Co straciłby region, gdyby nie było tu mniejszości

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Szczególnie ciekawe okazały się  doświadczenia Niemców na Węgrzech (przedstawiła je Olivia Schubert). Obok niej na zdjęciu Krzysztof Wysdak oraz prof. Romuald Jończy.
Szczególnie ciekawe okazały się doświadczenia Niemców na Węgrzech (przedstawiła je Olivia Schubert). Obok niej na zdjęciu Krzysztof Wysdak oraz prof. Romuald Jończy. DWPN
W poniedziałek podczas debaty "Mniejszości barometrem rozwoju regionów w Europie?" dyskutowano o ekonomicznych i społecznych skutkach istnienia MN.

Debatę zorganizował Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, a udział w niej wzięli: Olivia Schubert, zastępca przewodniczącego Krajowego Samorządu Niemców na Węgrzech; Rafał Bartek, przewodniczący zarządu TSKN, prof. Romuald Jończy z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu i Krzysztof Wysdak, członek zarządu powiatu opolskiego. Niestety, zabrakło zapowiadanego w programie dyskusji marszałka województwa Andrzeja Buły (był tylko na otwarciu debaty).

- Nie dość, że 90 procent publiczności stanowią osoby związane z mniejszością niemiecką, to głosu większości i władz regionu brakuje wśród dyskutantów - komentowano na sali. (W jednej rundzie pytań wziął udział wicemarszałek z MN, Roman Kolek).

Zanim doszło do dyskusji referat o wpływie mniejszości niemieckiej na rozwój Węgier przedstawiła Olivia Schubert. Przypomniała, że były w historii jej kraju okresy, gdy Węgrzy byli mniejszością, a inne narodowości - przede wszystkim Niemcy i Żydzi - mieli decydujący wpływ na rozwój kraju. Skutkiem II wojny światowej stało się wypędzenie 200 tys. węgierskich Niemców (formą ich upamiętnienia jest obchodzony od 2012 Dzień Pamięci Narodowej) i zakaz używania języka niemieckiego aż do lat 60. XX w. Po tym czasie sytuacja Niemców na Węgrzech wyglądała inaczej niż Niemców w Polsce. Mogli zakładać stowarzyszenia i krzewić kulturę, ale bez praw politycznych.

Obecnie wizytówką mniejszości niemieckiej na Węgrzech jest znakomicie zorganizowany system edukacji oraz zdolność przyciągania inwestorów - także dużych w rodzaju Mercedesa czy Audi - do czego przyczyniają się m.in. potomkowie wypędzonych, którzy doszli do znaczącej pozycji w niemieckim biznesie.

W dyskusji szczególnie mocno zabrzmiał głos prof. Jończego. Odwołując się do prowadzonych przez siebie badań, przypomniał, że od lat 80. XX stulecia po rok 2013 pracujący za granicą członkowie MN wnieśli do regionu (wg cen z 2013 roku) 170 mld zł, z czego 70 procent wydano od razu w regionie. Pieniądze te trafiły na Śląsk Opolski w najtrudniejszym momencie transformacji, podnosząc poziom życia do najwyższego w Polsce i redukując bezrobocie.

Znaczący wpływ na jakość życia w regionie miała także pomoc płynąca z Niemiec dla wszystkich - ale ze względu na istnienie mniejszości - w postaci sprzętu medycznego i sieci stacji opieki Caritas.

Profesor podkreślił - powołując się na badania dra Stanisława Jałowieckiego (byłego marszałka województwa) z 1973 roku, że już wtedy autochtoniczni mieszkańcy województwa opolskiego za najważniejsze wartości uważali: region, rodzinę i pracę. - To przywiązanie do Heimatu trwa do dziś - mówił.

Rafał Bartek zauważył, że za deklaracjami o tym, że mniejszość jest wartością dla regionu, że jest jego silną strona - jak czytamy w strategii rozwoju województwa - często nie idą konkrety.

- Dlaczego nie zamienić w atut tego, co słyszymy często w innych regionach Polski: “Jesteś ze Śląska Opolskiego? A, tam u was mówi się po niemiecku". Tymczasem w wydawanych w regionie broszurach daremnie by szukać - obok polskich - niemieckich nazw miejscowości, nawet tych, w których stoją dwujęzyczne tablice. Region wyróżnił się w ostatnich dniach świetnymi wynikami egzaminu gimnazjalnego z niemieckiego. Pytanie: Co z tym zrobimy dalej? Nie możemy zapominać, że w Opolu pojawiają się częściej inwestorzy z Niemiec właśnie dlatego, że mieszkają tu w liczniej niż gdzie indziej osoby niemieckojęzyczne.

Olivia Schubert na przykładzie dużego inwestora z branży samochodowej pokazała, jak na Węgrzech zespół szkół kształcących przyszłe kadry dla tej fabryki (obecnie w Audi Hungaria pracuje już 11,5 tys. osób) prowadzą wspólnie samorząd, inwestor i mniejszość niemiecka. - Zachowujemy w ten sposób wpływ na to, kto uczy i kogo uczy. Te szkoły przyciągają przede wszystkim dzieci z domów, gdzie rodzice są przywiązani do kultury niemieckiej - mówiła. - Ale chodzą do nich także Węgrzy, bo szkoły cieszą się dobrą opinią.

Przedstawicielka węgierskich Niemców mówiła także o istnieniu na Węgrzech programu zachęcającego do powrotu potomków wypędzonych. Od lat 90. biznes z Niemiec i z Austrii jest zdecydowaną większością inwestycji zagranicznych w tym kraju.

Krzysztof Wysdak podkreślił, że warunki sprzyjające przyciąganiu biznesu z Niemiec są także na Opolszczyźnie. Nie tylko dlatego, że mniejsza niż gdzie indziej jest bariera językowa. - Stawiamy wysokie wymagania innym i sobie - mówił. - Jesteśmy pod wieloma względami przykładem dla innych regionów.

Członek zarządu powiatu opolskiego podkreślił - na przykładzie swojego powiatu - obecność trzech grup inwestorów z Niemiec. Średniego biznesu, który buduje od zera zakłady lub instaluje się w już istniejących halach, dużych inwestorów w rodzaju firmy Knauf czy Heidelberg Cement oraz małych i średnich firm zakładanych przez ludzi wracających z emigracji zarobkowej, którzy wnoszą do regionu zarobiony w Niemczech kapitał i zdobyte tam doświadczenie zawodowe.

Bardzo ciekawe głosy padły w dyskusji z sali. Dr Danuta Berlińska przypomniała, że pozytywny wpływ mniejszości na region nie sprowadza się tylko do ekonomii. Dotyczy też rozwoju społecznego - działania organizacji pozarządowych, partnerstw itp.
Marek Mazurkiewicz, pełnomocnik wojewody ds. mniejszości poparł ideę uczynienia z wielokulturowości swoistej etykietki regionu na zewnątrz, skoro obecność mniejszości niemieckiej jest jego wyróżnikiem w Polsce.

Ks. prałat Wolfgang Globisch podjął temat duszpasterstwa mniejszości i mszy św. w języku serca na Węgrzech. Okazało się, że tamtejsza mniejszość niemiecka ma problemy podobne do tych, jakie znamy z naszego regionu. Wielu członków mniejszości przyzwyczaiło się do nabożeństw po węgiersku i nie ma aż tak silnej potrzeby by modlić się po niemiecku. Zdaniem Olivii Schubert, sytuacja pogarsza się dodatkowo tam, gdzie duszpasterzem w środowisku mniejszościowym zostaje ksiądz, który języka niemieckiego nie zna.

Starosta Józef Swaczyna wśród pozytywnych wpływów mniejszości na region wymienił też jej funkcjonowanie w samorządzie. - Dzięki temu, że zaczęliśmy mieć własnych - a nie przywiezionych w teczkach - burmistrzów i wójtów, wiele osób zdecydowało się w regionie pozostać - przekonywał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska