Cudowna piramida w Dębskiej Kuźni

fot. Krzysztofg Świderski
- Budowa piramidy to był mój pomysł , a Jurek go podchwycił - przyznaje Jerzy Mientus z Nakła (z lewej).  - I nie żałuję! - podkreśla Jerzy Szwuger.
- Budowa piramidy to był mój pomysł , a Jurek go podchwycił - przyznaje Jerzy Mientus z Nakła (z lewej). - I nie żałuję! - podkreśla Jerzy Szwuger. fot. Krzysztofg Świderski
Ludzie z Dębskiej Kuźni przekonują, że budowla w ogródku Jerzego Szwugera ma cudowną moc. - Nawet viagrę zastępuje - mówią.

Gdyby Dębska Kuźnia miała swojego lokalnego Ericha von Daenikena, który - jak pamiętamy - nawet z kawałka glinianej skorupy potrafił wywieść dowód na starożytną obecność kosmitów na Ziemi, ten tekst mógłby się zaczynać tak:
Jakieś trzy tysiące lat temu w korycie rzeki Ptaszówki, która wówczas przecinała tereny, na których leży dziś opolska wieś Dębska Kuźnia, wylądował statek kosmiczny z załogą kosmitów, najprawdopodobniej z gwiazdozbioru Andromedy. Po wstępnych badaniach geologiczno-radiologicznych komendant statku zarządził zasypanie rzeki, co uczyniono za pomocą silnego strumienia niewidocznych fal elektromagnetycznych, wznieconych przez specjalny kwarcowy generator.

Ziemię ubito kafarem neutronowym, po czym w miejscu, gdzie do niedawna pluskały się kiełbie, kosmici wybudowali piramidę. Po czym ulecieli w przestworza, w nadziei, że tutejszy lud będzie na tyle praktyczny i zmyślny, że odkryje dla siebie zalety budowli. No i lud je odkrył...

Nie kosmici, lecz Jan Mateja
Ale wieś nie ma swojego fantasty-literata i chyba nie bardzo wierzy w kosmitów. Bo raz, że nikt ich tutaj nigdzie nie widział, a dwa - że lud tu pobożny i wie, że w niebie to tylko co najwyżej Pan Bóg, święci, aniołowie, no i satelity, dzięki którym można oglądać Bundesligę, a nie żadne tam zielone ludki.
No więc w związku z tym wszyscy tu wiedzą, że piramidę postawił Jan Mateja. Elektryk, co prawda, znany i z prywatną praktyką, ale przecież z ręką wprawną też i do ciesielki.

A poza tym - co to za kosmici, którzy okładają piramidę papowymi dachówkami z Castoramy?

Bo piramida dębskokuźnicka różni się od tych spod Kairu - nie jest z kamienia, lecz z płyt paździerzowych, rozpostartych na stelażu z drewna. Na to wspomniane papowe dachówki, aluminiowe krawędzie i czapa z miedzi. No i wycieraczka przed wejściem, bo kosmos kosmosem, a czystość - rzecz pierwszorzędna.
Piramida stoi na posesji Jerzego Szwugera, emerytowanego rolnika, a także lokalnego kolekcjonera staroci, które zbiera z żoną Anną. Jego dom to istny antykwariat, pełen bibelotów i okazów, jakich pozazdrościłby mu niejeden rasowy muzealnik. Pan Jerzy wręcza mi zafoliowaną wizytówkę z napisem Izba Muzealno-Kolekcjonerska i wykaligrafowanym komputerowo mottem: "Obcowanie ze sztuką uszlachetnia człowieka".

To pan Jerzy właśnie zlecił jej postawienie Janowi Matei. - Ale do budowy namówił mnie kolega, Jurek Mientus z Nakła - dodaje. - Słuchał, słuchał, aż w końcu powiedział: to ją zbuduj. I cały czas mi potem doradzał, jaka powinna być.

Jak w saunie
- Nigdy nie byłem w Egipcie, ale ten temat zawsze mnie fascynował - tłumaczy Jerzy Szwuger. - Ale nie pod kątem historycznym, lecz zdrowotnym. Taka piramida to skondensowanie energii. Niech pan popatrzy... - wskazuje na zgrzewki mineralnej, które sąsiedzi zostawili w piramidzie. Będą tak leżały dwa tygodnie, aż woda się naenergetyzuje.

- Niech się chowają wtedy redbulle i cała ta chemia! - pan Jerzy zadziera brodę.
Ludzie przynoszą też tutaj wino własnej roboty, żeby szybciej dojrzało i nabrało mocy. Dojrzewa i nabiera.

Są też tacy, którzy przynoszą wódkę. Ale wódkę trochę strach, bo piramida nie zamykana i ktoś może w nocy zwędzić.

- A jaki wpływ może mieć na gorzałę kwarantanna w piramidzie. Kaca potem nie ma czy jak? - pytam.

- Silniejsza się robi. Czasem nawet za silna, jak za długo postoi - odpowiada gospodarz.
Dlatego oprócz wody ludzie najczęściej przynoszą warzywa i owoce. Podobno nabierają lepszego smaku, szybciej dojrzewają, dłużej się trzymają. Jabłka dostają szwungu, jakby je ktoś nafaszerował narkotykiem.

Ale przede wszystkim piramida służy ludziom. Stoją w niej dwie drewniane prycze. Trochę przypomina to saunę, o ile nie zauważy się koców, którymi wymoszczono dechy. Pachnie zresztą też jak w saunie. Kto czuje taką potrzebę, przychodzi, kładzie się i medytuje. Od dwudziestu minut do godziny.

Odmładza, oczyszcza, leczy
Piramida stoi we wsi od kwietnia tego roku. Przy ulicy Cichej, dwieście metrów od kościoła. Proboszczowi nie przeszkadza, to nie żadne szatańskie czary przecież, lecz alternatywna forma medycyny.

- Czasem wystarczy sugestia, żeby w organizmie lepiej się działo - mówi pan Jerzy, choć przecież nie dla wywoływania zbiorowych sugestii stawiał te drewniane trójkąty. - Ona oczyszcza, odmładza, leczy.
Niektórym naprawdę lepiej się dzieje.

- Przyjeżdża tu do mnie taki pan z Opola - opowiada gospodarz. - O..., ta woda jest jego - pokazuje na kilka butelek. - On ma parkinsona, prawie codziennie jest. Przywozi ręcznik, prześcieradło i leży. Dawniej ledwie na kulach się do mnie dowlókł, a teraz na nogach pędzi.

Zbawiennych skutków pobytu w piramidzie doświadczył też Wania Pawluk, Ukrainiec od lat zżyty z Dębską Kuźnia, bo pracujący po trochu w nieomal wszystkich domostwach.

Pewnego dnia Wanię złapały boleści. Skręcało go od środka, jakby wypił nie destylowany spirytus. Wnętrzności pulsowały, jakby miały zaraz wybuchnąć, więc Wania okręcił się sznurkiem jak baleron i dowlókł się jakoś do tutejszej lekarki. Dała mu tabletki, ale on dla wzmocnienia efektu poszedł jeszcze do piramidy. Gospodarza akurat nie było, poleżał godzinę. Za dwa dni jego trzewia zafunkcjonowały jak nowy silnik Diesla. Lekarstwa plus kosmiczna energia, jakiej nałykał się w piramidzie, sprawiły, że Wania mógł już pracować nie po 12, ale po 14 godzin na dobę.

Ludzie mówią też o pani Ricie, która dawniej musiała sobie mycie okien rozkładać na kilka dni. Po kilku wizytach w piramidzie pucuje za jednym zamachem wszystkie szyby w domu. Tu jest Śląsk Opolski - stopień dochodzenia do krzepy przelicza się na ilość wymytych okien.

- To prawda, z tymim oknami poszło mi migiem - zarzeka się pani Rita.
- Ta piramida działa też na otoczenie. Nawet zwierzęta mają się w jej otoczeniu lepiej. Nawet kury lepiej się niosą - mówią mi we wsi.

Lepsze od viagry
- Cała tajemnica w odpowiednich wymiarach. Wtedy piramida wychwytuje promieniowanie z kosmosu, a ono nas leczy - opowiada Jerzy Szwuger. - Ale, ale... - unosi palec. - Tylko na pewnej wysokości.

- Piramida musi mieć 4 metry i 27 centymetrów długości podstawy boku i wysokość trzech metrów - objaśnia Jan Mateja. - Wejście musi być od południa, bo wtedy jest najlepsze działanie. W środku do wysokości metra dziesięć trzyma się jedzenie. Następny metr to jest strefa dla ludzi. Wyżej nie wolno już przebywać, bo to grozi komplikacjami.

Jakimi?
- W Ligocie Turawskiej stawiali taką sama piramidę - tłumaczy pan Jan. - Ale właściciel chciał ją ocieplić od środka, żeby można było w niej siedzieć zimą. No i zawołał ekipę. Oni tam na drabinkach skakali pod samym czubkiem piramidy. I co? W nocy jeden biegunka, drugi połamany w krzyżu, inny wymiotuje, temu łeb pęka. Potem, jak robili, to najwyżej dwie godziny dziennie, bo dłużej się nie dało.
- Czy piramidy stają się modne wśród Ślązaków? - pytam.
- Ja sam wiem o trzech na Opolszczyźnie, oprócz mojej - mówi pan Jerzy. - Choć plany swojej przywiozłem z Podbeskidzia.

Gospodarz szykuje małe turbodoładowanie do swojej piramidy. Kryształ górski, który zawieszony od spodu u szczytu piramidy, skupia ponoć w sobie moce z kosmosu, ściąga je.

- Mam tylko zmartwienie, że jak zawieszę, to mi go ktoś sobie zabierze. Myślę o takim zamykanym na kłódkę koszyczku z metalu - zwierza się pan Jerzy.
Skąd się bierze taki magiczny kryształ? Właściciel piramidy wzrusza ramionami: na każdej giełdzie w "Okrąglaku" można kupić.

W tutejszym barze "Pod Lipami" można usłyszeć o takim jednym, który miał kłopoty z "tymi" sprawami, a wstydził się iść do lekarza. Poszedł za to do piramidy i teraz żona na nowo go pokochała. Czy piramida jest lepsza od viagry? Właściciel i wykonawca piramidy śmieją się tylko w odpowiedzi. A po chwili mówią, że w wiosce wielu jest takich, którzy dla potencji i zdrowia trzymają małe piramidki pod łóżkiem.

Jak człowiek zmęczony...
Piramida rzeczywiście stoi w starym korycie Ptaszówki, ale ten jej odcinek zasypali nie kosmici, lecz sam wysechł, gdy podczas drugiej wojny światowej angielscy jeńcy przy okazji budowy drogi wyprostowali rzekę. Mimo że kiedyś było tu mokro, budowla nie stoi na ciekach wodnych, co pan Jerzy kazał dokładnie sprawdzić. Stawiać piramidę na ciekach to jak stawiać sanatorium dla gruźlików na malarycznych bagnach.
Jan Mateja budował piramidę, ale czy tak, jak budowałby kościół albo kaplicę, to znaczy - z wiarą?

- Mhm... - zastanawia się. - Wie pan, czasem na wszelki wypadek warto wierzyć. Coś w tym musi być. Ja sam, skoro to postawiłem, byłem tu poleżeć parę razy. Nawet muzykę relaksacyjną sobie puszczałem. No pewnie, że było lepiej. Ale tak się zastanawiam... Bo przecież jak człowieka cały dzień ma robota, to wystarczy, że się później położy i już mu jest lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska