Coraz więcej Polaków chce mieć w domu broń

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Coraz więcej Polaków chce się nauczyć posługiwania się bronią, dlatego strzelnice przeżywają renesans.
Coraz więcej Polaków chce się nauczyć posługiwania się bronią, dlatego strzelnice przeżywają renesans. Krzysztof Kapica/Polskapresse
- Popierają nas dziesiątki, jak nie setki tysięcy osób - mówi Andrzej Turczyn, lider Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni. ROMB zabiega o liberalizację dostępu do broni.

Gdy państwo rezygnuje z poboru, rośnie armia ludzi, którzy chcą się prywatnie uzbroić. W ubiegłym roku 202 osoby wystąpiły do Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu o pozwolenie na broń. Wydano je 181 osobom. To znacznie więcej niż rok wcześniej (134 wydane pozwolenia). Zainteresowanie bronią dla myśliwych specjalnie się nie zmienia. Przybywa broni sportowej (14 pozwoleń w 2013, 28 w 2014) oraz kolekcjonerskiej (2 pozwolenia w 2013 i aż 25 w ubiegłym roku).

- Zmiany w ustawie o broni i amunicji z 2011 roku znacznie ułatwiły uzyskanie pozwoleń na broń do celów sportowych oraz kolekcjonerskich - komentuje Jarosław Dryszcz z KWP. W prywatnych rękach na terenie województwa legalnie znajduje się prawie 9,4 tys. sztuk broni, głównie myśliwskiej, ale też 290 sztuk broni do ochrony osobistej. Firmy, kluby sportowej urzędy mają do tego jeszcze 950 sztuk broni.

Pięć lat temu egzaminy na patent strzelecki, organizowane przez Polski Związek Strzelectwa Sportowego, zdawało na Opolszczyźnie kilkanaście osób rocznie. W ubiegłym roku chętnych była setka. A patent strzelecki jest podstawą do wystąpienia o pozwolenie na zakup własnej broni. Liczba licencjonowanych klubów strzeleckich w ciągu kilku lat skoczyła w województwie z trzech do ośmiu. Reaktywowały się zamknięte wcześniej strzelnice w Jełowej, Chrząszczycach, Brzegu.

W Nysie idea odbudowania starej wojskowej strzelnicy wygrała głosowanie na dofinansowanie z budżetu obywatelskiego. Opowiedziało się za nią 1344 mieszkańców. Coraz więcej instruktorów oferuje szkolenia w strzelaniu dynamicznym, w stylu wojskowym, z wykorzystaniem nawet broni maszynowej czy snajperskiej. W kolejnych szkołach powstają klasy mundurowe. Mężczyźni w średnim wieku nagle przypominają sobie, że nie byli w wojsku i chcą uzupełnić wojskowe wykształcenie. A instruktorzy przyznają, że chętni coraz częściej mówią o zagrożeniu ze strony Rosji.

- W takich czasach wielu chciałoby mieć w domu kałacha - przyznaje jeden z instruktorów.

Policja bez entuzjazmu podchodzi do mody na posiadanie broni. Doświadczyło tego przed tygodniem dwóch młodych przedsiębiorców z Prudnika. Policjanci w kominiarkach weszli do ich domów na przeszukanie. Zabrali ze sobą cztery sztuki broni - karabinek, dwa pistolety i rewolwer. Przedsiębiorcy tłumaczą, że to broń hukowa na bezpieczną amunicję PAT, która nie wymaga pozwolenia. Broń wygląda jednak identycznie jak oryginalne pistolety Walter czy Beretta. Prokurator wysłał ją do ekspertyzy. Jeden z przedsiębiorców, Wojciech Bandurowski, przyznaje, że chce otworzyć strzelnicę i oferować szkolenia i strzelanie. Broń hukową kupił do testowania. Planuje wyposażyć pistolety w laserowe celowniki i możliwość sprawdzania celności w czasie dynamicznych akcji. Takie strzelanki mogłyby się stać hitem.

- Po tym, co się stało, już wiem, że w Polsce takiego biznesu nie otworzę - komentuje Wojciech Bandurowski. - Skorzystam z dobrodziejstwa, jakim jest sąsiedztwo Czech. Tam jest dużo łatwiej kupić broń.

Bandurowski od niedawna ze znajomymi regularnie odwiedza strzelnicę w czeskiej Ostrawie, 90 kilometrów od Prudnika. Kupują "wiadro" ostrej amunicji i strzelają do woli. - Po naszych wpisach w internecie właściciel strzelnicy miał 500 zapytań z Polski, jak można u niego postrzelać - opowiada Wojciech Bandurowski.

- Jeśli ktoś chce postrzelać, może to bez problemu zrobić w naszym województwie - mówi Sebastian Brandys, instruktor strzelecki i właściciel firmy Gun Fun z Opola. - Ten sport spodobał się wielu osobom i powoli się rozwija. Polacy kochają broń. Mało komu chce się jednak zaangażować do tego stopnia, żeby przejść formalne szkolenie, zdawać egzaminy, zbierać papiery do wniosku o pozwolenie na broń, bo to długotrwały i uciążliwy proces.

- Dla wielu dorosłych zwiększona aktywność Rosji to jest argument, żeby mieć w domu własnego kałacha - przyznaje z Janusz Fedor, trener strzelecki z Nysy.

- Na kanwie wydarzeń za wschodnią granicą miałem telefony od kilku ludzi około czterdziestki, którzy w wieku poborowym nie odbyli służby wojskowej i nie są przeszkoleni do używania broni, ale teraz poczuli potrzebę postrzelania z AK 47 - opowiada Sebastian Brandys. - W pierwszym odruchu sami zgłosili się do Wojskowej Komendy Uzupełnień. Ale tam nie mają procedur dla ludzi, którzy chcą się szkolić za własne pieniądze.

W ostatnich dwóch latach powstały na Opolszczyźnie trzy nowe kluby, licencjonowane przez Polski Związek Strzelectwa Sportowego: Pasjonat Opole, powołany przez Stowarzyszenie Byłych Żołnierzy i Funkcjonariuszy Służb Mundurowych, Opolski Klub Strzelecki Husarz w Tułowicach i Uczniowski Klub Strzelecki Hetman w Nysie.

- Pięć lat temu zorganizowaliśmy jeden egzamin na patent strzelecki, na który zgłosiło się 15 osób - mówi Janusz Fedor z UKS Hetman w Nysie i egzaminator w PZSS. - W ubiegłym roku w województwie były cztery takie egzaminy, do ostatniego przystąpiły 44 osoby.
Patent otwiera drogę do uzyskania pozwolenia na broń. To jednak kosztowna zabawa. Zanim się kupi własną broń, trzeba zainwestować nawet 3-4 tysiące złotych.

- Ja też widzę rosnącą modę na strzelanie, ale wielu chętnym brakuje pieniędzy - mówi Mirosław Zając, prezes Kozielskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Strzelectwa "Cel". - Ludzie myślą, że przyjdą na strzelnicę i za darmo będą sobie strzelać do woli. Tymczasem stowarzyszenie za wszystko płaci ze swoich składek. Miasto nie chce dofinansować nawet międzynarodowych zawodów, które organizujemy, a które mogą promować Kędzierzyn-Koźle.

- Zainteresowanie bronią jest bardzo duże. Przychodzą ludzie i mówią, że chcą postrzelać z glocka. A ja ich muszę odesłać, bo nie mam takiej broni u siebie - mówi Jacek Nalepa, prezes Bractwa Strzeleckiego w Głogówku, które od 1995 roku opiekuje się miejscową strzelnicą. Jedną z niewielu starych, LOK-owskich strzelnic, która przetrwała złe czasy. - Organizujemy rocznie 50 imprez, w większości otwartych dla wszystkich. Można się u nas umówić na indywidualne strzelanie, ale nie jesteśmy w stanie obsłużyć każdego chętnego. Nie mamy na to czasu, zresztą każdego nowego trzeba szczególnie pilnować.

Rośnie ruch społeczny

Głównym rzecznikiem zwolenników liberalnego podejścia do broni stał się w Polsce Ruch Obywatelski Miłośników Broni. W lutym ROMB ma zacząć kampanię informacyjną akcji "Broń do obrony miru domowego". Na ulicach polskich miast zawisną billboardy, które mają Polaków zainteresować bronią palną. ROMB działa pod hasłem: "Złego człowieka z bronią może powstrzymać tylko dobry człowiek z bronią".

- Nasze stowarzyszenie powstało w 2011 roku, mamy obecnie 7 tysięcy członków - mówi nto Andrzej Turczyn, adwokat z Koszalina i najbardziej znany działacz ROMB. - Jestem przekonany, że popierają nas dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy osób. Wszystkie nasze działania są finansowane z pieniędzy naszych członków albo pieniędzy, jakie otrzymujemy. Polacy tęsknią do tego, aby traktować ich jako ludzi odpowiedzialnych, a nie jak niemowlaki, którym nieustannie należy mówić, co jest dla nich dobre, a co złe.

Stowarzyszenie aktywnie uczestniczy w pracach Sejmu, zabiegając m.in. o zliberalizowanie zasad nadzoru nad pracą rusznikarzy.

- Jestem za liberalizacją dostępu do broni - komentuje Wojciech Bandurowski z Prudnika. - To jednak musi być stopniowy proces, bez pośpiechu. Musimy zacząć o tym rozmawiać. Musimy zacząć szkolić młode pokolenie.

- Liberalizacja przepisów już następuje - dodaje Janusz Fedor z Nysy. - Po zmianie ustawy w 2011 roku ludzie z pozwoleniem mogą kupować legalnie nawet glocki czy AK 47 jako broń kolekcjonerską. Niektóre kluby i stowarzyszenia zmieniają swoje statuty, żeby móc przyjmować do siebie posiadaczy takiej broni kolekcjonerskiej. W październiku weszła w życie kolejna zmiana ustawy. Teraz broń sportową można przewozić przy sobie nawet z nabojem w lufie i w razie konieczności używać do obrony osobistej.

- Jakiś czas mieszkałem w Szwajcarii, tam broń, nawet wojskową, łatwiej kupić niż w Stanach Zjednoczonych, bez egzaminu czy pozwolenia. Mimo to nie widziałem strzelanin na ulicach ani o nich nie słyszałem - opowiada Mirosław Zając z Kędzierzyna-Koźla. - Nie jestem zwolennikiem tego, żeby w Polsce broń była dla każdego, bez egzaminów, kontroli i pozwoleń. Ale pewne przepisy można poluzować. Nie wiem na przykład, dlaczego odbierane jest pozwolenie osobom skazanym za przestępstwa skarbowe. Czasem wystarczy się spóźnić z podatkiem, żeby stracić posiadaną już broń. Może wystarczy odbierać broń tylko skazanym za przestępstwa kryminalne?

Klubowicze z Kędzierzyna na początku działalności przez kilka lat boksowali się z Komendą Wojewódzką Policji w Opolu, która wielu z nich odmawiała pozwolenia na broń. Uzasadniano krótko - że mogą przecież strzelać z broni obiektowej, należącej do klubu. Dopiero po zmianie ustawy o broni w 2011 roku uznaniowość Wydziału Postępowania Administracyjnego w KWP została ograniczona. Teraz teoretycznie każdy, kto spełnia wymagania ustawowe (minimum 21 lat, pozytywne zaświadczenie lekarskie, całkowita niekaralność), powinien dostać pozwolenie.

W praktyce bywa jednak różnie. Ruch Obywatelski Miłośników Broni ROMB punktuje opolską komendę wojewódzką za dwa przypadki. Jeden dotyczy Sebastiana Brandysa z Opola, instruktora strzelectwa sportowego i właściciela firmy Gun Fun, organizującej szkolenia strzeleckie. W 2001 roku Brandys wystąpił do KWP o pozwolenie na zakup 20 sztuk broni sportowej do celów szkoleniowych, bo zamierza rozszerzyć działalność.

Wydział postępowań administracyjnych komendy kilka razy odmawiał, choć stwierdził, że mężczyzna spełnia warunki do uzyskania pozwolenia. W jednej z decyzji stwierdzono wręcz, że ma już pozwolenie na 8 sztuk broni do strzelectwa sportowego i przyznanie prawa do dodatkowych jednostek "nie leży w interesie społecznym". Po wielu miesiącach sporów prawnych Brandys wygrał w wyższych instancjach 5 postępowań administracyjnych z KWP w Opolu.

- Paradoks polega na tym, że broni kupionej na pozwolenie do celów strzeleckich nie mogę używać do celów szkoleniowych, choć to dokładnie taka sama broń. Gdybym chciał używać broni do celów myśliwskich, to musiałbym wystąpić o kolejne pozwolenia - mówi opolski przedsiębiorca.

Problemy z pozwoleniem miał też jeden z opolskich myśliwych. W 2011 roku, korzystając ze zmiany przepisów, legalnie kupił broń krótką do polowań. Gdy znów zmieniły się przepisy, opolska KWP napisała do niego, że ma w wyznaczonym terminie sprzedać kupione legalnie pistolety. Ponieważ nie sprzedał, prokurator oskarżył go o nielegalne posiadanie broni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska