Cuda za dwie dychy

Iwona Kłopocka
Joshua Shapiro, rzekomy uzdrowiciel z Ameryki, przekonywał Opolan, że są bytami energetycznymi i uczył, jak się mają dogadać z osobistym aniołem stróżem.

Zaproszenie zapowiadające przyjazd do Opola Joshuy Shapiro - "człowieka z kryształową czaszką" - brzmiało intrygująco. "Wystarczy położyć dłonie na takiej czaszce wyrzeźbionej w litej bryle kwarcu - pisano - by natychmiast doświadczyć niezwykłych doznań, zarówno ciała, jak i umysłu".
Kto by nie chciał doświadczyć.
Publiczność - zgromadziła się w sali amfiteatru grubo przed planowanym rozpoczęciem seansu. Każdy pchał się do pierwszego rzędu. Starsza pani zajmująca w nim centralną pozycję nie może się doczekać występu Shapiro.
- Co tu się będzie działo? - zagaduję.
- Ten Amerykanin, znany badacz, pokaże niezwykłe możliwości kryształowej czaszki. - Czytałam, że w takiej czaszce można zobaczyć niezwykłe światła, pokazują się obrazy z przeszłości. Można także czaszkę zapytać o przyszłość. No i najważniejsze - czaszka uzdrawia - pani kładzie rękę na wątrobie, dając do zrozumienia, że tam leży jej problem.
- A ja to uwielbiam takie niesamowite historie - włącza się kobieta obok - W domu, na emeryturze, człowiek się nudzi. Myśli pani, że jesteśmy tu sami? - Przez chwilę nie rozumiem o co kobieta pyta. Rozglądam się po sali, gdzie siedzi około 70 osób.
- Raczej nie - mówię niepewnie.
- Nie tu. We wszechświecie.
Siwy, bardzo szczupły pan przyznaje mi się do kłopotów z żołądkiem. - Soliter. Lekarze od pięciu lat leczą mnie tymi samymi tabletkami, które nic nie pomagają. Słyszałem, że ten Shapiro uzdrawia za pomocą starożytnej czaszki - mówi szeptem i, lekko zawstydzony, dodaje:

- Co szkodzi spróbować. Nawet jak nie pomoże, to krzywdy na pewno nie zrobi...
Średnią wieku osób na sali szacuję na jakieś 55 lat. Przeważają kobiety, raczej skromnie ubrane. Jest też kilka młodych osób. Tym chyba wątroba ani nuda jeszcze nie doskwierają. Czego tu szukają?
Dwudziestoparolatek jest zafascynowany zjawiskami paranormalnymi. Ma w domu pokaźną biblioteczkę odpowiedniej literatury. Nigdy też nie opuszcza okazji, by zobaczyć coś niezwykłego. Po seansie Amerykanina spodziewa się właśnie niezwykłości. Czegoś, co zjeży mu włosy na głowie i przekona, że są rzeczy na świecie, o których się filozofom nie śniło.
Na początek trzeba się odprężyć. Gospodarz i organizator spotkania, Henryk Słodkowski, lekarz i bioenergoterapeuta, zachęca publiczność do wysłuchania, uspokajającej i usuwającej w cień problemy, medytacji zdrowia jego autorstwa. Medytacja - z płyty kompaktowej - została napisana do muzyki wykorzystującej energię pól torsyjnych. O polach torsyjnych ma nam powiedzieć Maciej Trojanowski, znany z telewizyjnego programu "Nie do wiary". Trojanowski nie owija w bawełnę.
- To trudne zagadnienie - mówi. - Wymaga półtoragodzinnych wyjaśnień, a i tak nigdy nie ma pewności, czy ludzie to rozumieją.
Sam zresztą przyznaje, że do końca tego nie rozumie. Mówi przez 15 minut i dotrzymuje słowa - trudno pojąć, o co chodzi. Jedno jest pewne - pola torsyjne nie mają nic wspólnego z przykrą dolegliwością występującą np. po zatruciu.
W połowie medytacji chłopak w trzecim rzędzie zaczyna rozdzierająco ziewać. Im bliżej jaskini kryjącej kryształ, którą każe nam sobie wyobrażać melodyjny głos lektora, tym bardziej mózg młodziana wykazuje objawy niedotlenienia. Ziewanie jest zaraźliwe, po chwili ziewa już kilka osób.
Na szczęście medytacja dobiega końca. Kiedy bohater wieczoru wyjmuje z torby trzy kuliste zawiniątka, wiele osób głośno przełyka ślinę. Jeśli ktoś spodziewał się w tej roli osobnika o wyglądzie Nosferatu, a co najmniej Davida Copperfielda, może czuć się zawiedziony.

Joshua Shapiro jest panem - na oko - po pięćdziesiątce, z siwą, krótko przystrzyżoną brodą i wyraźnie zarysowanym brzuszkiem. W ciemnych spodniach, jasnej koszuli oraz dzianinowej kamizelce wygląda jak sympatyczny wujcio, dla którego jedyną tajemnicą jest, gdzie ciotka schowała konfitury. Nieco fantazji dodaje mu kowbojski kapelusz. Wyjmuje trzy różnej wielkości szklane czaszki i zaczyna swój show.
- Hello, Polska, hello, Opo - wita się Shapiro.
- Opole - poprawia go Trojanowski, służący za tłumacza.
- Opoland? - dopytuje Shapiro.
- Poland is Poland, Opole is Opole - wyjaśnia Trojanowski.
Jak może sobie poradzić z kryształową czaszką ktoś, kto nie jest się w stanie zapamiętać nazwy miasta, w którym przebywa? - przelatuje wredna myśl. Wątpliwości zostają jednak zagłuszone ostrym rockiem. Phil Collins, jeszcze razem z "Genesis", radośnie śpiewa "I can dance, I can sing" w przeboju sprzed lat co najmniej dwudziestu. Misiowato niezgrabny Shapiro zaczyna podskakiwać i tańczyć, przerzucając szklaną czaszkę z jednej ręki do drugiej i od czasu do czasu przybijając piątkę z kimś z widowni. Publiczność patrzy jak zahipnotyzowana. Pewnie gdyby wiedziała, że ten taniec to najbardziej niezwykłe zjawisko tego wieczoru, poprosiłaby o bis.
- Kiedy jestem spontaniczny, kosmos, Bóg, manifestuje się przeze mnie skuteczniej - wyjaśnia swoje dziwne zachowanie Shapiro i zachęca, by każdy znalazł sobie taką porywającą piosenkę, która pozwoli mu się na kosmiczną manifestację otworzyć.
Pokazuje największą z czaszek - jak twierdzi, wyrzeźbioną w bryle kwarcu - i mówi, że on, Shapiro, jest "jego" opiekunem. "Jego", bo traktuje tę czaszkę jak faceta. Dzięki "niemu" poznał swoją drugą żonę. Zobaczył ją podczas spotkania takiego jak to opolskie i zakochał się od pierwszego wejrzenia. A potem w domu czaszka wywoływała wokół niego obraz czarnowłosej dziewczyny. Zważywszy, że była prezentem rozwodowym od pierwszej żony (takie czaszki produkuje się w Stanach masowo), trzeba przyznać, że zachowała się nad wyraz uprzejmie. Dziś Daisy - przedstawiana jako półkrwi Indianka - asystuje mężowi podczas pokazu.
- Dlaczego kryształ? Dlaczego czaszka? - zadaje fundamentalne pytania Shapiro. - W krysztale można zapisać każdą informację - wyjaśnia. - Rozmawiając z drugim człowiekiem, patrzymy zawsze na głowę, uważając, czaszka jest "siedzibą ludzkiej istoty".
- Nie wiem, jak bardzo jesteście osobami spirytualnymi - Shapiro testuje wytrzymałość publiczności, zanim ogłosi prawdziwą bombę. - Są byty o wiele bardziej rozwinięte od naszego i one zadecydowały o kształcie naszej głowy - żeby był czuły na odbieranie informacji z kosmosu - wali prosto z mostu, nie zważając na to, że na sali są osoby w dość zaawansowanym wieku i być może o słabych sercach.
Do równowagi publiczność wraca podczas blisko godzinnego, ilustrowanego slajdami wykładu o antycznych kryształowych czaszkach. Niestety, bardziej niż na odległość od ekranu nie uda nam się tego wieczoru zbliżyć do prawdziwej tajemnicy. Przy opisie czwartej czaszki widownia odzyskuje równowagę, za to z lekka traci cierpliwość. Przytomny Trojanowski szepcze coś do ucha gościowi z Ameryki, a ten szybciutko zwija slajdy i zapowiada eksperyment. Publiczność jakby prąd przeszył. W górę strzelają ręce ochotników. Każdy chce na sobie sprawdzić skuteczność działania kryształowej czaszki.

Szczęściarą jest młoda nauczycielka z Prudnika. To na jej przykładzie zostanie udowodnione, jak zmieniają się energetyczne zaburzenia przed i po kontakcie z czaszką. Pani Jolanta zostaje podłączona do urządzenia, a na ekranie komputera pojawiają się kolorowe słupki obrazujące poziomy energetyczne jej narządów wewnętrznych.
- Woreczek żółciowy zablokowany - analizuje pan Arkadiusz Adamiec z Domu Uzdrawiacza "Delfin". - Serce i jelito cienkie zbyt aktywne. Podobnie pęcherz moczowy.
Teraz pani Jolanta dostaje do potrzymania czaszkę i po kilku minutach badanie zostaje powtórzone. Kolorowe słupki tym razem są wyraźnie wyższe. To znak, że zastrzyk energii emitowanej przez czaszkę podziałał.

Kobieta została "doładowana", co powinno wszystkich przekonać o uzdrowicielskich mocach czaszki. Jakby komu było za mało, to małżonka Joshuy, Daisy - ta wyswatana przez czaszkę - uzdrowi ochotnika z widowni. Znowu las rąk. Na scenę wchodzi pan o solidnym wyglądzie. Siada na krześle z czaszką w rękach, a Daisy za jego plecami zaczyna wykonywać dziwne ruchy. Wygląda to tak, jakby Daisy skubała delikwenta z niewidocznych piórek czy pyłków, ale rzecz jest znacznie poważniejsza. Okazuje się, że uzdrowicielka - spełniając, jak mówi Shapiro, rolę żywej anteny - właśnie uwalnia energię wszechświata i poddaje ją zmianom, a duch pracuje przez nią i daje pacjentowi potrzebną energię.
- To, co wam teraz powiem, zmieni wasze życie - mówi demonicznym szeptem Shapiro. - Myślicie, że jesteście ciałami? - sala zastyga w napięciu. - Tak naprawdę jesteście bytami energetycznymi. Strumieniami światła. Rozumiecie?
Niemrawe potakiwanie najbliżej siedzących chyba nie zadowoliło uzdrowiciela, więc dla większego wrażenia zapewnił zebranych, że on sam jest jak tomograf komputerowy, a na dodatek siłą woli ściera na proszek kamienie nerkowe. Potem, jak przystało na reklamę, poinformował, gdzie i kiedy będzie przyjmować na indywidualnych sesjach uzdrawiających. Żeby nie powstało wrażenie, że nagania sobie klientów, gratis podzielił się tajemnicą, jak skontaktować się z osobistym przewodnikiem duchowym, zwanym przez niektórych aniołem stróżem. Otóż trzeba najpierw stanąć z szeroko rozsuniętymi rękami i zamkniętymi oczami i zadać aniołowi kontrolne pytanie ze znaną nam odpowiedzią na tak. Anioł pchnie nas w jedną stronę. Potem trzeba zrobić to samo z pytaniem na nie. Anioł pchnie w drugą stronę. A potem można już pytać anioła o wszystko.
Starsze panie wychodziły po z górą trzech godzinach mocno zdegustowane.
- Dwadzieścia złotych! Za takie coś? Dwadzieścia złotych! - u pani "od wątroby" żal mieszał się ze złością.
- A ja tam zapiszę się na indywidualną wizytę - siwy pan z soliterem nie dawał za wygraną. - W dużej grupie to żaden cud stać się nie może.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska