Profesor historii z Uniwersytetu Opolskiego, były dyrektor Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych, autor ponad ćwierć tysiąca publikacji naukowych, swoją najnowszą książkę poświęcił swoim rodzinnym Biskupicom (gm. Radłów).
Opisał w niej 20-lecie powojenne w Biskupicach i sąsiednich miejscowościach.
- Na okładce umieściłem zdjęcie mojego dziadka Jana, który był niezwykłą postacią - mówi prof. Edmund Nowak. - Podczas I wojny światowej był na froncie we Francji, ranny trafił do lazaretu, później przerzucono go na front wschodni, dostał się do niewoli i trafił na Syberię.
Na zdjęciu oprócz Jana Nowaka jest jego żona Zuzanna, krowa Baśka i koza.
Zdjęcie zostało zrobione prawdopodobnie w 1945 r., kiedy Biskupice wraz z całą Opolszczyzną stały się częścią państwa polskiego. Skończyła się wojna, ale nie oznaczało to wcale spokoju.
- Pierwsze lata po wojnie były bardzo trudne - opowiada prof. Edmund Nowak.
Aż do początku 1947 r. po okolicy grasowali maruderzy i dezerterzy z Armii Czerwonej, dopuszczający się napadów i gwałtów.
Zarząd gminy alarmował starostę oleskiego w marcu 1946 roku:
Nastawienie ludności do Armii Czerwonej jest stale jeszcze ujemne. Na wypadek pojawienia się Armii Czerwonej na wsi wywołuje strach, a u młodzieży płci żeńskiej formalny popłoch.
Dla zapewnienia bezpieczeństwa utworzono Straż Pomocniczą Wiejską.
Wszyscy mieszkańcy Biskupic kolejno pełnili obowiązki stróżów nocnych. Dyżur każdej rodziny przypadał co 2-3 miesiące.
Patrol Straży Pomocniczej Wiejskiej składał się z dwóch osób, zazwyczaj byli to sąsiedzi. Patrolowali wioskę z latarkami i kijami. Wartowników kontrolowali natomiast milicjanci.
Mieszkańcy złożyli w 1947 r. wniosek w gminie, żeby zatrudnić i opłacać stróża wiejskiego, ale Gromadzka Rada Narodowa odrzuciła jednak ten wniosek.
W końcu jednak nawet milicja wydała opinię, że stróż nocny będzie skuteczniejszy od mieszkańców, którzy w dzień ciężko pracowali, a w nocy mieli jeszcze stróżować, co często kończyło się tym, że zasypiali na warcie.
Po wojnie rozpowszechniona była inwigilacja i donosicielstwo.
Do dzisiaj w archiwach zachowały się teczki UB z rozpracowania m.in. leśniczego Wacława Popendy, kierownika tartaku Eugeniusza Kota, kowala Teodora Krawczyka, a nawet sprzątaczki w szkole Pauliny Miski.
Wśród mieszkańców wsi nie brakowało donosicieli. Jedna z radnych doniosła nawet, że „w Biskupicach są listonosze, którzy witają się słowami Heil Hitler!”.
Ten zarzut brzmi absurdalnie, ale używanie języka niemieckiego, a nawet gwary śląskiej nie było wtedy akceptowane.
Komenda Powiatowa Milicji Obywatelskiej w Oleśnie pisała w raporcie, że jak najprędzej trzeba „odniemczyć śląskie tereny”.
- Paradoksem jest, że większość donosicieli w latach 70. i 80. wyjechała na stałe do Niemiec - dodaje Edmund Nowak.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?