MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co się odwlecze, to nie uciecze?

Bogdan Bocheński
Działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu (na zdjęciu inspektor Józef Mateuszczyk) twierdzą, że od początku listopada ubiegłego roku do stycznia odwiedzali ranczo w Michałówku aż siedmiokrotnie i za każdym razem musieli dokarmiać zwierzęta.
Działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu (na zdjęciu inspektor Józef Mateuszczyk) twierdzą, że od początku listopada ubiegłego roku do stycznia odwiedzali ranczo w Michałówku aż siedmiokrotnie i za każdym razem musieli dokarmiać zwierzęta.
Z rancza w Michałówku koło Niemodlina nie zniknie sześć strusi i wielbłąd Kubuś. Obrońcy zwierząt z Opola wycofali wniosek o ich wywiezienie do zoo.

Nad Mirosławem Lachowskim, właścicielem ptaków i Kubusia, topór w postaci odebrania zwierząt wisiał od poniedziałku, 19 stycznia. Działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu poskarżyli się burmistrzowi Niemodlina, Stanisławowi Chalimoniukowi, że Lachowski trzyma je w okropnych warunkach, głodzi i nie poi. Zażądali od włodarza, by interweniował i przewiózł strusie, wielbłąda i dwa kozły afrykańskie do zoologu (koziołki jeszcze wtedy żyły, w nocy z ostatniego czwartku na piątek zagryzły je wałęsające się po wsi zdziczałe psy). Burmistrz Chalimoniuk przychylił się do stanowiska członków towarzystwa.

20 stycznia w niemodlińskim magistracie zjawił się roztrzęsiony Lachowski. W rozmowie z Walerianem Kaleńskim, p.o. naczelnikiem wydziału gospodarki komunalnej, rolnictwa i ochrony środowiska Urzędu Miasta i Gminy, absolutnie nie zgodził się z zarzutami obrońców zwierząt.
- Przedstawiłem warunki, w jakich chowam zwierzęta, wszystko, o czym opowiadałem, podpierałem fachową literaturą - wspomina Mirosław Lachowski.
Jeszcze tego samego dnia urzędnik odbył naradę ze swoim zwierzchnikiem. Po długiej dyskusji obaj uznali argumentację Lachowskiego i postanowili nie odbierać hodowcy jego ulubieńców. Członkom Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami dali tydzień na ustosunkowanie się do ich decyzji, sugerując, żeby się jednak do niej przychylili.

Od wczoraj wiadomo, że obrońcy zwierząt poszli na rękę burmistrzowi Chalimoniukowi, naczelnikowi Kaleńskiemu i - co go bardzo uradowało - Mirosławowi Lachowskiemu.
- Niech pan Lachowski zbytnio się nie cieszy. My nie wycofujemy do końca wniosku o usunięcie zwierząt, a jedynie go zawieszamy - precyzuje Urszula Dembińska, działaczka TOnZ. - Jest takie przysłowie: "Co się odwlecze, to nie uciecze". Zaczekamy do naszej najbliższej interwencji w Michałówku. A że do niej dojdzie, to pewne jak to, że dwa razy dwa jest cztery.
W Urzędzie Miasta i Gminy hodowca zobowiązał się do właściwego utrzymywania zwierząt.
- Strusie i Kubusia hodowałem i będę nadal hodować zgodnie z wymogami Unii Europejskiej - zapewnia Mirosław Lachowski.
- A ja zapewniam, że będziemy się uważnie przypatrywać stosowanym przez pana Lachowskiego europejskim metodom hodowli egzotycznych zwierząt - obiecuje Urszula Dembińska.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska