Co ksiądz wie o wychowaniu dzieci?

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
- Opieka nad dzieckiem to po kapłaństwie najwspanialsza rzecz, jaka mi się przytrafiła w życiu - mówi ksiądz Andrzej, proboszcz rzymskokatolickiej parafii na południu Opolszczyzny.

Ksiądz od jedenastu lat pomaga swojej gospodyni wychowywać dziecko. Całą trójką mieszkają na plebanii. O rewolucji w życiu kapłana zdecydował przypadek.
- Moja gospodyni odwiedziła pobliski dom dziecka - wspomina proboszcz. - Bardzo rozczulił ją widok pięcioletniej Natalki. Dziewczynka przeżywała akurat tragiczną śmierć swojej mamy. Gospodyni zapytała mnie, czy może zapraszać Natalkę na plebanię, choćby na parę niedziel.
Proboszcz wiedział, że dziewczynka potrzebuje w tej tragicznej chwili domowego ciepła. Dlatego starał się pomóc gospodyni w stworzeniu rodzinnej atmosfery. Zaczęły się wspólne obiady, spacery...
- Zauważyłem, że dziecko i moja gospodynii bardzo przywiązały się do siebie - opowiada ksiądz. - Tak jakoś naturalnie, ze słowa "ciociu" zrobiło się "mamo".
Proboszcz na początku nie angażował się emocjonalnie. Ale przyznaje, że coraz trudniejsze były dla niego niedzielne wieczory, kiedy dziewczynkę trzeba było odprowadzać do domu dziecka.
- Natalka bardzo płakała, bolał ją brzuch - opowiada ksiądz. - Myśmy już wtedy z gospodynią widzieli, że wszystko zmierza w kierunku adopcji.
Dług do spłacenia
Wiele się wtedy modlił, rozmyślał i mnożył wątpliwości. Począwszy od tych fundamentalnych: "czy księdzu wolno się angażować w miłość do dziecka?" Skończywszy na bardziej przyziemnych: "Co ludzie we wsi powiedzą? Jak ja, stary kawaler, wytrzymam obecność dziecka w domu?".
- Bo ja nawykłem do ciszy, do ściśle zorganizowanego rytmu dnia i pracy - opowiada ksiądz Andrzej. - I nagle się zjawia na probostwie mała istotka, która swoją ruchliwością, wesołością wypełnia cały dom. Wywraca moje dotychczasowe życie.
Podczas tych dni, gęstych od wątpliwości, ksiądz wracał pamięcią do własnego dzieciństwa.
- Moja mama umarła, jak miałem rok - mówi. - Tato drugi raz się ożenił, ale potem zginął podczas wypadku w kopalni. Mnie i dwójkę moich braci wychowywała druga mama. I ja ten okres wspomniam fantastycznie, to była kochana, bohaterska kobieta. W czasach strasznej biedy zapewniła nam byt i dużo miłości.
Proboszcz mówi, że decydująca rozmowa z gospodynią była krótka: - Zgodziłem się z nią, że trzeba zrobić wszystko, aby adoptować to dziecko. Swoją zgodę potraktowałem jako spłatę długu wobec Opatrzności Bożej. Bo nie byłbym tym, kim jestem, gdyby nie ofiarność mojej drugiej mamy.
Adopcja Natalki nie była taka prosta. Gospodyni jest przecież osobą samotną, bez własnego mieszkania.
- Na szczęście pomógł nam bardzo przychylny krąg ludzi, na czele z sędzią - opowiada proboszcz. - Musiałem złożyć zapewnienie, że Natalka i jej nowa mama będą u mnie miały dach nad głową, finansowe wsparcie i pomoc w wychowaniu.
Bajeczki na dobranoc
Rozpoczął się nowy rozdział w życiu księdza.
- Musiałem być konsekwentny - mówi kapłan. - Przecież nie mogłem się izolować. Dlatego przeszedłem przez te wszystkie smutki i radości, których doświadcza rodzic wychowujący małe dziecko.
Proboszcz nie zapomni wieczorów, gdy Natalka skakała w piżamce po łóżku i prosiła o bajeczkę. Wtedy ksiądz siadał na brzegu tapczanu i czytał o lisku i gąsce. Gdy dziewczynka zamykała oczy, gasił światło i wracał do pracy w kancelarii.
- Natalka dostarczyła mi tyle radości... - rozrzewnia się ksiądz. - Na przykład to jej przekorne przekręcanie wyrazów. Ona nie mówiła, że jedzie do Świnoujścia, tylko Unoświjścia. Huśtawka to dla niej była sikutawka... Dziękuję dziś Bogu, że dał mi przeżywać takie drobne radości.
Natalka wita biskupa
Gdy dziewczynka miała sześć lat, do parafii przyjechał na wizytację biskup ordynariusz. Wszedł na plebanię, a tu na korytarzu powitała go mała, uśmiechnięta dziewczynka.
- Poinformowałem biskupa o całej sytuacji - opowiada ksiądz Andrzej. - Spotkałem się z pozytywną reakcją.
Proboszcz przyznaje, że znajomi księża, którzy odwiedzali go na plebanii, byli zaskoczeni obecnością dziecka. Podkreślali, że sami nie wzięliby na swoje barki takiej odpowiedzialności.
Wszystkie troski i kłopoty
Ksiądz Andrzej formalnie stał z boku, jednak zaangażował się mocno w wychowanie dziecka.
- Pomagałem Natalce odbrabiać lekcje - mówi proboszcz. - Aż w końcu nauczycielki z podstawówki się połapały. One wiedziały, kiedy to ja pomagałem pisać wypracowanie, a kiedy Natalka pisała sama. Ja zawsze żartowałem i mówiłem: "Natalko, jak przyniesiesz czwórkę, to się dzielimy na pół: po dwie dwójki..."
Proboszcz pamięta, jak denerwował się razem z dziewczynką, gdy ta uczyła się wieczorami do ważnej klasówki: - Mówiłem jej wtedy: "Nie martw się. Nie musisz być od razu orłem, bądź pilnym wróbelkiem. Nawet jak przyniesiesz dwójkę, to i tak będę cię kochał".
Przyznaje, że słowo "kocham cię" padało często. Jednak dziewczynka nigdy nie powiedziała do niego "tato".
- Nie dopuściliśmy do przekroczenia tej granicy - mówi proboszcz. - Bo to nie ja przecież adoptowałem dziecko, tylko moja gospodyni. Ja byłem i jestem dla Natalki wujkiem.
Kłopotliwe wywiadówki
Niedawno Natalka skończyła podstawówkę, zaczęła dojeżdżać do ogólniaka do pobliskiego miasta. Ksiądz wspólnie z Natalką i gospodynią postanowili, że nie będą ujawniać prawdy o jej rodzinnym domu.
- W wiosce, gdzie mieszkamy, mogłem chodzić na wywiadówki w sutannie - mówi ksiądz. - Dziś do ogólniaka jeżdżę w prywatnym ubraniu. Owszem, dziwnie się czuję, gdy nauczycielka mówi mi "pańska córka". Jednak to dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Wiem, że zrobiłym dużą krzywdę dziecku, gdybym przyjechał na wywiadówkę w szatach kapłana.
Ksiądz nie ukrywa, że razem z gospodynią są dumni z Natalki. 16-letnia dziś dziewczyna nie sprawia im żadnych kłopotów wychowawczych.
- Kiedy na początku opowiadała nam o alkoholu i narkotykach w szkole, to bardzo lękaliśmy się o nią - mówi proboszcz. - Ale widzimy z gospodynią, że uratowaliśmy to dziecko od wszystkich pułapek, na jakie narażona jest dzisiaj młodzież.
Natalia ma jedną zaufaną koleżankę, która odwiedza ją na plebanii. - Dziewczyny bawią się wtedy, jak to nastolatki - mówi ksiądz. - Słuchają ulubionej muzyki...
Co ksiądz wie o dzieciach?
Proboszcz jest dziś przekonany, że jedenaście lat temu podjął słuszną decyzję. Nikt nie może mu zarzucić, że zaniedbał parafialne obowiązki. Przeciwnie, ksiądz tryska energią do pracy. Angażuje się w wychowanie innych dzieci, wydaje gazetkę, pisze książki.
- Dzięki wychowaniu Natalki, dzięki miłości do niej, inaczej patrzę teraz na dzieci, na katechezę - mówi proboszcz. - Możliwość śledzenia rozwoju dziecka, obserwowania jego fantazji, sposobu rozumowania, jest dla mnie wspaniałą szkołą.
Ksiądz mówi, że dzięki doświadczeniu w wychowaniu Natalki stał się bardziej wyrozumiały dla innych dzieci. Że zaczął je odbierać takimi, jakie są. - Przecież dziecko jest oknem rodziny - mówi.
Dlatego przykłada teraz większy nacisk na pracę z rodzicami. Bo jeszcze przed jedenastu laty, rodzicom zdarzało się mówić: "Z dzieckiem tak się nie da, jak ksiądz to sobie wyobraża".
- Ja im dziś odpowiadam: da się, da... - śmieje się ksiądz. - Żaden rodzic nie jest mi w stanie powiedzieć: "Co ksiądz wie o wychowaniu dzieci?"
Czekając na wnuki
Proboszcz mówi, że choć jego Natalka jest już dużą panną, to dalej zdarza mu się traktować ją jak dziecko. - Każde jej spóźnienie po lekcjach budzi mój niepokój, czy aby wszystko w porządku.
Ksiądz i gospodyni przeżywają też pierwsze troski związane z pojawiającymi się w towarzystwie Natalki kawalerami. Żartują: "My ci Natalko współczujemy, jeśli kiedyś jakiś chłopiec do ciebie przyjedzie i da dyla, jak zobaczy, że mieszkasz na plebanii".
- Tak poważnie - mówi proboszcz, - to nie będziemy bardzo ingerować w jej decyzje w "tych sprawach". Bo ja uważam, że ludzie powinni kierować się głosem własnego serca.
Ksiądz ma jedno marzenie dotyczące przyszłego męża Natalki: - Żeby mi tylko nie wywiózł jej do Niemiec. Bo ja chciałbym się często widywać z wnukami...
Kocha jak własne
Proboszcz wziął niedawno udział w zjeździe rodzin adopcyjnych. Mówi, że zobaczył tam morze czułości, wielkiej miłości i poświęcenia.
- Ci ludzie, choć bardzo chcieli, nigdy nie doczekali się własnych dzieci - mówi ksiądz Andrzej. - W moim przypadku był to świadomy wybór. Ale ja, patrząc na tych szczęśliwych rodziców i ich roześmiane dzieci, doskonale ich rozumiałem. Bo mój związek uczuciowy z Natalką jest ogromny. Bo ja kocham to dziecko. Byłbym fałszywy, gdybym temu zaprzeczył. Ja mogę tylko przypuszczać, że tak się kocha własne dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska