Cyrk na kółkach. Niesamowici kaskaderzy

Mariusz Matkowski
Skok quadem nad autami.
Skok quadem nad autami. Mariusz Matkowski
Są jak cyrkowcy. Przemieszczają się po Europie z występami dla publiczności, a ich umiejętności są rzeczywiście niesamowite. Kaskaderzy strachu nie czują.

Jazda samochodem na dwóch kołach, przejeżdżanie przez ścianę ognia, skoki na motocyklach nad rzędem samochodów. Te i wiele innych sztuczek potrafi zaprezentować czeska (choć należałoby ją uznać za międzynarodową, bo są w niej też nasi rodacy czy też Słowacy) grupa kaskaderów Flott Cascaders, która gościła w Opolu w miniony wtorek. Kaskaderzy z grupy brali udział w produkcji takich filmów jak kultowy już "Taxi 3" czy też dwie części przygód detektywa Jamesa Bonda: "Casino Royale" i "Quantum of Solace". Specjalizują się w scenach "motoryzacyjnych", czyli z użyciem samochodów, motocykli czy quadów. W branżowych rankingach grupa została cztery razy uznana za najlepszą wśród zawodowych kaskaderów filmowych.

Gladiator's Day. Niesamowite pokazy w Opolu - zobacz zdjęcia

Aktorzy się boją

W "Taxi 3" w scenach pościgów samochodów założyciel grupy Alfred Smid i Michal Benesz siedzieli za kierownicami.
- Dla nas pościg i bardzo szybka jazda samochodem to normalna rzecz, ale najpierw trzeba było tysięcy godzin ćwiczeń - mówi Alfred Smid. - Normalnemu człowiekowi zdecydowanie odradzam takie próby. Zastępujemy aktorów w takich scenach, bo wiadomo, że nie daliby sobie rady, a że film wymaga efektownych scen, to zatrudnia się do niego nas. Czy jakiś aktor chciałby sam grać w takich scenach? Może i mają takie marzenie, ale to przecież rozsądni ludzie i gdy widzą, co robimy, to wiedzą, z jakim ogromnym ryzykiem się to wiąże. Zresztą nawet jak aktor sam chciałby odegrać jakąś trudną scenę, to przecież jego agent czy menedżer w życiu by mu na to nie pozwolił.
Przy kręceniu filmów kaskaderzy mogą też zobaczyć, że praca aktora wcale nie jest łatwa. Jedną ze scen dachowania samochodu w "Taxi 3" musieli powtarzać kilkadziesiąt razy. Zniszczono ponad 20 felg w samochodzie.
Sam samochód po każdym kolejnym dachowaniu wyglądał gorzej, choć zniszczenia dachu czy boku samochodu są zdecydowanie mniejsze niż wspomnianych felg. W filmie zostało zużytych kilka samochodów - mówią kaskaderzy.
- Zasadą jest, że trzeba tak robić efektowne sceny, żeby zniszczenia samochodów czy motocykli były jak najmniejsze - dodaje menedżer Jacek Adamczewski. - Wszystko zależy jednak od budżetu danego filmu. Im jest on większy, to samochody czy motocykle są częściej wymieniane.

Z pokolenia na pokolenie

Kaskaderzy, żeby utrzymać się w dobrej kondycji, muszą wiele ćwiczyć.
- Wychodzi kilkanaście godzin w tygodniu - wylicza menedżer Adamczewski, który sam "bawił się" nieco w kaskaderkę w przeszłości, a którego syn Kacper jest obecnie członkiem grupy. - To nie chodzi tylko o ćwiczenia na samych samochodach czy motocyklach, ale przede wszystkim o ćwiczenia gimnastyczne czy akrobatyczne. Najczęściej kaskaderami zostają byli gimnastycy czy akrobatycy, ale też oczywiście ludzie po szkołach cyrkowych. Kaskader musi być bardzo sprawny, a więc potrzebne są też ćwiczenia ogólnorozwojowe czy też wytrzymałościowe.
Ta "zabawa" to też często sprawa przekazywana z pokolenia na pokolenie. W grupie jest bowiem 14-letni syn Alfreda Smida - Antonin. Nastolatek bez większego problemu prowadzi ciężarówkę czy autobus i to tak, że zawstydziłby zawodowego kierowcę. Największe brawa na pokazie otrzymywał natomiast 7-letni Martin Szulc, który jeździł zamknięty w bagażniku samochodu jadącego na dwóch kołach, a na quadzie "śmigał" jak, nie przymierzając, zawodowy sportowiec. - Ja się niczego nie boję - odpowiedział rezolutnie dzieciak na pytanie, czy czuje strach. Zresztą jego dziadek był cyrkowcem, chodził na linie bez zabezpieczenia, maluch jest też spokrewniony z Alfredem Smidem.
- Jakiś strach o własne dzieci zawsze jest. Ale znamy też smak ryzyka, więc rozumiemy, dlaczego ta gra tak wciąga - zaznacza Jacek Adamczewski. - Zwykle to mamy bardziej niepokoją się o los swych dzieci, ale z drugiej strony, w dużej mierze u młodych chłopców to kontynuacja tradycji rodzinnych, więc i o zgodę na ćwiczenia czy próby jest w takim przypadku łatwiej.
Podczas opolskiego pokazu wszystkie ewolucje zakończyły się bez szwanku na zdrowiu dla wykonujących je młodych mężczyzn i chłopców. Nie zawsze jednak tak jest.
- Przecież to nie gra komputerowa - zaznacza menedżer Adamczewski. - To są trudne i niebezpieczne ewolucje wykonywane najczęściej bez żadnych specjalnych zabezpieczeń. Kontuzje się więc zdarzają i to dość często. Najczęściej są to złamania rąk, nóg czy żeber, ale są też urazy kręgosłupa czy głowy.
To jest jednak ryzyko zawodowe. Każdy, kto próbuje swych sił w kaskaderce, musi się liczyć z tym, że to może się źle skończyć, bo bezpieczne zajęcie to na pewno nie jest.
Kaskaderzy w większości ewolucji mają na głowie kask. Do tego dochodzą ochraniacze na kręgosłup, ramiona, kolana czy piszczele. Przy upadkach z dużej wysokości czy podczas szybkiej jazdy motocyklem czy samochodem nie ochronią one jednak przed złamaniem ręki, nogi czy obojczyka. Niemal każdy z kaskaderów miał w swojej karierze złamaną jakąś część ciała.

Kaskaderska emerytura

Dlatego też karkołomne pokazy wzbudzają duże zainteresowanie i zachwyt publiczności. Rzadko zdarza się przecież zobaczyć na własne oczy sceny żywcem wyjęte z filmu. Strzał z bazooki do jadącego samochodu, który potem dachuje z kierowcą w środku czy człowiek na motocyklu crossowym lecący w powietrzu na wysokości około 12 metrów i robiący przy okazji salto - to sztuczki, które mrożą krew w żyłach. Tak jak w przeszłości ludzie gremialnie przychodzili do cyrku, kiedy przyjechał, tak teraz tłumnie przychodzą na pokazy kaskaderów.
- Bo my jesteśmy cyrkowcami - przekonuje Jacek Adamczewski. - Utrzymanie drogiego sprzętu i ludzi pracujących w grupie nie jest łatwe. Same występy w filmach i konsultacje przy ich produkcji na to nie wystarczą. Jak cyrk i artyści tam występujący, przemieszczamy się w ciężarówkach po różnych miastach i dajemy pokazy. Jesteśmy takim cyrkiem zmotoryzowanym, na kółkach.
Flott Cascaders Team, założony przez Alfreda Smida, w swoją pierwszą trasę objazdową ruszył w 1993 r. Od tego czasu dość regularnie przyjeżdża do Polski. Sam założyciel jest już w średnim wieku i w większości występów już nie bierze aktywnego udziału.
- Zostaje mi szkolenie młodszych - mówi Smid.
- Różny jest wiek przechodzenia na kaskaderską emeryturę - zaznacza Jacek Adamczewski. - Dla kaskadera, tak jak dla sportowca, najlepszym wiekiem jest młodość, czyli tak do około 35-40 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska