Z myślą o tym samym celu wydzierżawiono zbędny majątek (zwłaszcza mieszkania zakładowe) i zmniejszono dawki środków chemicznych chroniących drzewostan przed szkodnikami. - To też były dramatyczne decyzje - ocenia szef opolskiego nadleśnictwa.
Czy w tej sytuacji Zdzisław Dzwonnik nadal będzie przyjmował do pracy absolwentów - choćby Technikum Leśnego w Tułowicach? Owszem. Ale tylko dla odbycia stażu. Szanse stażysty na etatowe zatrudnienie w opolskim nadleśnictwie są nikłe, równe prawie zeru.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?