Zdarzenie miało miejsce 23 marca 2000 roku w Niwkach koło Strzelec Opolskich. Dwudziestoletni Marian B. zaatakował widłami śpiącą babcię Marię G. Zadał jej dwa ciosy ostrzem w okolice klatki piersiowej i jeden trzonkiem w ramię. Wtedy zbudził się dziadek Tomasz G., który próbował wyrwać wnukowi widły. On również otrzymał kilka groźnych ciosów w brzuch i okolice serca.
Jak wynika z relacji dziadka, Marian B. krzyknął do brata, aby ten przyniósł mu noże. Brat przyniósł je z kuchni i uciekł. Krwawiącego i szarpiącego za widły dziadka Marian B. zaciągnął do kuchni. Tam porzucił widły i uciekł.
Zdaniem sądu porzucenie wideł i nieskorzystanie z noża świadczy, iż zamiarem Mariana B. nie było zabicie dziadka (tak twierdził prokurator), a jedynie zranienie.
Oboje staruszkowie doznali poważnych obrażeń, m.in. krwawienia, wstrząsu, ostrej niewydolności oddechowej (dziadek) i otwartego złamania kości ramiennej (babcia). Dlatego Marian B. został skazany za spowodowanie u dziadka ciężkiego uszczerbku na zdrowiu na 6 lat pozbawienia wolności i za usiłowanie spowodowania takich obrażeń u babci - również na 6 lat. Sąd wymierzył mu łączną karę 8 lat pozbawienia wolności.
Poszkodowani wkrótce zmarli. Babcia trzy tygodnie później na zator tętnicy płucnej, a dziadek, trzy miesiące później (niewydolność krążenia). Zdaniem biegłych obrażenia zadane przez wnuka nie przyczyniły się do ich śmierci.
Proces trwał długo, m.in. dlatego, że w postępowaniu przygotowawczym policjanci popełnili wiele błędów. Dlatego nie można ustalić pełnego przebiegu zdarzenia.
- Mając możliwość przesłuchania poszkodowanych tuż po zdarzeniu, policjanci zrobili to dopiero następnego dnia, nie zadając wielu podstawowych pytań - powiedziała przewodnicząca składu orzekającego. - Gdy sprawę przejął prokurator, Maria G. już nie żyła, a Tomasz G. z powodu wieku i zmian miażdżycowych, niewiele pamiętał.
Policjanci ustalili nawet błędną godzinę zdarzenia (około 20). Właściwą ustalił dopiero sąd na podstawie danych z pogotowia ratunkowego.
- Paradoksalnie ten błąd policji pozwolił obalić linię obrony podejrzanego - dodała sędzia. - Zapewnił sobie u rodziny alibi około godziny 20, a okazało się, że do zdarzenia doszło po 22, przed 22.35, kiedy to wezwano pogotowie.
Marian B. do końca nie przyznał się do winy. Sąd ustalił, że od dawna był w konflikcie z dziadkiem. Dziadek niewłaściwie odnosił się do wnuka i - jak zeznały pracownice opieki społecznej - często go prowokował. Nie miał natomiast żadnych powodów, by zaatakować babcię.
- Prawdopodobnie zranił ją, by nie mogła pomóc dziadkowi - twierdzi sędzia.
Mama Mariana B. płakała, gdy obrońca oskarżonego wnosił o uchylenie aresztu z powodu trudnej sytuacji rodziny. Nie ma kto pracować w gospodarstwie rolnym. Matka musi się opiekować obłożnie chorym ojcem i chorym psychicznie bratem Mariana B. Sąd zdecydował jednak, że konieczne jest dalsze stosowanie aresztu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?