MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co za dużo, to niezdrowo

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
W zakładach opiekuńczo-leczniczych na Opolszczyźnie jest ponad 820 miejsc. Według funduszu zdrowia, więcej ich już nie potrzeba.

Jeszcze w roku 1998 w naszym regionie nie było żadnej takiej placówki, a potem zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Tendencja bowiem była taka, żeby jak najwięcej oddziałów wewnętrznych przekształcać w oddziały opieki długoterminowej, co miało przynieść oszczędności finansowe, a przede wszystkim rozwiązać problem pacjentów, którzy "blokowali" zbyt długo łóżka internistyczne. Ponadto uważano, że tych ostatnich jest w województwie zbyt dużo.

- Doszło jednak do paradoksalnej sytuacji - twierdzi Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - Łóżek długoterminowej opieki mamy mnóstwo, dwukrotnie więcej niż posiadają ich inne województwa. Tymczasem oddziały internistyczne są nadal przepełnione. Nie ma żadnej poprawy w tym względzie, bo szpitale żyją z tego, ilu pacjentów zdołają przyjąć...
Zakłady opiekuńczo-lecznicze są równomiernie rozłożone i nie ma ich tylko w dwóch powiatach: strzeleckim oraz kędzierzyńsko-kozielskim. Dodatkowo 380 chorych jest objętych stałą opieką w domu przez pielęgniarki środowiskowe. Poza tym 56 miejscami dysponują hospicja. Mimo to na miejsce w
zolach oczekuje obecnie 161 chorych. Wynika to z tego, że społeczeństwo się starzeje i coraz więcej ludzi wymaga stałej opieki. Dlaczego więc tego typu placówki nie będą dalej tworzone?
- Zakład opiekuńczo-leczniczy ma pełnić tylko funkcję medyczną - wyjaśnia dyrektor Łukawiecki. - Chory powinien w nim przebywać najdłużej trzy miesiące, a w wyjątkowych przypadkach - pół roku. Po wyleczeniu ma powrócić do domu, żeby na jego miejsce można było przyjąć kogoś innego. Tymczasem niektórzy pacjenci zostają w tych placówkach do końca swych dni, na lata, gdyż nie mają dokąd wrócić. W rezultacie placówki te zaczynają po części pełnić rolę socjalną, a nie w tym celu zostały utworzone.

Według propozycji funduszu, z czym zgadza się zarząd województwa, należy utworzyć na Opolszczyźnie kilka domów pomocy społecznej (podobno nadających się do tego obiektów jest pod dostatkiem), do których kierowano by - na dalsze lata życia - pacjentów już wyleczonych w zol-u i nie mogących liczyć na pomoc bliskich. Domy te byłyby finansowane pieniędzmi przeznaczanymi na pomoc społeczną, co odciążyłoby budżet ochrony zdrowia.
- Dzięki temu więcej pieniędzy zostałoby na leczenie - podkreśla dyrektor funduszu. - Kolejnych miejsc opieki długoterminowej nie zamierzamy już bowiem tworzyć. Poza tym chcemy zaproponować poszczególnym gminom, aby każda z nich wykupiła po kilka miejsc w zakładach opiekuńczo-leczniczych dla mieszkańców ze swojego terenu wymagających tego typu pomocy. Gminy, w ramach zadań własnych, muszą taką opiekę zapewniać, a byłby to dobry sposób.

Pacjent przebywający w zol-u musi przekazywać na utrzymanie w nim 70 proc. swoich poborów - renty lub emerytury - natomiast 30 proc. zatrzymuje dla siebie. Zdarza się, że po tę "końcówkę" zgłasza się co miesiąc skwapliwie rodzina. Propozycja jest również taka, aby koszty pobytu w zol-u zwiększyć i aby partycypowała w nich także rodzina, jeśli chory ją ma.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska