Coraz więcej Opolan się rozwodzi

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
Halina zostawiła Michała dla bogatszego, sfrustrowany Wojtek znalazł pocieszenie poza domem, a Liliana miała już dość roli sezonowej żony. Coraz więcej opolskich małżeństw nie wytrzymuje próby czasu, kryzysu oraz… internetu.

O swoim małżeństwie 34-letni Michał z Opola mówi, że rozpadło się, bo jego żona uważała, że nie jest to coś na całe życie. - Tak pewnie myśli też jej cała rodzina - mówi z goryczą. Bo nie potępiła Haliny, że odeszła i zostawiła go z dzieckiem.

Michał chodzi po mieszkaniu i przez chwilę rozgląda się dookoła: ani jednego walającego się damskiego fatałaszka. Pozostały już tylko nieliczne ślady obecności kobiety w tym mieszkaniu. - Zostawiła tylko jakieś letnie sukienki w szafie - dodaje. Na toaletce, do niedawna zastawionej kosmetykami, jest całkiem pusto. Za to nie może ogarnąć walających się wszędzie zabawek.

- Na początku, kiedy odeszła, łudziłem się, że jeszcze do mnie wróci - dodaje Michał. - Nasze małżeństwo trwało sześć lat, nie miałem prawa myśleć, że kiedykolwiek będzie inaczej. Wyrwałem ją ze wsi i zrobiłem z niej księżniczkę. Pracowała w sklepie, ale chciała się dalej uczyć, to płaciłem za jej studia…

Michał mówi, że cały czas opowiadała mu o jakimś wykładowcy. - Długo myślałem, że to tylko zwykłe zauroczenie naukowcem, o ponad 20 lat starszym od niej elokwentnym, na luzie i finansowo ustawionym panem - opowiada. - Tak było, dopóki nie odkryłem w jej telefonie tych esemesów…
Michał na stół kładzie zadrukowaną kartkę, z treścią esemesów.

Od niej do niego.
"Dzień dobry, idę pod prysznic. Kocham cię." "Idę z apteki, potrzebuję czegoś od ciebie...." "Kochanie, wszystko idzie według planu. Kocham cię".

I od niego do niej.
"Jest 4 rano, a ja nie mogę spać. Śnię o Tobie".
"Kochanie, żona mnie olała. Kocham Cię."

Są jeszcze frywolne, ale one nie nadają się do cytowania.

Mimo tego Michał był gotów o wszystkim zapomnieć. - Chciałem, żeby nasze małżeństwo przetrwało dla naszego dziecka - tłumaczy. - Może tak by się stało, gdyby jej rodzina była przeciwna rozbijaniu rodzin: naszej i tego naukowca. Ale oni zobaczyli, że polepszyła swoje życie. Zresztą ona cały czas pnie się do góry, jak bluszcz…

Pocieszycielka z sieci

- Na Opolszczyźnie liczba rozwodów stale rośnie, w 2008 roku wpłynęło do sądu 2600 pozwów, a dziesięć lat temu mieliśmy ich 1860 - mówi sędzia Bogusław Kamiński, przewodniczący I Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Opolu. - Ale kiedy jest przesłanka do rozwodu, a ludzie już nie chcą być razem, to sąd nie może stać im na przeszkodzie.

Jak dodaje, ludzie potrafią się rozwodzić z błahych powodów. Ale to mogą być tylko pozory. - W rzeczywistości problem może narastać latami, a dopiero gdy dzieci się usamodzielniają, oni decydują się na rozwód - mówi sędzia Kamiński. - Powody rozwodów są jak trendy, zmieniają się w różnych okresach.
W ostatnich latach wiele małżeństw rozsypało się z powodu wyjazdów zarobkowych za granicę oraz przez... internet, dzięki któremu łatwo jest poznać nową osobę.

- To przez internet rozpadło się po dwunastu latach nasze małżeństwo - uważa 40-letnia Małgorzata. - Mój "eks" prawie w ogóle wtedy nie wychodził z domu. Wojtek przeżywał kryzys, bo stracił pracę. Ciągle brakowało nam pieniędzy, a on siedział w dresie i gapił się tylko w komputer. Atmosfera w domu czasem się gotowała, mi też brakowało cierpliwości. Kryzys dotyka wiele małżeństw, ale nie sądziłam, że to się tak zakończy.

Małgorzata nigdy nie spoglądała Wojtkowi przez ramię. Nie była ciekawa, czego on godzinami szuka w internecie.

- I tak poznał swoją pocieszycielkę - wspomina kobieta. - Kiedyś coś mnie tknęło, żeby dyskretnie spojrzeć mu przez ramię. I co zobaczyłam? "Tęsknię za Tobą. Dobrze, że już niedługo się zobaczymy".

A tknęło ją dlatego, że w ostatnim czasie Wojtek dość często wyjeżdżał do swojego ojca. - Ale kiedy w jakiejś innej sprawie zadzwoniłam do teścia, to się okazało, że Wojtek nie był u niego już od pół roku - opowiada Małgorzata. - Sprawa ciągnęła się już długo. Tylko, że ja wcześniej nawet nie dopuszczałam takiej myśli, że on mógłby kogoś poznać. Nie ruszał się z domu i zawsze w tym dresie...

Najgorsze było dla niej to, że jej mąż nawet nie próbował zaprzeczać. - Przyznał się, że zaczęło się od rozmowy na jakimś forum, od jego narzekań, że nic mu w życiu nie wyszło - mówi z goryczą. - Trafił na pocieszycielkę. Gdyby nie internet, pewnie przetrwalibyśmy ten kryzys.

Kolega zabrał mu żonę

Piotr zadzwonił z Kalifornii, żeby przekazać wiadomość, na którą oboje z Ewą tak długo czekali. - Kochanie, chcę ci coś ważnego powiedzieć, wreszcie Amerykanie kupili mój pomysł! - mówił zadowolony do żony. Jednak nie zdążył dokończyć.

- Ja też chcę ci coś ważnego powiedzieć - usłyszał z drugiej strony. - Nie będziemy już razem, bo jestem z Grześkiem...

Grzesiek był jego długoletnim przyjacielem. Piotr wielokrotnie mu dziękował, że pomagał Ewie podczas jego służbowych wyjazdów.

45-letni Piotr przeżył szok, nie mógł tego zrozumieć - ich rozłąka trwała jedenaście miesięcy, a małżeństwem przecież byli przez piętnaście lat. Myślał, że te lata to cement, którego nie da się niczym zniszczyć. Teraz przyznaje, że już po wszystkim zrozumiał swój błąd.

- Ewa płakała mi do słuchawki, że już dłużej samotności nie zniesie - opowiada. - Przekonywałem, że dla naszego syna musimy to wytrzymać.

Zaprzyjaźniony Amerykanin powiedział Piotrowi, że wielu Polaków za rozłąkę płaci wysoką cenę. - A wszystko przez to, że my widzimy odległość, która nas dzieli od domów - tłumaczy Piotr. - A należało zobaczyć czas: jedenaście godzin, czas, w którym się pokonuje odległość z Los Angeles do Warszawy. Mieć świadomość jedenastu godzin wspólnej niedzieli, w aucie, na rowerze czy w samolocie… Należało sprowadzić ich, to znaczy Ewę i syna, tutaj, zamiast przesyłać im pieniądze, które z powodzeniem wystarczyłyby na wynajęcie dobrego apartamentu i niezłe życie. Niestety, zrobiłem inaczej.

Rozwód po śląsku

- Ludzie, którzy wyjeżdżają, myślą, że kiedy po kilku latach wrócą, wszystko będzie tak samo. A to jest niemożliwe - mówi Mirosława Olszewska, opolska psycholog. - Przecież podczas nieobecności w domu wiele może się wydarzyć i zmienić. U osoby, która wyjechała, życie też nie stoi w miejscu. Jest praca, są znajomi. Najzwyczajniej płyną dwa równoległe życia. Dlatego on po przyjeździe to dla niej intruz kręcący się po kuchni. Ona po powrocie najczęściej źle się czuje, bo tutaj jest mniej dowartościowana.

Tak było w rodzinie Liliany i Damiana spod Olesna. Nikogo już nie dziwi, że śląska kobieta ze wszystkim zmaga się sama: z wychowaniem dzieci i przykręceniem żarówki. Liliana już dawno zrobiła prawo jazdy, co dla jej mamy i ciotek było nie do pomyślenia. Nie do pomyślenia były też rozwody. A teraz jest ich coraz więcej.

- Sąsiadka jeździła do Niemiec do pracy przez kilka lat - zaczyna opowiadać 39-letnia Liliana. - Nikomu przez myśl nie przeszło, że ona mogłaby kogoś tam poznać. Aż któregoś razu mówi mi, że bierze rozwód. Że jej partner obchodzi się z nią tak, jak jej mężowi nigdy by nawet nie przyszło do głowy. Wtedy pomyślałam sobie, że w mojej rodzinie coś takiego nigdy się nie zdarzy. A jednak....

Damian od kilkunastu lat pracuje w niemieckiej firmie. Kiedyś codziennie dzwonił do żony. Mówił, że całymi popołudniami tylko ogląda filmy. Ale potem dowiedziała się, że po pracy wyskakuje z kolegami na miasto. - Wydawało mi się, że to nie koniec świata - mówi Liliana. - Tylko, że on dzwonił coraz rzadziej. Wybudowaliśmy dom, najstarszy syn skończył 19 lat, więc mógł już wrócić. Ale nie wracał. Nie miał już do czego, a mój błąd tkwi w tym, że tego nie zauważyłam.

To Liliana złożyła pozew o rozwód. Jak tłumaczy, nie chce już dłużej podtrzymywać fikcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska