Tradycyjnie politycy okrzyknęli wydarzenia skandalem. Z tym, że dla władzy było nim blokowanie marszu przez przeciwników rządu.
Dla opozycji – usuwanie demonstrantów siłą. W tym Władysława Frasyniuka, legendy podziemnej „Solidarności”. Zdjęcia z Frasyniukiem niesionym za ręce i nogi przez policję były symboliczne, choć sprawa konfliktu wokół miesięcznic nie jest tak prosta i oczywista jak wymowa fotografii.
Niewątpliwe jest, że spór zaogniła ustawa o zgromadzeniach, ewidentnie skrojona pod celebrowanie miesięcznic. To przeciw temu prawu, faworyzującemu władzę, protestują obywatele. Ale także przeciwko organizacji pod płaszczykiem religijnym politycznych marszów z obowiązkową przemową prezesa. Obowiązkowo konfrontacyjną.
Z kolei władza ma swoje racje, oburzając się na zakłócanie legalnych zgromadzeń. I mówiąc o konieczności równego traktowania obywateli, nie wyłączając Frasyniuka.
Jedna i druga strona żywi się na eskalującym konflikcie, mobilizuje twarde elektoraty. A mnie dramatycznie brakuje w tym wszystkim głosu Kościoła. Hierarchowie powinni zaapelować do jednej i drugiej strony o opamiętanie. Do opozycji – by ignorowała marsze. Jakiekolwiek by one były. A do władzy – by zakończyła celebrowanie miesięcznic, które w takiej liczbie – to już trwa siedem lat! – nie leżą ani w polskiej, ani katolickiej tradycji. Kompromisem byłoby już ograniczenie miesięcznic do elementu religijnego i rezygnacja z politycznych przemówień, które zaogniają atmosferę.
Obawiam się jednak, że jeśli hierarchowie do dziś nie wyrazili w kwestii miesięcznic jasnego stanowiska, to przez wzgląd na to, że sami są mocno podzieleni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?