Czarne punkty nad wodą - niebezpieczne kąpieliska w województwie opolskim

fot. Archiwum/PS
fot. Archiwum/PS
Rozpaczliwie wzniesione w górę ręce pływaka zalewanego przez fale. A pod nimi liczba utonięć. Tak mają wyglądać ostrzegawcze tablice, które staną nad najbardziej niebezpiecznymi kąpieliskami.

Być może nawet w całym kraju, bo Opolszczyzna chce sprzedać ten pomysł ministrowi zdrowia. - Dobrze, że coś się w tym kierunku robi, ale tablice to za mało - ocenia Zbigniew Szorc, szef opolskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Pomysł narodził się w lipcu zeszłego roku, tuż po tragedii, do której doszło na Odrze przy jazie w Lipkach. Przypomnijmy: płynący łódką zignorowali tablice ostrzegawcze i beztrosko podpłynęli do jazu. Łódka się wywróciła, nikt nie ocalał. Utonęło pięć osób.

Kilka dni później wojewoda Ryszard Wilczyński zwołał kolegium, na którym zjawili się przedstawiciele wszystkich służb i WOPR-u. Spotkanie zakończył konkretny wniosek: trzeba opracować mapę niebezpiecznych kąpielisk i ustawić przy nich tablice ostrzegawcze, wzorowane na tzw. czarnych punktach przy drogach.

Mapa jest gotowa, czekamy na ministra
Gdy sezon letni się skończył, Wydział Zarządzania Kryzysowego Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego zaczął gromadzić informacje o wypadkach nad opolskimi wodami. Wnioski były czasem zaskakujące. Okazało się na przykład, że letnicy toną najczęściej nie w stawach czy kamionkach, ale - w rzekach. - W 2008 roku 15 z 24 topielców wyłowiono z opolskich rzek, w tym aż 9 z Odry - mówi dyrektor wydziału Henryk Ferster.

Na podstawie danych przekazanych przez WOPR służby wojewody opracowały dwie mapy: pierwsza pokazuje utonięcia z 2008 roku, druga z ostatnich 10 lat. I to właśnie ona wskazuje te wszystkie miejsca, które powinny zostać oznakowane tablicami z topielcem. Kiedy tak się stanie, nie wiadomo, bo urzędnicy wojewody czekają na odpowiedź z ministerstwa sportu. - W listopadzie wysłaliśmy nasz projekt do ministerstwa z prośbą o akceptację - tłumaczy Ferster. - Oczywiście mogliśmy sami podjąć decyzję o ustawieniu tablic, ale koncepcja jest taka, żeby minister zaakceptował jednolity wzór dla całej Polski. Wtedy turyści podróżujący po kraju wszędzie będą mieli do czynienia z identycznym oznakowaniem.
Zdaniem Ferstera, jest na to spora szansa, bo w ministerstwie trwają prace nad nowym rozporządzeniem o zasadach wypoczynku nad wodami (rozporządzenie w sprawie turystki górskiej jest już ponoć gotowe). Być może właśnie z powodu tych prac legislacyjnych nie doczekaliśmy się jeszcze odpowiedzi w sprawie opolskiego projektu tablic. - Jeszcze przed wakacjami napiszemy do ministerstwa ponownie - zapewnia dyrektor Ferster.

Gdzie te tablice ustawić?
"Czarne punkty" przy drogach mają skłonić kierowców do zdjęcia nogi z gazu. Czy podobne ostrzeżenia nad jeziorem wystarczą, by amator kąpieli zrezygnował? - Nie jesteśmy naiwni, wiemy, że nie do każdego to trafi - przyznaje Ferster. - Liczymy jednak na to, że przesłanie dotrze chociażby do rodziców. Może mniej chętnie będą godzić się na to, by ich dzieci korzystały z tak oznakowanego akwenu. Poza tym nie możemy siedzieć z założonymi rękami. Nawet jeśli uda się w ten sposób uratować choć jedną osobę, będziemy zadowoleni.
Zbigniew Szorc z WOPR-u jest tu jednak dość sceptyczny. Jego zdaniem największy problem będzie z wyznaczeniem miejsca, w którym tablica zostanie wkopana w ziemię. - Raporty dotyczące utonięć są za mało dokładne, by wskazać konkretną plażę, przy której doszło do tragedii. Wyławiamy ciało, ale nie wiemy, w którym miejscu ofiara się utopiła - tłumaczy. - Weźmy kamionkę taką jak Silesia, do której ludzie podchodzą z każdej strony. Czy mamy tam ustawiać tablice co 20 metrów? A co zrobić z takim Jeziorem Nyskim, które ma 22 kilometry kwadratowe powierzchni?
Przykład zbiornika Głębinów jest bardzo charakterystyczny. Jezioro Nyskie uchodzi za wyjątkowo niebezpieczne, w ostatniej dekadzie odnotowano tu 11 utonięć. Ale do żadnego z nich nie doszło na kąpielisku Nyskiego Ośrodka Rekreacji, które jest w sezonie strzeżone przez 8 ratowników. - Kieruję ośrodkiem od sześciu lat i, odpukać w niemalowane, nikt u mnie jeszcze nie utonął - mówi dyrektor NOR Mirosław Aranowicz.

No i pojawia się pytanie, w którym miejscu długiej linii brzegowej Jeziora Nyskiego ustawić ostrzegawcze tablice. - Nasi ludzie pływają motorówkami po całym zbiorniku i opowiadają o różnych podpitych panach, którzy nie chcą korzystać z kąpieliska i wolą wejść do wody gdzieś w szuwarach - komentuje Aranowicz. - I co z takimi zrobić?
Cały problem w tym, że pokaźna część ofiar tonie właściwie na własne życzenie. Po tragedii w Lipkach Stanisław Potoniec z Centrum Zarządzania Kryzysowego w Opolu parokrotnie badał oznakowanie jazu. - Było prawidłowe. A w łódce płynęli ludzie, którzy wiedzieli, jak się na rzece zachować - mówi. - A mimo to podpłynęli pod sam jaz.

Swoje robi też alkohol. Kiedyś letnik znad średniego jeziora, który chciał się napić piwa, musiał dreptać do "Żeglarza", do Szczedrzyka. Dziś tej legendarnej knajpy już nie ma, za to duże jasne można dostać tuż przy plaży. Jedni raczą się nim z umiarem, inni nie.

Jakie tam kąpielisko?
Kolejny problem tkwi w przepisach. Pozornie są surowe: ktoś, kto organizuje kąpielisko, musi zadbać o bezpieczeństwo kąpiących się. Niewiele można jednak zrobić komuś, kto kasuje po pięć złotych za miejsce na parkingu i zarabia na sprzedaży kiełbasek z grilla i piwka, ale - przynajmniej na papierze - żadnego kąpieliska nie prowadzi. Bo przecież nie zbudował pomostu, nie wyznaczył bojami i sznurami miejsca do kąpieli. A jak jakiś plażowicz chce się zamoczyć, to przecież nie może mu zabronić.

Są i takie przypadki, że niezwykle popularne zbiorniki - jak choćby wyrobisko w Biestrzynniku w gminie Ozimek (4 utonięcia) - są oznaczone tablicami informującymi, że to prywatny teren i kąpiel jest zabroniona. Nikt zakazu nie przestrzega, ale właściciel zbiornika jest w razie czego kryty. W końcu ostrzegał.
- I ja im się tak naprawdę nie dziwię - mówi Szorc. - Jeśli ktoś dzierżawi zbiornik od gminy, to musi płacić czynsz. No i stara się ograniczać wydatki. Boi się wynajmować ratownika, bo w naszym klimacie bywa różnie, może się okazać, że przez dwa miesiące będzie lało.

W sumie każdy pretekst jest dobry. W zeszłym roku nad Jeziorem Srebrnym ratownika nie było. Gdy zaczęto głośno pytać, dlaczego, pojawiła się dobra wymówka: sanepid właśnie zakazał kąpieli, więc po co ratownik? Inna rzecz, że ludzie pluskali się dalej.
Nad Jeziorem Turawskim doskonałym alibi są od lat zakwity sinic. Skoro nikt się w zielonej wodzie nie kąpie, to kłopotu nie ma. Tyle tylko, że nad jeziorem zjawia się coraz więcej amatorów sportów wodnych. Im też grozi utonięcie.

Cała nadzieja w wójcie?
Zdaniem Szorca, najwięcej zależy od strategii przyjętej przez lokalny samorząd, który może wyłożyć trochę grosza i poprosić ratowników o przygotowanie i zabezpieczenie w sezonie kąpieliska. - Tak robią choćby władze Lewina Brzeskiego, Dobrzenia Wielkiego czy Opola - mówi Szorc.
- Przekazujemy 150 tys. złotych na zabezpieczenie naszych kamionek - potwierdza Mirosław Pietrucha, rzecznik prezydenta Opola. - I nie docierały do nas żadne skargi, że ratowników jest tam za mało.

Także służby wojewody starają się pomóc samorządom. Co roku przekazują im 14 łodzi motorowych, które są na stanie obrony cywilnej. W sezonie z łodzi tych korzystają ratownicy WOPR-u. - Przed wakacjami zwracamy się też do starostów, by sprawdzili, jak położone na ich terenie gminy przygotowują się do sezonu letniego - mówi Ferster.

W tym roku, po tragicznych doświadczeniach ubiegłorocznych, ten nacisk na samorządy ma być silniejszy. Chodzi o to, by wójtowie czy burmistrzowie wezwali do siebie właścicieli czy najemców okolicznych akwenów i uświadomili im, że odpowiadają za to, co dzieje się na ich terenie. Bo samo oznakowanie "czarnych punktów", choć to krok w dobrą stronę, jednak nie wystarczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska